„Smaczny” Bóg
Warto zwrócić uwagę na wyrażenie „kto spożywa”, które w języku oryginalnym posiada mocniejsze znaczenie niż samo tylko „jeść”. Użyty tu grecki czasownik oznacza gryzienie, szarpanie zębami, a nawet rozłupywanie. Jezus daje się człowiekowi do końca i pozwala zrobić ze Sobą wszystko.
2018-04-18
II Rok czytań
J 6, 44-51
Nie przez przypadek Eucharystię nazywamy Komunią Świętą, czyli więzią z Chrystusem. Każda więź jakoś się wyraża, posługuje się jakimiś gestami. Jezus też posługuje się „niezwykłym gestem”, który jest wyrazem Jego oddania się nam. Tym gestem jest właśnie Eucharystia. Kiedy ją przyjmujemy, dokonuje się nasza Komunia z Jezusem. Potwierdzamy wówczas istniejącą więź między Nim a nami. Gesty jednak nie mogą być puste. Za daną nam przez Jezusa Eucharystią stoją Jego męka, śmierć i zmartwychwstanie. Za Eucharystią stoi Jego ofiara i głęboka miłość.
Jezus zawsze daje Siebie całkowicie i do końca. Sobie nie pozostawia niczego. Jest darem absolutnym i pełnym. Jezus mówi: „Kto spożywa Moje Ciało i pije Krew Moją, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym”. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na wyrażenie „kto spożywa”, które w języku oryginalnym posiada mocniejsze znaczenie niż samo tylko „jeść”. Użyty tu grecki czasownik oznacza gryzienie, szarpanie zębami, a nawet rozłupywanie. Jezus daje się człowiekowi do końca i pozwala zrobić ze Sobą wszystko. Tak jak codziennie spożywany pokarm daje organizmowi siłę i podtrzymuje go w istnieniu, tak Jezus pragnie Swoim Ciałem i Krwią karmić każdego człowieka. Karmić naprawdę, karmić do sytości. Pragnie udzielać człowiekowi z własnej mocy i siły. Pragnie podtrzymywać jego życie Swoim życiem. Nie chodzi tu jednak tylko o życie fizyczne, o życie ciała. Chodzi przede wszystkim o życie z łaski, życie z Boga.
Nie jestem w stanie pojąć tej Tajemnicy. Mój rozum jest zbyt ograniczony, by mógł zmierzyć się z jej potęgą. Dlatego zawsze po przyjęciu Jezusa w Komunii Świętej stać mnie jedynie na…ciszę. Wiele lat od swojej wczesnej Komunii wciąż nieudolnie próbuję wejść w ciszę i milczącą obecność, która staje się moim udziałem po przyjęciu Jezusa. Wciąż nie umiem nauczyć się milczenia, które nie byłoby krępujące. Wciąż nie umiem zamilknąć na tyle, by Bóg miał możliwość dotarcia do mojego serca, by mógł powiedzieć coś innego, niż to, co jest zapisane w rozważaniach, medytacjach i biblijnych komentarzach. Bym mogła usłyszeć to, co jest bardzo osobiste, intymne i odnoszące się tylko do mnie. Wciąż nie umiem odnaleźć w sobie tej przestrzeni, w której Bóg nie musiałby przekrzykiwać kościelnych organów i przebijać się przez gąszcz moich myśli i spraw. Wierzę jednak, że Bóg nie przestaje mówić Swoją obecnością. Wierzę, że przychodzi także wtedy, gdy wydaje się, że Go nie ma. Wierzę, że karmi i będzie karmić Sobą do sytości.