Unikać grzechu, czy czynić dobro?
Pewnie większość katolików zapytanych o to, co trzeba robić, aby być dobrym chrześcijaninem i przez to móc kiedyś wejść do nieba powiedziałoby: zachowywać przykazania. Więc nie grzeszyć. A może chodzi o coś zupełnie innego?
2017-11-22
I Rok czytań
Łk 19,11-28
Opowieść, o dziesięciu minach, jest jednym z najciekawszych tekstów jakie odnajdujemy w Piśmie Świętym, a jednocześnie tworzy pewną kontrowersję. W każdym z nas budzi się pytanie, a nawet ogromny bunt: dlaczego ten człowiek szlachetnego rodu tak surowo ukarał swojego sługę, który nie pomnożył owej miny? Ale po kolei, najpierw trochę o kontekście żebyśmy lepiej zrozumieli sens tej Ewangelii. Mina to jednostka monetarna powszechnie stosowana w Starożytności. Była warta mniej więcej 100 drachm, czyli ok. 500–600 g cennego kruszcu np. srebra. Warto pamiętać, że majątek, szczególnie jeśli był pokaźnych rozmiarów, był oddawany sługą, aby go pomnożyli i jeszcze lepiej zagospodarowali. Może wydaje się to nieco dziwne, ale przecież współcześnie tez oddajemy pieniądze bankom, czy funduszom inwestycyjnym, aby powiększyć ich wartość. Tutaj trzeba uświadomić sobie, że byłoby dużą naiwnością i nieodpowiedzialnością łatwe krytykowanie, czy nazywanie nieumiejętnym trzeciego sługi, który nie zainwestował majątku pana. Nie wiadomo czemu tego nie uczynił, ale z pewnością żaden bogacz nie powierzyłby swoich pieniędzy byle komu. I ostatnia rzecz, nie było niczym dziwnym, że ktoś z wybitnej, szlachetnej rodziny, udawał się do władców, by nabyć, pozyskać jeszcze większą godność, np. króla jakiejś ziemi.
Wróćmy do sedna sprawy. Co z tym potępionym sługą? Czy na pewno zasłużył na tak surową karę? Przecież właściwie nie zrobił nic złego, nikogo nie skrzywdził... No właśnie. Może wcale nie o to chodzi w naszej religii? Może nie jest najważniejsze unikanie grzechów, zachowywanie przykazań i trzymanie się kurczowo zasad jakie wyznacza nam Bóg za pośrednictwem Kościoła? Spokojnie, jeszcze nie jesteśmy w herezji. Patrząc na dzisiejszą przypowieść oraz na inne teksty (bliźniaczą przypowieść o talentach z Ewangelii św. Mateusza, albo odejście zasmuconego młodzieńca, który co prawda zachowywał wszystkie przykazania, ale nie chciał oddać majątku lub na błogosławieństwa wypowiedziane podczas Kazania na Górze) można dostrzec, że Jezus tak naprawdę nie potępia za grzechy. Potępia za brak uczynionego dobra i może to jest właśnie klucz do świętości. Bycie dobrym, czynienie tego dla innych, więcej – życie dla innych. Grzechów i tak nie unikniemy.
Przez wieki nauczyliśmy się, że grzech, właściwie jego brak jest najważniejszy. Echem tego jest np. przepraszanie za nie na początku Mszy, bez dziękczynienia za dobro. Tymczasem, delikatnie mówiąc, można odnieść wrażenie, że to jednak poziom dobra w naszym życiu będzie najistotniejszy. Uwaga! Trzeba pamiętać przy tym o prostej zasadzie logicznej: jeśli coś jest najważniejsze, to nie oznacza, że reszt jest nieważna. Jest mniej ważna i może być istotna. Chodzi tylko o szczyt piramidy wartości. To tak dla pewności, żeby ktoś nie pomyślał, że można grzeszyć do woli. Zagmatwane to wszystko trochę, już nie wiadomo czy grzeszyć czy nie… Otóż grzeszyć, bo na razie nie da się inaczej, ale jak najmniej, a przy tym robić maksymalnie dużo dobra!