Umieć rozmawiać
Nie jest żadną tajemnicą, że ludzie najczęściej popełniają grzechy związane z mową. Można to wywnioskować słuchając licznych spowiedzi, a nawet po prostu, nie wchodząc za kratki konfesjonału, obserwując i słuchając co mówią inni oraz kontrolować, co sami wypowiadamy.
2017-08-16
I Rok czytań
Mt 18,15-20
Kiedyś jeden z liturgistów, w odpowiedzi na zarzut jakoby przyjmowanie Komunii na rękę było mniej godne od przyjmowania na język, napisał, że to przecież językiem popełniamy więcej grzechów niż ręką, więc czemu miałby być godniejszy. Rzeczywiście, abstrahując od tematu sposobu przyjmowania Eucharystii, możemy dokonać bardzo prostej obserwacji i usłyszeć co ludzie (ale także my sami) mówią o innych oraz w jaki sposób. Niestety nie będzie to chyba zbyt budująca obserwacja. Obmowa, przekleństwa, wymienianie imienia Boga nadaremno, wytykanie wad, kłótnie, przypisywanie złych cech, wytykanie błędów, drobne sprzeczki, kłamstwa, zatajanie prawdy, uszczypliwość, niestosowne żarty…Można by jeszcze długo wymieniać i rozbudowywać katalog grzechów związanych z mową. Niby nic wielkiego, przecież są poważniejsze występki, ale te, o których mówimy, jakże mocno potrafią ranić innych.
Jezus zachęca nas dzisiaj do dyskrecji. Mówi, że jeśli chcemy kogoś upomnieć, to najpierw w cztery oczy, dopiero potem przy świadku, a na końcu należy donieść Kościołowi, czyli wspólnocie. Gdyby dzisiaj żył między nami i obserwował schemat działania w tej dziedzinie, zapewne byłby mocno przygnębiony. Robimy dokładnie na odwrót. Najpierw rozgłaszamy czyjeś wady wokół nas, nawet często przypadkowo spotkanym osobom, a dopiero potem zdobywamy się na indywidualną rozmowę, najczęściej wtedy kiedy już wszyscy dowiedzą się o co nam chodziło. Wtedy rozmówca ma szansę skonfrontować naszą wypowiedź z opiniami zasłyszanymi na ten temat od innych ludzi. Zastanawiające jest to, co stoi za tak wielkim strachem (?), niechęcią (?) do rozmowy w cztery oczy z ludźmi, którzy, delikatnie mówiąc, nie do końca działają po naszej myśli. Może lęk wobec ewentualnego porównania swoich wad z cudzymi i wywnioskowania, że przecież sami mamy problem, może nawet właśnie w tej kwestii, którą próbujemy w drugim naprawić… A może ogólny brak umiejętności przeprowadzania rozmowy w realnej rzeczywistości? Przecież łatwiej napisać smsa, a nawet łatwiej zadzwonić, mogąc rozłączyć się w dowolnym momencie. Chyba nawet sami nie zauważyliśmy, jak szybko w naszej rozwiniętej cywilizacji, zatracamy zdolność zwyczajnego, normalnego kontaktu z ludźmi. Wiek XXI to epoka samotności. Jeśli chcemy poczuć się w niej szczęśliwi - musimy po raz kolejny wsłuchać się w słowa Jezusa. Stać się dyskretnym, ale by to mogło urzeczywistnić się, to paradoksalnie potrzebujemy jeszcze więcej kontaktu z ludźmi, a nie ucieczki od nich. Bo tylko wtedy uczymy się zdrowej rozmowy,