Cierpieć dla Jezusa - Święty Nunzio Sulprizio
W trudnym czasie leczenia Nunzio wiele się modlił, czy to pozostając w łóżku, czy chodząc do kaplicy przed tabernakulum. Dla innych pacjentów stał się prawdziwym apostołem Bożej miłości.
2018-10-31
Od 14 października bieżącego roku Kościół ma siedmiu nowych świętych. Jednym z nich jest Nunzio Sulprizio, młody włoski robotnik, który żył w pierwszej połowie XIX wieku.
Osierocony
Nunzio urodził się 13 kwietnia 1817 roku we Włoszech, w niewielkim miasteczku Pescosansoresco, w regionie Abruzzi, jako syn szewca Domenica Sulprizio i przędzarki Rosy Luciany. Bardzo szybko stracił oboje rodziców: jego tata umarł, gdy Nunzio miał zaledwie cztery miesiące, a niespełna sześć lat później umarła także jego mama. Wówczas wychowaniem chłopca zajęła się babcia ze strony matki, Anna Rosaria. Babcia – pokorna analfabetka, lecz bogata w doświadczenia życiowe – stała się dla Nunzia drugą mamą. To ona uczyła go modlitwy, wraz z nią każdego ranka uczestniczył we Mszy świętej i odmawiał codziennie Różaniec. Niestety i ona zmarła niespodziewanie, gdy Nunzio miał dziewięć lat. Wówczas chłopiec trafił pod opiekę wuja, Domenico Luciani – nazywanego Mingo, który był kowalem. Ten od razu obarczył chłopca ciężką pracą w swym warsztacie, w dodatku nieustannie dręczył go wulgarnymi opowiadaniami i przekleństwami, nie dając mu chwili wytchnienia. Nunzio oprócz wyczerpującej pracy w kuźni musiał także często przemierzać duże odległości, niezależnie od pogody, by dostarczyć wykonane zlecenia. Wuj Domenico był bardzo surowym opiekunem dla Nunzia. Nieraz karał go biciem lub odmawiał mu jedzenia, by okazać swoje niezadowolenie z jego pracy. Pociechą dla chłopca w trudnych momentach było rozmyślanie o Jezusie, któremu ofiarowywał swoją pracę i cierpienia „jako zadośćuczynienie za grzechy świata”. Starał się też zawsze być posłusznym woli Bożej, „aby zdobyć Niebo”.
Pasmo cierpień
W pewien zimowy poranek wuj Domenico wysłał Nunzia z ciężkim ładunkiem do odległej wioski w górach. W drodze chłopiec potknął się i upadł, bardzo poważnie raniąc przy tym nogę. By znaleźć ulgę w bólu, zanurzył nogę w pobliskim stawie. Skutki okazały się tragiczne: po powrocie do domu dostał wysokiej gorączki i przez całą noc nie mógł zasnąć. Mimo bólu, następnego dnia, jak zawsze, poszedł pracować do kuźni. Z biegiem czasu w nodze rozwinęła się gangrena, ale i to nie zwolniło chłopca z ciężkiej pracy. Wuj tak bardzo go zaniedbywał, że w niektóre dni Nunzio był zmuszony prosić o kawałek chleba swoich sąsiadów. Na ich pytania zawsze odpowiadał uśmiechem, modlitwą, przebaczeniem: „Będzie tak, jak chce Bóg. Niech się stanie wola Boża”. Gdy tylko mógł, szedł do kościoła przed tabernakulum: stamtąd czerpał radość, siłę i światło. Mimo że był zaledwie nastolatkiem, udzielał mądrych rad wieśniakom, którzy zwracali się do niego z prośbą o pomoc.
Od kwietnia do czerwca 1831 roku Nunzio przebywał w szpitalu w L'Aquila, jednak zastosowane tam leczenie nie przynosiło oczekiwanych rezultatów. Dla Nunzio był to czas odpoczynku i służenia z miłością innym pacjentom. Wróciwszy ze szpitala do warsztatu wuja, nie mógł już dalej pracować. O zaistniałej sytuacji dowiedział się inny wujek chłopca, Francesco Sulprizio, który był żołnierzem w garnizonie w Neapolu. To z jego inicjatywy w 1832 roku Nunzio trafił do Neapolu pod opiekę pułkownika Feliksa Wochingera, nazywanego „ojcem ubogich”. Wojskowy przyjął chłopca z wielką miłością, po ojcowsku, i od początku traktował go jak własnego syna.
W czerwcu 1832 roku Nunzio ponownie trafił do szpitala. Spotkał tam wrażliwego kapelana, który w długiej, szczerej rozmowie zapytał go, czego pragnie. Chłopiec odpowiedział, że pragnie przyjąć Jezusa w Eucharystii – do tej pory nie mógł tego zrobić, ponieważ w jego rodzinnych stronach dzieci przystępowały do Komunii w wieku piętnastu lat. Kapłan pytał też o rodziców. Dowiedziawszy się, że nie żyją, postawił kolejne pytanie: „kto się tobą opiekuje?”, a w odpowiedzi usłyszał: „Opatrzność Boża”.
Apostoł wśród chorych
Dla Nunzia rozpoczęły się przygotowania do przyjęcia Komunii świętej. Czas przygotowań i samo przyjęcie Jezusa do serca były najpiękniejszymi chwilami jego życia. Jego spowiednik potwierdzał, że od tego dnia Łaska Boża zaczęła działać w nim z wielką mocą, a on sam wręcz oddychał miłością Boga.
Przez dwa lata młodzieniec przebywał na zmianę w szpitalu w Neapolu i na rehabilitacji na wyspie Ischia. Bywały chwile poprawy jego stanu, gdy mógł zrezygnować z kul i chodzić, podpierając się tylko laską. W trudnym czasie leczenia Nunzio wiele się modlił, czy to pozostając w łóżku, czy chodząc do kaplicy przed tabernakulum. Dla innych pacjentów stał się prawdziwym apostołem Bożej miłości: uczył katechizmu dzieci w szpitalu, przygotowywał je do pierwszej spowiedzi i Komunii, uczył modlitwy, ofiarowania cierpienia. Ci, którzy mieli z nim kontakt, widzieli w nim świętego. Chorym powtarzał: „Zawsze bądźcie z Panem, bo wszelkie dobro pochodzi od Niego. Przyjmujcie cierpienie z miłością do Boga i z radością”. Sam często modlił się do Matki Bożej: „Matko Maryjo, pozwól mi pełnić wolę Bożą”.
Po okresie intensywnego leczenia i rehabilitacji stan zdrowia Nunzio poprawił się na tyle, że zaczął myśleć o życiu zakonnym. Gaetano Errico, założyciel Zgromadzenia Misjonarzy Najświętszych Serc Jezusa i Maryi, obiecał nawet przyjąć go do swojej rodziny zakonnej: „To jest młody święty i zależy mi, aby pierwsza osoba, która przyjdzie do mojego zgromadzenia, była święta, nieważne, że jest niedołężna”. Wkrótce jednak, po początkowej poprawie, nastąpiło gwałtowne pogorszenie kondycji fizycznej Nunzia. Ostatecznie okazało się, że jego kości zaatakował nowotwór. Lekarze chcieli amputować mu nogę, ale z uwagi na ogólny zły stan musieli z tego zrezygnować. Pośród wszystkich cierpień i trudności Nunzio nieustannie zawierzał siebie Bogu.
Śmierć i początki kultu
W marcu 1836 roku sytuacja zdrowotna Nunzia jeszcze gwałtowniej się pogorszyła. Utrzymywała się wysoka gorączka, dokuczał mu potworny ból. Swoje cierpienie młodzieniec ofiarowywał Bogu, modląc się za Kościół, za kapłanów oraz o nawrócenie grzeszników. Ci, którym dane było się z nim spotkać, słyszeli od niego takie słowa: „Jezus cierpiał tak wiele dla nas, jeśli cierpimy przez jakiś czas, będziemy cieszyć się w Raju” albo „Jezus wiele dla mnie wycierpiał. Dlaczego ja nie mogę dla Niego cierpieć?”. Nunzio nieraz powtarzał także, że „chciałby umrzeć, aby nawrócić chociaż jednego grzesznika”. 5 maja 1836 roku Nunzio w wieku zaledwie 19 lat odchodzi do Boga, a jego grób natychmiast staje się celem pielgrzymek. Papież Paweł VI 1 grudnia 1963 roku zaliczył go w poczet błogosławionych. Jego doczesne szczątki złożone są w urnie, w kościele San Domenico Soriano w Neapolu.
Zobacz całą zawartość numeru ►