Doroczny odpust chorych w Markowicach
„Człowiek na co dzień zjednoczony z Chrystusem, żyjący w stanie łaski uświęcającej inaczej przeżywa cierpienie. Człowiek taki, głęboko wierzący, dojrzały religijnie, nigdy też nie zostawi chorego samego” – mówił w Markowicach bp Stefan Regmunt.
2018-07-16
Biskup senior diecezji zielonogórsko-gorzowskiej, sam po doświadczeniu ciężkiej choroby i rekonwalescencji, przewodniczył 8 lipca w sanktuarium w Markowicach dorocznemu odpustowi chorych. Uroczysta Eucharystia z udzieleniem pielgrzymom namaszczenia chorych - sakramentu na życie, a nie śmierć - zakończyła obchody odpustowe ku czci Matki Bożej Królowej Miłości i Pokoju Pani Kujaw. Wiernym towarzyszył także wizerunek bł. Hanny Chrzanowskiej, wyniesionej w tym roku na ołtarze polskiej pielęgniarki, która poświęciła życie w służbie chorym i cierpiącym. Wskazując na jej postać i świadectwo bp Regmunt podkreślił, że w swojej pracy zawsze zwracała uwagę na duchowy aspekt w leczeniu człowieka. Ona także – jak przypomniał – przyczyniła się do tego, że po Soborze Watykańskim II księża mogli zacząć odprawiać Mszę św. w domach chorych, a biskupi spotykać się z nimi podczas wizytacji kanonicznych. „Dziś możemy do niej zanosić prośby, byśmy mieli wokół siebie ludzi oddanych, ludzi, którzy nie tylko przyniosą tabletkę i ciepłą strawę, ale którzy będą chcieli z nami być” – mówił bp Regmunt.
Biskup senior diecezji zielonogórsko-gorzowskiej dał też świadectwo własnej choroby i cierpienia. Jak mówił, Bóg pozwolił mu ten czas przejść i wrócić do zdrowia. Dziś może nadal służyć jako biskup i lepiej rozumie zarówno ludzi chorych, jak i tych, którzy się nimi opiekują. Odwołując się do własnych doświadczeń przyznał, że zrozumiał, że nie tylko musi nauczyć się żyć z własną chorobą i cierpieniem, ale musi przede wszystkim nauczyć się dostrzegać cierpienie innych i wspierać ich. Przykładem tak urzeczywistnianej miłości bliźniego - przyznał kaznodzieja - był m.in. św. Jan Paweł II, który nigdy nie mówił o swojej chorobie i cierpieniu, ale zawsze pytał i troszczył się o innych. Mógł to robić, bo był zjednoczony z Chrystusem. Bo człowiek zjednoczony z Chrystusem – tłumaczył bp Regmunt – który żyje na co dzień w stanie łaski uświęcającej, inaczej przeżywa cierpienie. Człowiek taki, głęboko wierzący, dojrzały religijnie, nigdy też nie zostawi chorego samego. Bo człowiek chory potrzebuje obecności drugiego, potrzebuje miłości i radości, normalnych kontaktów z innymi, a nie zamykania drzwi.