Tysiąc kroków

Rozmowa z Natalią i Adrianem Kiszczakami, rodzicami Klary, Franciszka, Antoniny i Teresy.

zdjęcie: Aneta Idczak

2019-03-05


ANETA IDCZAK: – Proszę, przedstawcie się naszym Czytelnikom.

NATALIA KISZCZAK: – Nazywamy się Nata­lia i Adrian Kiszczakowie, mieszkamy w Tychach, jesteśmy małżeństwem od dwunastu lat. Mamy czworo dzieci: ośmioletnią Klarę, sześcioletniego Fra­nia, czteroletnią Antosię i roczną Tere­skę. Należymy do wspólnoty Domowego Kościoła.

– Od samego początku chcieliście być dużą rodziną?

ADRIAN KISZCZAK: – Tak, od początku. Jeszcze jako narzeczeni byliśmy na naukach przedślubnych u państwa Malickich w Katowicach i tam jedno z pytań dotyczyło wizji naszej rodziny, jak ją sobie wyobrażamy, ile dzieci byśmy chcieli mieć... Powiedzieliśmy, że dużo.

NATALIA: – Pamiętam, że padła liczba osiem. Trochę żartowaliśmy, ale wie­dzieliśmy, że chcemy mieć dużo dzieci. Była w nas ta otwartość, wiedzieliśmy, że życie samo zweryfikuje ich liczbę.

– Czy życie w dużej rodzinie jest trudne?

NATALIA: – Bywa trudne. Dla mnie naj­trudniejszą rzeczą jest świadomość, że każde dziecko ma swoje potrzeby wyni­kające z wieku, z tego jakim jest człowie­kiem. Nie da się tych wszystkich potrzeb zrealizować jednocześnie. Czyjeś mu­szą być na dalszym planie, by potrzeby kogoś innego, mogły się zrealizować. W dużej rodzinie to jest stałe napięcie. Jeżeli jedno z nas wychodzi, to drugie nie może sobie pozwolić w tym czasie na wyjście z dziećmi na spacer. Jedno dziecko potrzebuje drzemki, a drugie ruchu na rowerku i rodzic nie może ogarnąć tego wszystkiego sam. Czasami więc zostaje tylko siedzenie w domu. Jest to, co prawda, najspokojniejsze wyjście, ale wcale nie najlepsze, często rodzi się z tego powodu frustracja. Wiemy jed­nak, że tak jest tylko tymczasowo – to będzie się zmieniać, w miarę jak dzieci będą rosły.

ADRIAN: – Tak, to jest chyba najtrud­niejsze, bo każdy potrzebuje uwagi, indywidualnego podejścia. My naszą uwagę musimy podzielić na czwórkę dzieci i zostaje nam już bardzo mało czasu wolnego. Jest praca, są obowiąz­ki domowe, trzeba z dziećmi odrobić lekcje, poza tym są zajęcia pozalekcyjne i trzeba dowozić dzieci w różne miejsca. Potem jeszcze mycie, kolacja dla takiej gromadki... Czasu na odpoczynek lub na jakieś kreatywne zajęcia jest niesa­mowicie mało.

– Czy spotykacie się z niezrozumieniem społecznym z powodu ilości dzieci?

NATALIA: – Obecnie nie, raczej spotyka­my przychylność, natomiast zauważyłam radość i akceptację w społeczeństwie, gdy poczyna się w rodzinie pierwsze dziecko, ale gdy poczyna się czwarte, to już tej radości nie ma, trzeba to po­wiedzieć jasno.

ADRIAN: – W zasadzie od trzeciego dziecka wzwyż.

NATALIA: – Tak, to wywołuje konster­nację, mieszane uczucia. Ludzie nie wiedzą, czy to jest planowane dziecko, chciane przez rodziców, czy może raczej tak zwana „wpadka”. Mają problem, jak się zachować: czy trzeba się ucieszyć, czy pocieszyć...

ADRIAN: – Wydaje mi się, że „Program 500 plus” stygmatyzuje duże rodziny i często sprawia, że są wrzucane do worka z napisem „patologia”, czego wcześniej nie odczuwaliśmy, gdy nie istniał program. Teraz gdy mówię, że mam czwórkę dzieci, czasem wyczuwam aurę ludzkiej podejrzliwości i nieufności, że pewnie jesteśmy łowcami „500 plus” i posiadamy dzieci tylko dla pieniędzy.

– Co się w życiu zmienia, gdy na świat przychodzi dziecko?

NATALIA: – Najwięcej się zmieniło przy drugim, przy każdym kolejnym łatwiej jest przejść ten czas początkowy. Dla mnie przyjście dziecka na świat łączy się z wielką radością, z ogromnym poczu­ciem Bożego błogosławieństwa, bycia obdarowanym. Pan Bóg się cieszy tym dzieckiem, a my mamy w tym jakiś swój udział, to takie święto.

– Natalio, jak wspominasz czas kolejnych ciąż?

NATALIA: – Wiadomo, początki są trud­ne, organizm musi się przestawić, ale ogólnie ciąża to dla mnie dobry czas, za­wsze miałam przypływ energii, hormony ciążowe dawały dużo siły. Najtrudniej było w czwartej ciąży. Ten trud był zwią­zany z tym, że była już trójka małych dzieci. Pomimo tego, że planowaliśmy czwarte dziecko, to była we mnie walka duchowa, zmaganie. Pojawiło się za­skoczenie, że to już, że tak szybko i że jednak jest trudno. Zmagałam się z my­ślami duchowo, psychicznie i społecznie, bo czwórka to już taka wielodzietność.

Poza tym obawiałam się tego, że za­wodowo nie będę się rozwijać, że będę siedzieć w domu, a teraz pomimo tych obaw, mogę powiedzieć, że jest zupełnie odwrotnie. Po czwartym porodzie drzwi zawodowe otworzyły się szeroko. Pan Bóg nam pobłogosławił. My wykona­liśmy w Jego kierunku mały krok, a On wykonał ich tysiąc.

– A pieniądze? Czy trzeba być bogatym, żeby posiadać liczną rodzinę?

ADRIAN: – Oczywiście lepiej jest być bogatym, bo przychodzi zima i trzeba kupić cztery kurtki, cztery pary butów. Nie ma co ukrywać, że zmieniło się wiele po wprowadzeniu „Programu 500 plus”. Nabraliśmy spokoju.

NATALIA: – Dokładnie. Zapanował spokój, możemy myśleć o tym, żeby się rozwijać, żeby jeszcze komuś pomóc, wcześniej tego nie było. Naszym prio­rytetem nie jest bogacenie się, to nie jest nadrzędna wartość naszego życia. To Pan Bóg jest dawcą życia, On się o nas zatroszczy, jestem tego pewna. Jeśli On wkłada w nasze serca pragnienie dzieci, to z pewnością pomo­że nam w ich utrzymaniu i wychowaniu.

– Pamiętacie uczucie, które Wam towarzy­szyło, gdy zostaliście po raz pierwszy rodzicami?

NATALIA: –To wspaniałe uczu­cie. Pamiętam taką chwilę, gdy najstarsza córka mia­ła zaledwie kilka dni. Oboje byliśmy tak poruszeni tym faktem, płakaliśmy z radości, to było ta­kie zadziwienie nad cudem życia. Zrozu­miałam, że nic lep­szego mnie w życiu nie spotkało, mimo że studiowałam na ASP i miałam swoje pierwsze sukcesy. Najpiękniejsze było stanie się mamą, trzymanie dziecka w ramionach. Pomy­ślałam też wtedy: „dlaczego tak późno?”. Miałam trzydzieści lat, gdy zostałam mamą.

– Czy pomimo obowiązków znajdujecie czas na pielęgnowanie łączącego Was uczucia?

ADRIAN: – Jest to zawsze duże wyzwa­nie, a zarazem zadanie życiowe. Jeśli znajdzie się jakaś luka czasowa, to na to miejsce zwykle wskakują inne obowiązki domo­we i oczekiwania dzie­ci, więc jeśli się tego nie zaplanuje, to tego zwyczajnie nie ma.

Pójście na randkę wiąże się więc z logistycznym przedsięwzięciem, za­planowanym długo wcześniej. Dodatko­wo trzeba też załatwić opiekę dla dzieci.

NATALIA: – Średnio mamy może dwie randki w roku. A w codziennym życiu jesteśmy przecież obok siebie, patrzy­my sobie w oczy, zwracamy się do sie­bie z miłością, choć nie zawsze nam to wychodzi, czasem się mijamy. Staramy się też razem modlić w intencji naszej rodziny, zazwyczaj jak dzieci już śpią, odmawiamy dziesiątkę różańca.

ADRIAN: – Postanowiliśmy sobie, że każdego wieczoru, gdy położymy dzie­ci spać, 15 minut poświęcimy na wspólne wypicie herbaty, opo­wiedzenie o tym, jak minął nam dzień, co się działo. To buduje naszą relację. Jednoczy nas jesz­cze bardziej.

– Liczna rodzina, to liczne obo­wiązki. Czy jednak potraficie reali­zować swoje pasje, a może zostawiacie to na potem, gdy dzieci będą już duże?

ADRIAN: – Pasji mamy mnóstwo. Przy trójce dzieci był jeszcze czas na pasje, jednak przy czwórce, już nie ma go zbyt wiele. Jeśli chodzi o moją pasję muzyczną, to niestety, nie ma mowy o jakiejś próbie z zespołem, z tego musiałem zrezygno­wać. Jednak pasja została i ona przekształ­ca się i ewoluuje. Nadal uwielbiam grać na gitarze elektrycznej, ale coraz częściej sięgam po syntezator. Czasem siadam wieczorem i gram, komponuję. Pomagam też Natalii w pracowni, przy ikonach – w ramach hobby i pasji – choć jest to podobne do mojej pracy, którą wykonuję codziennie, przy konserwacji zabytków. Czekam na czas, gdy dzieci będą starsze, wówczas muzyki z pewnością będzie wię­cej. Nie można zapominać, że ze względu na dobro dzieci i rodziny, pasje są niesa­mowicie ważne, mogą się stać pomostem łączącym pokolenia, często bywają też wentylem bezpieczeństwa, gdy rutyna codziennego dnia robi się męcząca.

NATALIA: – Moją pasją jest moja praca – malarstwo, kocham przebywać w mojej pracowni, teraz nazywa się ona Pracow­nią Ikon Najświętszej Marii Panny, tam odbywa się kurs ikonograficzny. Wspa­niale jest uczyć innych i przekazywać, jak można poprzez malarstwo iść do Pana Boga. Stworzyła się wśród tych ludzi wspólnota modlitwy, wspólnota twórcza. To jest nie­samowite. Dzięki mężowi mogę się temu poświęcić, bo gdyby nie jego pomoc, nie mogłabym się rozwijać. Poza tym w Pracowni spotykają się obecnie dwie gru­py Szkoły Żon (na podstawie materia­łów Fundacji Twórczych Kobiet), gdzie w świetle Biblii staramy się z innymi kobietami odkrywać wizję Pana Boga przeznaczoną dla nas, odpowiadać sobie na pytanie, kim mamy się stawać, także w świetle współczesnej psychologii, żeby nasze związki lepiej funkcjonowały. Mam poczucie, że się rozwijam i mam nadzieję, że koszty tych aktywności nie przerosną dobra, jakie z tego wszystkiego płynie. Codziennie proszę Ducha Świętego o tę życiową równowagę.

– Dziękuję za rozmowę.


Zobacz całą zawartość numeru

Autorzy tekstów, Idczak Aneta, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2019nr03, Z cyklu:, W cztery oczy, Teksty polecane

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024