Medyk – zawód czy misja?

W dzisiejszych czasach, może jak nigdy dotąd, trzeba przypominać i podkreślać, że profesje medyczne nie są zwykłymi zawodami. Branża medyczna – z należnym szacunkiem dla innych profesji – wymaga czegoś znacznie więcej, niż wyuczenia się zawodu i zdobycia technicznej sprawności.

zdjęcie: CANSTOCKPHOTO.PL

2018-09-07

O specyficznym powołaniu me­dycznym mówią już pisma Hipokratesa, uznawanego za twórcę etyki lekarskiej. Do dziś przed rozpoczęciem pracy zawodowej, adepci medycyny składają ślubowanie o docho­waniu zawartych w hipokratejskiej przy­siędze norm etycznych, którymi będą kierować się w życiu z racji uprawianej profesji. Ale czy dzisiaj – wobec rodzą­cego się modelu konsumpcyjnych usług medycznych, leczenia sprowadzanego często do reguł handlu na wolnym rynku, w oparciu o negocjację ceny i spełnienie wymagań kontraktu – można w ogóle mówić o powołaniu do zawodów me­dycznych, szczególnie zawodu lekarza? Obecnie przecież tak wiele czynników sprawia, że medycy często nie są pewni, co przyniesie im jutro, walczą o utrzy­manie się w pracy, obawiają się procedur i coraz większej biurokracji albo biorą dodatkowe, wyczerpujące dyżury, by zarobić na życie. Czy zatem w obliczu podobnych trudności warto jeszcze mó­wić o tak górnolotnym pojęciu, jakim jest poczucie zawodowej misji? Jestem przekonana, że nie tylko warto, ale nawet należy. W dzisiejszych czasach, może jak nigdy dotąd, trzeba przypominać i podkreślać, że profesje medyczne nie są zwykłymi zawodami. Branża medyczna – z należnym szacunkiem dla innych profesji – wymaga czegoś znacznie więcej, niż wyuczenia się za­wodu i zdobycia technicznej sprawności. Medycyny nie można traktować tylko jak rzemiosła, które da się wydoskonalić przez praktykę i trening. Zawody me­dyczne oprócz specjalistycznej wiedzy i ogromnych umiejętności, domagają się bowiem od ich adeptów także określo­nych predyspozycji osobowościowych i moralnych. Doskonale wiedział o tym Jan Paweł II, który tak mówił do świata medycznego: „Wasze zadanie nie może ograniczać się do poprawnej sprawno­ści zawodowej, ale musi znaleźć oparcie w postawie wewnętrznej, która słusznie nazywana jest duchem służby”.

Słowo o powołaniu

Powołanie kojarzy nam się jedno­znacznie ze stanem kapłańskim bądź zakonnym. Tymczasem okazuje się, że jest to zawężanie tego pojęcia. Bo powołanym można być do służenia in­nym, nie tylko nosząc habit czy koloratkę.

Zarówno pojęcie powołania, jak i jego najpierwotniejsza treść są po­chodzenia religijnego, dokładniej bi­blijnego. U progu powołania zjawia się zawsze głos Boży, przemawiający na najrozmaitsze sposoby, ale zawsze tak, że zostaje rozpoznany przez wzy­wanego i przenika najgłębsze pokłady jego osobowości. Głos ten domaga się zgody i aprobaty powołanego. Celem powołania jest określona misja nałożona przez Boga, mająca służyć dobru spo­łeczności. Wydaje się, że powołaniem można również określić każdy kontakt pomiędzy ludźmi, o ile występuje w nim moment zaangażowania, czyli misji do spełnienia, służącej dobru innych. W tym rozszerzonym pojęciu, przez powołanie można rozumieć takie formy zaangażo­wania i aktywności, które wykraczają poza nałożony obowiązek i sprawiają, że wykonywane zajęcie, staje się stylem życia.

Specyfika medycznego fachu

Wyjątkowość zawodu lekarza pole­ga na tym, że jego wykonywanie niesie ze sobą ogromne ryzyko. Jeśli lekarz się pomyli, pacjent może zapłacić za to ciężką chorobą, kalectwem, na­wet śmiercią. Zadaniem lekarza jest ratowanie ludzkiego życia, leczenie, zapobieganie choro­bom – czynności najbardziej doniosłe. Każdy przecież chce być zdrowy, sprawny, żyć długo i bez dolegliwości. To właśnie lekarz ma zapewnić realizację tych podstawowych pragnień. Nie może przy tym popełnić żadnego błędu! A przecież jest tylko człowiekiem, czyli istotą czasem omylną. Jeśli jeszcze musi obsłużyć wielu pacjentów, jeśli ma wątpliwości co do właściwej diagnozy, nietrudno sobie wyobrazić, jak wiel­ką odczuwa presję. Zawód lekarza jest już chociażby w tym jednym aspekcie wyjątkowy. Intuicyjnie wyczuwamy, że zawód lekarza w pewnym sensie wybija się ponad inne. Tak zresztą było zawsze, od starożytności. Zdawał sobie z tego sprawę już sam Hipokrates, który tak kończył treść swojej przysięgi: „Jeżeli dochowam tej przysięgi i nie złamię jej, obym osiągnął pomyślność w ży­ciu i pełnieniu swej sztuki, ciesząc się uznaniem ludzi po wszystkie czasy; w razie jej przekroczenia i złamania niech mnie los przeciwny dotknie”.

Lekarz, ale także każdy inny medyk, chcąc dobrze wykonywać swój zawód, musi nieraz bardziej myśleć o pacjen­cie, niż o sobie. Ileż to razy czuje się wewnętrznie zobowiązany, by zostać dłużej w szpitalu, podjąć się zabiegu, który może się okazać niebezpieczny także dla niego itp. Od lekarza wymaga się, by ratował czyjeś życie, nawet z na­rażeniem własnego. Wszyscy uznają to za oczywistość, gdy tymczasem żadnej innej profesji nie stawia się tak wysokich wymagań. Ponadczasowa i po­nadreligijna opowieść o dobrym Samarytaninie najlepiej oddaje to bezinteresowne działanie le­karza: pochylił się nad poranio­nym człowiekiem, „stracił” dla niego czas, pieniądze, naraził się na różne niedogodności, by tylko uratować go od śmierci. Podobnie czyni wielu lekarzy.

Wyjątkowość lekarskiego powoła­nia wyraża się także w tym, że wszyscy stają przed nim równi, począwszy od głowy państwa, a skończywszy na oso­bie bezdomnej. Choroby, wypadki nie omijają nikogo. Człowiek uświadamia sobie nagle, że w obliczu choroby nic nie znaczy jego prestiż, konto bankowe lub społeczny respekt. Lekarz jest potrzeb­ny wszystkim i każdy w jakimś stopniu zależy od jego wiedzy i umiejętności. Ponadto to właśnie najczęściej lekarz przeprowadza człowieka przez grani­cę życia i śmierci. Czuwając do końca przy łóżku umierającego, żegnając go ostatnim spojrzeniem, spełnia wyjąt­kową misję.

Zawód społecznego zaufania

Medyk, zwłaszcza lekarz, wchodzi z pacjentem w szczególną relację, która zakłada wzajemne zaufanie. Człowiek chory oddaje się w jego ręce, musi mu wierzyć, i to całkowicie. Najjaskrawiej widać to w sytuacji poważnego zabie­gu chirurgicznego, kiedy pacjent zostaje znieczulony: nie wie, co zespół operacyj­ny będzie z nim robił, czy zabieg przebie­gnie według przewidzianego scenariusza, bez komplikacji. Ci, którzy byli w takiej sytuacji, lepiej rozumieją, jak wielkiego aktu oddania i zaufania musieli wówczas dokonać. W różnym stopniu dotyczy to wszystkich ingerencji medycznych. Jakby tego było mało, lekarz jest uprawniony do oglądu i dotykania ludzkiego ciała. W wielu przypadkach jest to bardzo nie­komfortowa sytuacja dla niego samego, a jeszcze bardziej dla pacjenta. Lekarz uświadamia sobie wówczas, że posiada swoistą władzę nad pacjentem, nad jego ciałem, nad jego najbardziej osobistym obszarem życia.

Dlatego lekarz nie może zapomnieć ani na moment o godności swojego za­wodu oraz o godności pacjenta. Takt, kultura osobista, delikatność i empatia mają szczególne znaczenie w jego za­wodzie, w jego powołaniu. Szczególny charakter zaufania społecznego profesji lekarza przejawia się także w dostępie do niektórych życiowych tajemnic chorego. Lekarz poznaje nieraz – czy to wprost, czy domyślając się – różne zawikłane sytuacje rodzinne, osobiste i społeczne chorego. Jakże wielkim wyczuciem i dys­krecją musi się wówczas wykazać, by nie urazić chorego i nie stracić jego zaufania.

Towarzysz trudnej drogi

Jeśli lekarz chce uczynić wszystko dla dobra chorego, nie może nie stawać się jego towarzyszem w życiowej drodze, wspomagając go i nadając sens temu, co przeżywa. Wydaje się to marzeniem ściętej głowy, jeśli weźmie się pod uwagę ilość pacjentów, stosy medycznej doku­mentacji do wypełnienia i wymagania proceduralne. Ale to właśnie podjęty wysiłek owego towarzyszenia choremu decyduje o ludzkiej, moralnej i ducho­wej dojrzałości lekarskiego powołania. Lekarskie powołanie może na swój spo­sób wzniecać u pacjenta cud przeżywa­nia choroby czy śmierci z wewnętrznym pokojem. Dzisiaj, w sytuacji kulturowej naznaczonej poważnym kryzysem utraty poczucia sensu, okazuje się ono szczegól­nie potrzebne. Człowiek szuka prawdy, a pierwszą prawdą, której się domaga, jest właśnie prawda dotycząca sensu życia, cierpienia i śmierci. W obliczu tego pra­gnienia zakorzenionego w sercu osoby, lekarz musi umieć ofiarować choremu obecność, świadectwo i słowo, które będą w stanie mu pomóc – pokrzepią go, dadzą nadzieję i wskażą drogę. Nie mam zatem żadnych wątpliwości, że każda medycz­na profesja – jeśli tylko jest realizowana z pieczołowitością, oddaniem i moralną wrażliwością – staje się niczym innym, jak codziennym odpowiadaniem na Boże powołanie, złożone niegdyś w sercu.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, Cogiel Renata Katarzyna, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2018nr04, Z cyklu:, Z bliska, Teksty polecane

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024