Zwyczajna świętość
Znicz, świece, kwiaty, odwiedziny grobów najbliższych… Tradycja? Przyzwyczajenie? Obowiązek? A może wiara w to, że ci, których wciąż pamiętamy, tak naprawdę nie umarli na wieki.
2017-11-01
I Rok czytań
Mt 5,1-12a
Znicz, świece, kwiaty, odwiedziny grobów najbliższych… Tradycja? Przyzwyczajenie? Obowiązek? A może wiara w to, że ci, których wciąż pamiętamy, tak naprawdę nie umarli na wieki.
Uroczystość Wszystkich Świętych jest bardzo stara, została wprowadzona już w 835 r. przez papieża Grzegorza IV. Od początku istnienia chrześcijaństwa czczono tych, których uważano za wzór życia i oddania się Bogu, i to nie tylko w jakiejś nadzwyczajnej formie jak męczeństwo, życie mnisze, albo całkowite poświęcenie się dla dobra ubogich. U samych początków Kościoła była w Nim intuicja, że każdy, zwyczajny człowiek może stać się świętym. Bardzo wyraźnym sygnałem takiego podejścia było poświęcenie wszystkim zmarłym świętym Panteonu, dawnej rzymskiej świątyni bogów przez papieża Bonifacego IV w 608 r. Było to namacalne doświadczenie wiary w powszechne powołanie każdego ochrzczonego do świętości. Współcześni katolicy przypomnieli sobie o tym fakcie dzięki obradom Soboru Watykańskiego II, Który cały rozdział jednego z najważniejszych dokumentów, konstytucji dogmatycznej Lumen gentium poświęcił właśnie temu rodzajowi powołania. Niestety na co dzień chyba rzadko myślimy takimi kategoriami, powrócił do nas sceptycyzm średniowiecza, który próbuje nam wmówić, że świętość to cecha ludzi wybranych, zupełnie nienaturalna dla przeciętnego człowieka.
Ewangelista Mateusz podkreśla jednak coś zupełnie innego. W Ośmiu błogosławieństwach, które przyswajamy wszyscy na pamięć podczas wczesnego etapu nauczania w szkole podstawowej, a których chyba nie za bardzo rozumiemy, słyszymy, że do bycia szczęśliwym (greckie słowo μακαριοι ma dosłownie właśnie takie znaczenie) powołani są ci, którzy cierpią, płaczą, smucą się, znoszą obelgi i są ubodzy. A więc każdy z nas. Tłumy ludzi, którzy słuchali Jezusa to w pewnym sensie my. Ci obecni wówczas podczas Kazania na Górze reprezentowali zwyczajnych, prostych ludzi zmagających się ze swoja codziennością, różnymi przeszkodami, nierzadko prześladowanych przez innych, ubogich, uciskanych przez różne elitarne środowiska. Każdy człowiek mógłby odnaleźć odpowiadającą mu osobę w tłumie, z którą dzieli podobne problemy.
Mamy więc daną nadzieję przez samego Jezusa, że każdy kto spotyka Boga i chce mu służyć ma szanse na Zbawienie. To nie doświadczenie dla wybranych, ale rzeczywistość dana każdemu. Święty Jan, którego fragment listu też dzisiaj czytamy, podkreśla tę prawdę jeszcze głębiej. Pisze, że każdy kto osiągnie ten niebiański cel stanie się podobny do Boga. Moglibyśmy nawet powiedzieć taki sam jak nasz Stwórca (greckie ομοιοι). Widzimy zatem, że tak naprawdę czeka nas jako ludzi powrót do tego co było na początku dziejów: niekończącego się życia w harmonii z Bogiem, zanim upadliśmy w grzechu. I zwróćmy uwagę, także na to, że Jezus wcale nie wspomina o bezgrzeszności w drodze do bycia świętym. Potrzeba wypełniania swojego osobistego powołania, nie osiągniecia ideału. Pokrzepiając się ta nadzieją może warto spędzić dzisiejszy dzień nieco inaczej niż zwykle, modląc się o swoja świętość, odchodząc nieco od grobów, czy wspomnień zmarłych. Wszak dzień poświęcony na pamięć o nich czeka nas jutro.