Na straży daru
O potrzebie formacji środowiska medycznego, o Bożym pochodzeniu człowieka i o tym, że obecność chorych jest lekarstwem na egoizm mówi dr Wanda Półtawska.
2018-12-03
KS. WOJCIECH BARTOSZEK: – Nie ulega wątpliwości, że szczególnie w obecnych czasach, lekarzom potrzebna jest pogłębiona formacja. Co według Pani jest w tej formacji najważniejsze?
DR WANDA PÓŁTAWSKA: – Na początku warto zauważyć, że nie wszyscy lekarze wyznają światopogląd chrześcijański. Częścią środowiska medycznego są również osoby niewierzące. Myślę, że dokonanie takiego rozróżnienia jest ważne, bo lekarz wyznający wiarę w Boga z pewnością zmaga się z innymi dylematami i pytaniami, niż lekarz deklarujący się jako niewierzący. Inne też są ich potrzeby i oczekiwania, a także rozumienie swojej misji w zawodzie i podejście do pacjenta. Często jednak zdarza się, że nawet wierzący lekarz nie ma wystarczającej wrażliwości etycznej. Owszem, jest świetnym fachowcem z ogromną wiedzą, ale katechizm zna słabo albo wcale. Dlatego formacja, o którą ksiądz pyta, musi być przede wszystkim formacją chrześcijańską, etyczną, głęboko ludzką.
– O taką formację lekarzy troszczyła się Pani razem z Karolem Wojtyłą, gdy jako kapłan przybył do Krakowa, a także później, gdy został mianowany biskupem krakowskim.
– Dobro lekarzy i studentów medycyny bardzo leżało na sercu księdzu, biskupowi, a potem kardynałowi Wojtyle. Przez lata był ich duszpasterzem. Często spotykał się i rozmawiał z lekarzami, także później, gdy został papieżem. Na spotkania z nimi zawsze był gotów. Uważał, że lekarze jako osoby zaufania społecznego są w stanie poprowadzić ludzi i świat od cywilizacji śmierci do cywilizacji miłości i życia. Pokładał w nich wielkie nadzieje. Proszę pamiętać, że to były czasy stalinizmu i komunizmu. Polacy byli wówczas złamani jako naród, a władza ich prześladowała, zastraszała i usiłowała narzucić im rzeczywistość, w której nie było miejsca dla Boga. Jednym z elementów tej bezbożnej rzeczywistości była np. ustawa o warunkach dopuszczalności przerywania ciąży z 1956 roku. Wówczas do lekarzy masowo zaczęły się ustawiać kolejki kobiet, chcących przerwać ciążę, a ci w myśl ustawy, w majestacie prawa, zabijali nienarodzone dzieci. Ksiądz Wojtyła był tym przerażony. Spotykając się z lekarzami mówił im, że w tej kwestii winni są wszyscy – zarówno ci, którzy takich zbrodni się dopuszczają, jak i ci, którzy się temu nie sprzeciwiają i nie reagują. I tak, głównym nurtem działalności księdza Wojtyły wśród lekarzy stała się obrona życia ludzkiego. Szczególnie w tym kierunku kształtował ich sumienia.
– Co ksiądz Karol Wojtyła mówił wówczas lekarzom? W jaki sposób ich formował?
– Przede wszystkim głosił im koncepcję personalizmu. Mówił, że człowiek nie jest rzeczą i nie może być posiadany jak rzecz, ponieważ ma godność osoby ludzkiej. Przypominanie o tym było i nadal jest konieczne, bo ludziom niestety często wydaje się, że jak prawo na coś pozwala, to z pewnością jest to dobre. Tymczasem prawo stanowione przez człowieka nie zawsze jest prawem moralnie poprawnym. Karol Wojtyła absolutnie nie potrafił zrozumieć, dlaczego ludzie chcą zabijać ludzi. To był człowiek, który w ogóle nie miał wyobraźni grzechu. Uczył lekarzy, że wiara musi być radykalna i że nigdy, pod żadnym pozorem nie wolno pójść na kompromis ze złem. Mówił o tym, bo dobrze wiedział, że w zawodzie lekarza – bardziej, niż w innych profesjach – istnieje pokusa wielu manipulacji i uzurpowania sobie prawa do decydowania o ludzkim życiu.
– Wydaje się, że szczególnie odnosi się to do tych lekarzy, którzy stają u początku ludzkiego życia.
– Tak. By lekarz mógł prawdziwie służyć życiu, musi uznać, że ono nie jest ani produktem, ani towarem, ale darem samego Boga. To Bóg jest jedynym Dawcą i Panem życia, które złożył w ręce człowieka. Człowiek pochodzi od Boga, został stworzony na Jego obraz i podobieństwo. To Boże pochodzenie człowieka – genealogia divina – nie pozwala nikomu dysponować ludzkim życiem, stoi na straży jego świętości. Niestety wielu medyków, również deklarujących się jako wierzący, wciąż tego nie rozumie. Dlatego tak bardzo potrzebna jest pogłębiona formacja moralna lekarzy.
– Wspomniała Pani o masowych aborcjach z lat komunizmu. Niestety także dzisiaj aborcja, a także antykoncepcja i zapłodnienia in vitro, pozostają palącym problemem.
– To wszystko są grzechy przeciwko życiu, które niszczą plan Boga. Naruszają zarówno pierwsze, jak i piąte przykazanie Boże. W przypadku antykoncepcji i in vitro człowiek grzeszy pychą, bo chce decydować o tym, czy i kiedy ma zaistnieć nowe życie. A ta decyzja nie należy do niego, lecz do Boga. Nie bez powodu Karol Wojtyła nazwał łono kobiety sanktuarium życia, a kobietę strażniczką życia. Bo człowiek powinien strzec tego, co otrzymał od Stwórcy. Szczególnie złożonym zagadnieniem etycznym jest zapłodnienie in vitro, bo jego zło próbuje się wytłumaczyć dobrym celem – pragnieniem posiadania dziecka. Oczywiście, że samo pragnienie bycia matką i ojcem jest dobre, ale w przypadku in vitro, sposób, w jaki chce się to osiągnąć, sprzeciwia się Bożemu zamysłowi. Trzeba jasno powiedzieć, że antykoncepcja i in vitro to jest manipulowanie życiem. A człowiek nie ma prawa do życia drugiego człowieka. Takie prawo ma tylko Bóg. Lekarze, ale również potencjalni rodzice muszą więc zrozumieć, że człowiek nie jest tylko samym ciałem, ale świątynią Ducha Świętego i jego życie jest święte. Należy w tym miejscu powiedzieć, że antykoncepcja i in vitro są nie tylko manipulowaniem życiem, ale także naruszaniem naturalnych procesów zachodzących w organizmie kobiety. Płodność kobiety jest tak zaprogramowana przez Stwórcę, że wszystko działa w niej jak w zegarku. Istnieje rytm płodności, który natura sama reguluje. Nie wolno w ten rytm ingerować np. przez pigułki hormonalne, które hamują rozwój komórki jajowej. Człowiek nie może tym dowolnie rządzić i dysponować. Karol Wojtyła, późniejszy papież, przepięknie nauczał o tym wszystkim w swojej teologii ciała. Wspomnę sytuację, która moim zdaniem dobrze obrazuje jego wizję człowieka. Było to w klinice Gemelli, po zamachu na jego życie. Między jednym, a drugim zabiegiem poszedł do pokoju lekarskiego, uderzył pięścią w stół i oświadczył, że nie wolno traktować pacjenta jak rzecz. Przyznam szczerze, że tylko wtedy widziałam Jana Pawła II tak bardzo zdenerwowanego.
– W misji służenia życiu – nie tylko u jego początków, ale na wszystkich etapach – wierzącym medykom z pewnością może pomóc formacja w Katolickich Stowarzyszeniach Lekarzy oraz Katolickich Stowarzyszeniach Pielęgniarek i Położnych.
– Karol Wojtyła wielokrotnie zwracając się do środowiska medycznego, zachęcał do tworzenia Katolickich Stowarzyszeń i do angażowania się w ich działalność. Przekonywał, że takie wspólnoty powinny podejmować głos w dyskusji na tematy etyczne i w ten sposób stawać w obronie wartości chrześcijańskich i pozytywnie oddziaływać na opinię publiczną. Medycyna jest specyficzną dziedziną, która wymaga nieraz bardzo skomplikowanych i trudnych rozstrzygnięć natury etycznej. Stąd, Katolickie Stowarzyszenia istnieją również po to, by medycy mogli uzyskać wsparcie w wątpliwościach i dylematach związanych z wykonywaniem zawodu. Szkoda, że wciąż tak mało wierzących lekarzy i pielęgniarek gromadzi się w tych organizacjach. Najczęściej tłumaczą się brakiem czasu z powodu pracy na kilku etatach. Jak widać, na tym polu wciąż pozostaje wiele do zrobienia.
– Jednak Deklarację Wiary, która powstała z Pani inicjatywy, podpisało ponad 4,5 tysiąca lekarzy, pielęgniarek i studentów medycyny…
– Tak, choć z przykrością muszę stwierdzić, że po jakimś czasie kilka osób się z tego kroku wycofało. Warto w tym miejscu powiedzieć, że z Deklaracją Wiary związany jest pewien bardzo przykry incydent. Otóż, zrodził się pomysł, by Deklarację Wiary wyrytą na dwóch kamiennych tablicach, złożyć w hołdzie Janowi Pawłowi II z okazji jego kanonizacji 27 kwietnia 2014 roku. Do Rzymu tablice zawiózł samochodem pan dr Antoni Marcinek. Kiedy zaparkował niedaleko Placu św. Piotra i zostawił auto raptem na godzinę, tablice zostały skradzione. Najciekawsze jest to, że wówczas z jego samochodu nie zginęło nic więcej. Ja osobiście odczytałam to wtedy jako działanie zorganizowanych sił zła, które za wszelką cenę chciały uniemożliwić tę szlachetną akcję. My jednak się nie poddaliśmy. Wykonano nowe tablice i Deklaracja Wiary została ostatecznie złożona na Jasnej Górze jako wotywny dar za kanonizację Jana Pawła II 25 maja 2014 roku, podczas 90. Pielgrzymki Służby Zdrowia.
– Powiedziała Pani, że lekarze są – a przynajmniej powinni być – ludźmi zaufania społecznego. Z pewnością jest to związane ze służebnym charakterem ich pracy oraz z fachową wiedzą. Czy jednak fachowa wiedza to nie za mało, by być dla pacjenta prawdziwym autorytetem? Wydaje się, że potrzeba tutaj czegoś znacznie więcej – wrażliwości, ludzkiego podejścia, uczciwości, a może nawet świadectwa wiary.
– Uważam, że autorytetem albo się jest albo nie. Z pewnością składa się na to wiele cech, zachowań i predyspozycji, ale by cieszyć się autorytetem, wystarczy być autentycznym. Bo jeśli człowiek coś mówi, a według tego nie postępuje, nigdy nie będzie autorytetem. Jan Paweł II mawiał, że aby być autorytetem, trzeba być świętym. Świętość świeci własnym blaskiem, promieniuje.
– Mówimy głównie o lekarzach, ale również pielęgniarki są bardzo ważną częścią medycznego środowiska i to one zwykle są najbliższe pacjentom.
– Tak. Uważam, że pielęgniarstwo jest najbardziej szlachetnym i bezinteresownym zawodem. Pielęgniarka często pozostaje w cieniu lekarza, wybitnego specjalisty, a w istocie to ona ma największy wpływ na stan chorego i swoją pracą może nieraz zdziałać prawdziwe cuda. Z własnego doświadczenia bycia pacjentem wiem, że chory często całkowicie polega właśnie na pielęgniarce. Ma do niej zaufanie i liczy na jej pomoc. W swojej działalności wśród rodzin i trudnej młodzieży sama często współpracuję z pielęgniarkami. Są to na ogół młode kobiety, które chcą uczyć się nowych rzeczy i nie boją się wyzwań. Z przykrością muszę stwierdzić, że nieraz dużo trudniej jest mi dogadać się z moimi kolegami lekarzami, bo niektórzy z nich uważają, że wszystko już wiedzą i żadna nauka nie jest im potrzebna.
– Wielokrotnie w naszej rozmowie przywołuje Pani postać Karola Wojtyły – dzisiaj św. Jana Pawła II. Czy podczas swojej duszpasterskiej posługi w Krakowie, miał on bezpośredni kontakt z osobami chorymi?
– Miał wielki szacunek do wszystkich chorych. Odwiedzał ich w szpitalu i przy wielu okazjach organizował dla nich specjalne Msze święte. Z drugiej strony można powiedzieć, że Jan Paweł II czuł się onieśmielony towarzystwem osób chorych. Jak wiemy, przez wiele lat swojej posługi był zdrowym i silnym mężczyzną i z tego powodu miał coś w rodzaju poczucia winy, że ominęły go wielkie cierpienia, które były udziałem jego pokolenia – że inni cierpieli i cierpią dużo więcej, niż on. Niemniej jednak bardzo dobrze rozumiał świat ludzi chorych i każdemu bez wyjątku okazywał prawdziwą miłość bliźniego.
– Hanna Chrzanowska, krakowska pielęgniarka beatyfikowana w kwietniu tego roku, współpracowała z Karolem Wojtyłą w służbie chorym. Czy można powiedzieć, że to ona prowadziła go do cierpiących?
– Pani Chrzanowska była świetną organizatorką, prowadziła wspaniałą szkołę pielęgniarską. W praktyce wyglądało to tak, że to ona głównie koordynowała duszpasterstwo chorych, bo najlepiej znała ich potrzeby i zachęcała innych – także kapłanów – by pomagali jej te potrzeby na różnych poziomach zaspokajać.
– Na koniec proszę, aby powiedziała Pani kilka słów do osób chorych.
– Osobom chorym zadedykuję słowa Denise Legrix – niezwykłej Francuzki, która urodziła się bez rąk i nóg. Kiedy we Francji po raz pierwszy debatowano na temat aborcji, Denise zabrała głos, sprzeciwiając się przerywaniu ciąży. Publicznie podziękowała swoim rodzicom za to, że mimo niepełnosprawności, pozwolili jej się urodzić. Przekonywała, że jest bardzo szczęśliwa. Myślę, że obecność ludzi chorych i potrzebujących pomocy powoduje, że ludzkość jest ludzka. Chorzy wyzwalają najlepsze siły z ludzkości i działają łagodząco na panoszący się egoizm.
– Bardzo dziękuję za rozmowę.
Zobacz całą zawartość numeru ►