Drogi wolności
W stulecie odzyskania niepodległości uświadamiamy sobie prawdę, że wolność nigdy nie jest dana raz na zawsze, że nie jest nieutracalna, że niezależność polityczna czy gospodarcza nie oznacza jednoczesnej niepodległości ducha.
2018-12-03
Według ludzkiego sposobu myślenia drogami wolności są szlaki bojowe. Maszerujące nimi oddziały wojskowe, pokonując niszczycielskie i opresyjne siły wroga, przynoszą wolność udręczonemu ludowi. I tą drogą żołnierskiego czynu Legionów przyszła w 1918 roku wolność do zniewolonego przez 123 lata narodu polskiego. Trudno zrozumieć to odzyskanie niepodległości inaczej jak tylko w kategoriach nadzwyczajnego dzieła Bożej Opatrzności. Przecież ochotnicze oddziały polskie – w sile zaledwie kilku tysięcy – nie stanowiły żadnego poważnego zagrożenia dla znacznie liczniejszych armii zaborczych. Najpierw rozsypało się rozsadzone głodem, wpływami rewolucyjnymi i dążeniami narodowościowymi cesarstwo austro-węgierskie. Przeminęła też potęga rosyjska, by wreszcie skapitulowała liczna jeszcze, bo 8-milionowa armia niemiecka. Ale wolność tak odzyskana szybko zostałaby zaprzepaszczona, gdyby przez lata niewoli narodowej nie docierała jeszcze w inny sposób do polskich serc i umysłów, gdyby nie miała w nich zakorzenienia, gdyby została zdominowana nienawiścią, rozpaczą i niewiarą, gdyby nie była prawdziwie przecierpiana. Wolność kroczy bowiem nie tylko szlakami walki. Ona podąża także – a może przede wszystkim – drogą cnót, modlitwy i ofiary cierpienia.
Droga wiary
Ważną drogą, którą wolność docierała do serc Polaków była zawsze, a zwłaszcza w dobie niewoli narodowej, chrześcijańska wiara. To ona inspirowała ludzi do żarliwej modlitwy. Bóg objawiał swoją świętą obecność pośród synów i córek ochrzczonego narodu w jego niezliczonych świątyniach, w których udzielał im daru męstwa. Głęboko wierzyli oni słowom przekazywanym przez wieki kolejnym pokoleniom, że Bóg nie tylko JEST, ale także idzie ze swoim ludem wszędzie i w każdy czas: „Gdy pójdziesz przez wody, Ja będę z tobą, i gdy przez rzeki, nie zatopią ciebie. Gdy pójdziesz przez ogień, nie spalisz się i nie strawi cię płomień. Albowiem Ja jestem Pan, twój Bóg, Święty Izraela, twój Zbawca” (Iz 43, 2-3).
Czy jednak dzisiejsze pokolenie zdaje sobie sprawę z rozmiarów spuścizny ducha, ukształtowanego podczas zaborów, który całkowicie nie zginął? Czy rozumie cenę, jaką zapłaciła nasza Ojczyzna za to, byśmy byli tu, gdzie jesteśmy? Czy zachowa wdzięczność dla tych milionów rodaków, którzy w imię wolności Ojczyzny byli więzieni albo zginęli? A przecież to tylko część tragicznej ceny, jaką płacili oni na poczet przyszłej niepodległości. Dziś trzeba dziękować Panu Bogu i tym ludziom, którzy przez lata niewoli zachowali w sercu niezachwianą wiarę i pragnienie niepodległości, ratując nas przed utratą tożsamości. Należy dziękować za domy rodzinne – najsilniejszy szaniec, o który rozbijały się zapędy zaborców. Nie byłoby niepodległości naszej Ojczyzny, gdyby dom polski konsekwentnie nie podtrzymywał miłości do niej. Nie byłoby dzisiaj wolnej Polski, gdyby nie ofiarne duchowieństwo, które nie zważając na niebezpieczeństwo, często w nieludzkich warunkach sprawowało Eucharystię, udzielało sakramentów i ratowało od rozpaczy zgnębionych ludzi. Wreszcie nie byłoby wolnej Polski, gdyby nie wielka rzesza chorych – ukrytych w zaciszu mieszkań i chat – mężnie znoszących swoje cierpienia i ofiarujących je Bogu w intencjach Ojczyzny.
Droga nadziei i miłości
Drogą nierozerwalnie związaną z wiarą w Boga była i jest droga nadziei. Słowo Boże objawiało walczącym o Polskę, że nie tylko można, ale należy zaufać Bogu. To na Nim opierali swe działanie i Jemu się powierzali, kiedy przychodziło za Ojczyznę oddać życie. Z nadziei czerpali siłę do przebudzenia się ze snu rozpaczy i tą nadzieją ożywieni, nosili w sobie wciąż żywy obraz Polski i białego orła w koronie, który kiedyś cieszył się wolnością. Także ofiarna miłość Jezusa, poznawana z kart Ewangelii, była inspirującym wzorem poświęcenia w służbie dla Ojczyzny – dla braci i sióstr dźwigających bolesne i upokarzające jarzmo niewoli. Jezus będąc równy Ojcu w majestacie i potędze, „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej” (Flp 2, 7-8). Podobną drogę ogołocenia, uniżenia i poświęcenia wybierali Polacy w czasach niewoli. Szli tą drogą, oddając życie z miłości do przyjaciół. Padali jak ziarna pszenicy w polską ziemię, obumierali w niej, aby z ofiary ich życia, cierpienia i modlitwy wyrosła Polska wolna.
W stulecie odzyskania niepodległości uświadamiamy sobie jednak prawdę, że wolność nigdy nie jest dana raz na zawsze, że nie jest nieutracalna, że niezależność polityczna czy gospodarcza nie oznacza jednoczesnej niepodległości ducha. Można bowiem obronić państwowość, a zatracić ducha. Podobnie jak wolność, również miłość do Ojczyzny stanowi skarb, który łatwo roztrwonić.
To z bólu i cierpienia rodzi się owa miłość do Ojczyzny, o której pomyślność modliły i nadal modlą się miliony serc na całym świecie. Dobrze, że pamiętamy o dziedzictwie naszych ojców i czuwamy przy skarbie ojczystej wiary. Każdy Polak ze wzruszeniem patrzy w stronę Jasnej Góry i Ostrej Bramy, bo bez tej duchowej mocy nie byłoby Polski, nie potrafilibyśmy ocalić tego, co stanowi istotę naszego bytu narodowego. Setna rocznica odzyskania niepodległości to przypomnienie, że nieistniejąca na mapach Europy Polska, odrodziła się głównie dlatego, że przetrwało źródło jej wielkości, zbudowanej na tysiącletniej wierności Bogu, z której narodziła się i wyrosła heroiczna miłość do Ojczyzny oraz wierność wobec niej. Wierna miłość do Boga i Ojczyzny wypływała z nieustannie bijącego w sercach synów i córek polskiej ziemi źródła Ewangelii.
Polska zawsze wierna
Mijają wieki, a my nadal trwamy i nieustannie coś nam w duszy gra. Śpiewając „Bogurodzicę”, „Mazurka Dąbrowskiego” albo „Boże coś Polskę”, odczuwamy niekłamane wzruszenie. Płynęły łzy, gdy papież Polak wołał: „Pokój tobie, Polsko, Ojczyzno moja!”. Dopóki tak będzie, wierzymy, że ona nie zginie. Nie tylko w swej niepodległości politycznej, ale nade wszystko w tym, co stanowi wielkie wyzwanie dla przyszłych pokoleń – w niepodległości ducha: Polonia semper fidelis! (tzn. Polska zawsze wierna).
Dlatego w stulecie odzyskania niepodległości nasz dumny naród, chlubiący się rzeszą bohaterów, powinien odnowić w sobie pamięć o własnej wielkości. Powinien także innym narodom współczesnej Europy pogrążonej w kryzysie, przypomnieć o ich duchowej tożsamości i rzeczywistości sacrum, która jest naszym naturalnym środowiskiem. Dzisiaj bardziej, niż kiedykolwiek, świat potrzebuje Chrystusa. Potrzebuje Polski i Polaków, których życie stanie się świadectwem, że można i trzeba trwać przy wartościach, mających swe źródło w Jezusowej Ewangelii.
Niech zatem Pan Bóg błogosławi Polakom, wiernym Bogu i Ojczyźnie, niechaj błogosławi Polskę, ten naród zrodzony z łez, modlitwy i krwi, który od zarania dziejów – od swojego Chrztu – swoją historię wpisuje w świętą Księgę Życia. My chcemy Boga, który i dzisiaj do nas mówi słowami Ewangelii, jak przez wieki mówił do świętych: Wojciecha i Stanisława, biskupów i męczenników, do św. Jadwigi królowej, do św. Andrzeja Boboli i św. Maksymiliana Kolbe, głosicieli Ewangelii i męczenników, do św. Faustyny, sekretarki Bożego Miłosierdzia, do bł. ks. Jerzego Popiełuszki i do sługi Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego, obrońców chrześcijańskiego ducha w totalitarnym świecie ateizmu i do św. Jana Pawła II, syna Matki Polski i Matki Kościoła.
To dzięki takim ludziom, którzy słyszeli i rozumieli to, co Bóg do nich mówił o miłości zwyciężającej śmierć, Polska zawsze była! I dzięki takim ludziom, którzy dzisiaj słyszą i rozumieją, co Bóg do nich mówi słowami Ewangelii w świecie nowych wyzwań, zagrożeń, ale i szans, Polska będzie zawsze Matką cieszącą się swym szlachetnym potomstwem! Zatem tą nadzieją ożywiani możemy pełni dumy śpiewać: Gaude Mater Polonia, prole fecunda nobili! (tzn. Raduj się Matko Polsko, szlachetnym potomstwem!).
Zobacz całą zawartość numeru ►