Miernik prawości
Prześladowania z powodu religii – żyjąc w polskiej rzeczywistości wydaje nam się, że to już relikt przeszłości związany z rzymskimi arenami, gdzie dzikie zwierzęta rozrywały chrześcijan. Nic bardziej mylnego, to właśnie dzisiaj trwa największa epoka prześladowań.
2017-11-29
I Rok czytań
Łk 21,12-19
Chrześcijanie to zdecydowanie najbardziej dyskryminowana religia na świecie. Już nie tylko kraje typu Pakistan, czy Iran nie dają możliwości swobodnego wyznawania wiary w Chrystusa i prześladują za jej publiczne praktykowanie, ale nawet nowoczesna Francja nie godzi się na obecność krzyża w przestrzeni publicznej. Dziwne, zapomnieliśmy w Europie skąd pochodzimy i gdzie są nasze korzenie. Ale to są właśnie słowa Jezusa wprowadzane w życie w sposób realny. A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. (Łk 21, 16). Chrystus przewidział, że nawet najbliżsi, nawet ci, z którymi łączą nas więzy krwi i więzy kultury odwrócą się od nas, wierzących w Boga.
Dlaczego tak się dzieje? Zgodnie ze starym porzekadłem prawda w oczy kole. Jeśli ktoś odwraca się od wiary to najczęściej dlatego, że jest ona mu bardzo niewygodna. Widać to choćby w schemacie w jakim żyją współcześnie młodzi ludzie. Wierzą i praktykują do momentu, kiedy ich życiowe decyzje nie staną w opozycji do sumienia i zasad wiary. Klasycznym przekładem jest zamieszkanie bez ślubu i rezygnacja z Kościoła. Tak naprawdę to nie brak wiary odpowiada za brak praktyki, ale ciągły, drążący wewnątrz głos sumienia, który mówi, że coś jest nie tak. Zgodnie z klasyczną teologią (choćby w wydaniu św. Tomasza z Akwinu) tym głosem jest Boży osąd. A więc ludzie rezygnują z dotychczasowych zasad, bo są im niewygodne. Być może to żadne wielkie odkrycie, ale warto je sobie uświadamiać i obserwować nie tylko w indywidualnym wydaniu wśród znajomych, czy otoczenia, ale także jako globalny trend religijny. Zawsze za tym stoi egoizm i własne wygodnictwo, najczęściej tłumaczone tym, że Kościół nas ogranicza… Każdy grzech to krzywda dla innych lub dla samego siebie, stąd jego zło.
Czy to dobrze, że cierpimy w imię Jezusa? I tak i nie. Z jednej strony to bardzo trudne doświadczenie, wymagające prawdziwej, żarliwej wiary i głębokiej świadomości Boga, a z drugiej bohaterstwo i okazja do weryfikacji. Jeśli jakiś pogląd kole w oczy elity rządzące światem, to najczęściej jest on słuszny. Tak było kiedy ludzie walczyli o wolność chrześcijańskiego wyznania w czasach Cesarstwa Rzymskiego, później powtórzyło się to podczas Rewolucji Francuskiej i w czasach komunizmu. Będący u władzy ludzie niestety często wykorzystują swoje miejsce do osiągnięcia prywatnych. Nie chodzi wyłącznie o polityków, ale także tych, którzy mają jakikolwiek wpływ na swoich podwładnych, jak choćby przełożonych w pracy. Oczywiście nie musi to być zawsze regułą, ale niestety codzienna praktyka pokazuje, że jest powszechnością. Stąd tak wielki opór i opozycja względem wiary i religii, które podpowiadają co jest właściwe, a co nie. Jezus mówiąc swoje proroctwo odnośnie prześladowań stwierdził, że jeśli ktoś stoi po stronie prawdy, to prędzej czy później musi się komuś narazić. Tak więc to w jakiś sposób jest traktowana religia jest w pewnym sensie wyznacznikiem jej prawości, bo dobro bywa niewygodne. Oczywiście nie musi tak być zawsze, ale byłby naiwny ten, kto pomyślałby, że szybko się to zmieni. Jeśli czujemy się prześladowani to jeden ze znaków, że pewnie jesteśmy po właściwej stronie. Oczywiście mamy prawo i obowiązek walczyć o tolerancję i równouprawnienie, byleby nie popaść w religijny fanatyzm, który nakazuje niszczyć w imię Boga. Wtedy zajęlibyśmy pozycję naszych oprawców.