Oczekując spotkania
Można mieć za sobą wiele lat życia, można utracić bardzo wiele, a mimo wszystko zachować to, co nadaje smak naszemu życiu: radość bycia dla drugich i radość oczekiwania.
2018-12-29
Rozważanie fragmentu Ewangelii Łk 2, 22-35
Oktawa Bożego Narodzenia
Choć dzisiejsza Ewangelia spisana piórem św. Łukasza nawiązuje do dnia ofiarowania Pana Jezusa w świątyni, po tym jak upłynęły nakazane prawem dni oczyszczenia Maryi, jednym z głównych bohaterów tego fragmentu jest pewien świątobliwy starzec o imieniu Symeon. Przeżył już tak wiele lat. Zapewne niektóre z nich wypełniała radość, miłość, ludzka życzliwość, zaś inne, zwłaszcza te późniejsze, nie były wolne od trosk, rozczarowań, cierpień i… samotności.
Do tego lata zdawały si upływać coraz szybciej i szybciej. Na twarzy Symeona przybywało zmarszczek, coraz wolniej przemierzał te same, znane od lat ścieżki, coraz niżej i niżej pochylały się jego plecy.
Ale to nie były zmarnowane lata. Nie przypominały wegetacji. Symeon wiedział, że można je będzie wymienić na wieczność, a już tu na ziemi próbować zmienić je w miłość i szczęście. Symeon wiedział bowiem, że szczęście człowieka rodzi się z… oczekiwania.
Życie ma sens, jeśli się jeszcze na coś czeka. Jak wielkim smutkiem tchnęło wyznanie pewnej starszej kobiety, które kiedyś, w okresie przedświątecznym, usłyszałam z jej ust: „Nie mam już nikogo bliskiego, nic mnie nie cieszy, na nic już nie czekam…”.
A przecież tak nie musi być. Można mieć za sobą wiele lat życia, można na co dzień doświadczać smutku i cierpienia, można naprawdę utracić bardzo wiele, a mimo wszystko zachować to, co nadaje smak naszemu życiu: radość bycia dla drugich i radość oczekiwania.
W ten sam sposób można czekać nawet na własną śmierć, bo ona przecież tylko „kończy jedno dzieło, a rozpoczyna inne, piękniejsze” – jak napisał kiedyś ks. Edward Staniek.
Tak właśnie czekał Symeon, któremu Duch Święty objawił, że nie umrze, póki nie zobaczy Mesjasza. I doczekał się. Gdy „rodzice wnosili dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił:
«Teraz, o Władco, pozwalasz odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, które przygotowałeś wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela».
Jak upływa czas mojego oczekiwania? Czy lata, dni i godziny mojego życia rzeczywiście zbliżają mnie do spotkania z Bogiem i czy potrafię – gdy nadejdzie pora – z radością złożyć je u stóp Boga?