Wymagający Jezus
Dzisiejszy fragment Ewangelii znamy doskonale. Przypomina nam o głoszeniu Ewangelii, byciu posłanym i to wcale nie z urzędu, nie na jakąś nadzwyczajną misję, ale po prostu. Na mocy chrztu świętego każdy z nas ma obowiązek głosić Dobrą Nowinę tam gdzie się pojawia. Jednak to zadanie powierzone uczniom przez Jezusa nie należy wcale do łatwych, głównie ze względu na jego adresatów.
2017-07-12
I Rok czytań
Mt 10,1-7
Nie idźcie do pogan i nie wstępujcie do żadnego miasta samarytańskiego. Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela (Mt 10,5–6). W rozważanym tekście raczej rzadko zwracamy uwagę akurat na te wersety, nie zastanawiamy się nad tym do kogo Jezus posłał Apostołów, częściej rozważamy do jakiej misji i jakich czynności. Tymczasem postawione przez Jezusa swoim najbliższym uczniom zadanie jest bardzo trudne. Łatwo jest nauczać o Bogu kogoś, kto wierzy inaczej i chce Go poznać, łatwo wyjechać na misje nawet do dzikich narodów spragnionych duchowości. O wiele ciężej natomiast mówić o wierze komuś, kto od niej się odwrócił. A właśnie do takich ludzi w pierwszej kolejności wysłał Jezus Dwunastu. Nakazał im, by szli do tych, którzy poginęli. Ludzie najczęściej zatracają swoją wiarę przez obojętność i skupienie się na innych wartościach dających zazwyczaj tylko pozory szczęścia. Niestety, takie osoby bardzo trudno nakłonić do powrotu. Jednak Jezus właśnie do takich ludzi wysyła swoich najbliższych współpracowników, tym samym również do nas kieruje słowa wzywające do szukania pogubionych duchowo ludzi.
To wezwanie Jezusa, by szukać tych, którzy oddalili się od Boga nie tylko stawia nam zadanie, by starać się ich nawrócić, ale również zadaje pytanie o to, jaki jest w ogóle nasz stosunek do takiej kategorii osób. Bardzo często, „prawdziwi, głęboko wierzący chrześcijanie” mają w pogardzie tych, którzy żyją inaczej i nie spełniają oczekiwań naszego Stwórcy. Przy tym podejściu pewnie nie często zastanawiają się co stoi u przyczyn osłabienia ich wiary. Czy zawsze musi to być zawinione przez nich samych? Może dali się omamić innym? Może nie byli do końca świadomi co tracą? Może nie spotkali nikogo kto by ich zachęcił, albo zostali odrzuceni przez tych, którzy uważają się za prawowiernych? Tych przyczyn może być wiele i pewnie zazwyczaj są one bardzo złożone i indywidualne, dlatego trudno jednoznacznie i kategorycznie oceniać każdego, kto oddalił się od Boga.
Niezależnie od tego co spowodowało odejście od religii, my, ludzie wierzący, bliscy Chrystusowi, mamy nie tylko zrobić co w naszej mocy, by takiego człowieka znowu zachęcić do powtórnego zbliżenia się, ale przede wszystkim starać się go zrozumieć i nie potępiać. A to niekiedy kosztuje dużo wysiłku, jednak zawsze jest wyznacznikiem naszej woli i bycia prawdziwymi uczniami Jezusa, na wzór Apostołów.