Życie do przyjęcia
Skoro zaś Bóg miłuje nas „od zawsze”, pragnie, abyśmy i my miłowali swoje życie i stale przyjmowali je jako Jego dar.
2019-03-05
W uroczystość Zwiastowania Pańskiego, przypadającą 25 marca, Kościół obchodzi Dzień Świętości Życia. Został on ustanowiony przez Konferencję Episkopatu Polski w 1998 roku jako odpowiedź na apel Jana Pawła II zawarty w encyklice Evangelium vitae z 1995 roku. Papież Polak pisał: „Życie ludzkie jest święte i nienaruszalne w każdej chwili swego istnienia, także w fazie początkowej, która poprzedza narodziny. Człowiek już w łonie matki należy do Boga, bo Ten, który wszystko przenika i zna, tworzy go i kształtuje swoimi rękoma, widzi go, gdy jest jeszcze małym, bezkształtnym embrionem i potrafi w nim dostrzec dorosłego człowieka, którym stanie się on w przyszłości i którego dni są już policzone, a powołanie już zapisane w księdze żywota” (EV 61). W tym duchu, przy okazji Dnia Świętości Życia, Kościół podkreśla, że rodzice, rodziny i wszyscy stanowiący prawo, powinni stać na straży wyjątkowej wartości każdego ludzkiego istnienia, od poczęcia do naturalnej śmierci. Celem Dnia Świętości Życia jest więc budzenie wrażliwości na sens i wartość ludzkiego życia na każdym jego etapie.
Życie nie jest produktem
Dzięki rozwojowi nauk medycznych coraz bardziej odkrywamy tajemnice ludzkiego życia. Potrafimy dotrzeć do jego początku i opisać, jak rozwija się w fazie embrionalnej. Podobnie możliwa stała się głębsza refleksja nad życiem w stadium końcowym. Dzięki technikom i wynalazkom, możemy je przedłużać, podtrzymać w krytycznych jego momentach. Niestety te pozytywne wynalazki mają również swoją negatywną stronę. Wraz z rozwojem nauk i szerszą wiedzą o człowieku, życie ludzkie zaczęto traktować jako produkt, którego wartość zależy od jego jakości. Znamy dzisiaj przypadki selekcji embrionów, manipulacji genetycznych w zarodkach, abortowania płodów chorych, a także przypadki eutanazji uzasadnianej jako dobro i akt łaski dla niedołężnego człowieka. Zapomina się tym samym o wartości, jaką życie niesie samo w sobie oraz o godności, jaką posiada człowiek przez to, że jest osobą ludzką, stworzoną „na obraz i podobieństwo Boże”. Na życie człowieka nie patrzy się już często z perspektywy chrześcijańskiej. Większą wartość posiada życie człowieka zdrowego, pełnego sił witalnych, niż człowieka starego, wymagającego opieki. Tymczasem całe życie człowieka, niezależnie od stanu zdrowia i poziomu sprawności, stanowi realizację jego powołania do świętości i jest nienaruszalną wartością.
Jesteśmy bezcenni
W każdej chwili naszego życia, niezależnie od ilości przeżytych lat, Bóg wypowiada nad każdym z nas słowa pełne czułości: „Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego też zachowałem dla ciebie łaskawość” (Jr 31, 3). Skoro zaś Bóg miłuje nas „od zawsze”, pragnie, abyśmy i my miłowali swoje życie i stale przyjmowali je jako Jego dar. Jestem człowiekiem przede wszystkim dlatego, że jestem umiłowany przez Boga. To najkrótsza definicja człowieczeństwa. Stwórca kocha każdego z nas aż tak bardzo, że utożsamia się z naszym losem. W Jezusie przyszedł do nas osobiście, przyjmując nasze ciało i ludzką naturę. Uczynił to po to, byśmy pojęli, jak bardzo jesteśmy miłowani. Nie odwołał miłości do nas nawet wtedy, gdy potraktowano Go jak przestępcę i przybito do krzyża. Człowiek jednak, mimo tak wielu dowodów Bożej miłości, często nie potrafi uwierzyć, że jest kimś naprawdę UMIŁOWANYM. To zły duch przekonuje nas, że nie jesteśmy godni miłości i, że jeśli w ogóle ktoś mógłby nas pokochać, to tylko „za coś”. To szatan sączy w serce człowieka zwątpienie, niedowierzanie i podejrzliwość. To on wmawia mu, że na Bożą miłość trzeba mozolnie zasługiwać każdego dnia. Tymczasem Bóg kocha człowieka za darmo i strzeże go jak źrenicy oka.
Człowiek to ktoś kochany i zdolny do miłości. Bóg upewnia nas, że jesteśmy bezcenni. Za żadne pieniądze nie można człowieka ani sprzedać, ani kupić. Człowiek jest cenniejszy niż cały materialny wszechświat razem wzięty. To ktoś, kogo należy kochać, ale kogo nie wolno posiadać i traktować jak rzecz, jak własność. Żona czy mąż nie jest własnością współmałżonka, a dzieci nie są własnością rodziców. Nawet Bóg nie traktuje nas jak swoją własność, którą dowolnie zarządza, lecz jak ukochane dzieci, które chroni i prowadzi przez życie. Tym bardziej człowiek nie ma prawa traktować drugiego człowieka jak swoją własność i wykorzystywać go do własnych celów. Każdy z nas jest tak cenny, że nie wolno mu nawet samego siebie traktować jak swoją własność. Moje ciało, zdrowie, życie jest „moje”, ale nie jest moją własnością! Nie mogę dowolnie dysponować tym, co odkrywam w sobie. Jedyne, co mi wolno, to odnosić się do siebie z miłością. Właśnie dlatego nie wolno mi krzywdzić nie tylko innych ludzi, ale także samego siebie. Nie wolno mi pozwolić komuś innemu, by używał mnie dla swoich celów, na przykład dla sprawienia sobie przyjemności. Dojrzale kocham siebie wtedy, gdy nie tylko nie pozwalam innym ludziom, by mnie traktowali jak swoją własność, ale gdy z podobną stanowczością nie pozwalam na to również samemu sobie.
Bóg się troszczy
Wiem, że dar mojego życia przyjmę tylko wówczas, gdy poczuję się kochana. A gdy czuję się kochana, mogę być sobą. Mogę innych przyjmować takimi, jakimi są. Nie muszę brać udziału w rywalizacji – o większy życiowy sukces albo bycie rozchwytywanym na salonach. Bycie w relacji z Jezusem oraz przekonanie, że jestem umiłowanym Bożym dzieckiem, pozwala mi na zachowanie zdrowego dystansu wobec tego, co często rozgrzewa emocje innych osób do czerwoności. Wtedy świat nie kończy się, gdy coś mi nie wyjdzie. Nie kończy się również, gdy ktoś zrobi coś lepiej ode mnie i odniesie sukces. Nie muszę bić się o drobiazgi, nie muszę wygrywać w oczach świata. Wiem natomiast, że wygrywam za każdym razem, gdy to, co jest pokrzyżowaniem moich ludzkich planów, przyjmuję z pokojem w sercu. Bo głęboko w sercu jestem przekonana, że wszystko – cała historia mojego życia – jest w Dobrych Rękach. Gdy patrzę na wydarzenia, które splatają się w opowieść o Bożej Opatrzności, zachwycam się Jego troskliwością. Oczywiście, jak każdy, boję się cierpienia i tego, co może przynieść jutro. Mam ponadto bujną wyobraźnię, co nie ułatwia sprawy – bo gdy myślę, „co by było, gdyby”, czasem widzę w głowie najgorsze scenariusze. I gdybym patrzyła w życiu tylko na to, pewnie nie odważyłabym się wychodzić z domu czy podejmować ważnych życiowych decyzji. Pozwalam jednak w takich momentach dojść do głosu Temu, który zapewnia mnie o swojej opiece. Mam w swoim życiu wiele dowodów na to, że On czuwa. Chwile, w których dokładnie widziałam Jego interwencję; momenty, w których dostrzegam małe cuda i wielką Miłość. A miłość usuwa wszelki lęk i pozwala żyć pełnią życia.
Wiem, jak mogłoby wyglądać moje życie, gdyby zabrakło w nim fundamentu, jakim jest relacja z Jezusem. Wiem też, że dobrze jest od czasu do czasu nazwać konkretnie dary, które się otrzymuje od Boga, z darem życia na czele. Bo gdy wiemy, jak bardzo jesteśmy obdarowani, przyjmujemy to z jeszcze większą radością i wdzięcznością.
Uratowani
Boimy się stracić twarz. Boimy się odrzucenia. Boimy się o finanse. Boimy się utraty autorytetu. Boimy się, że inni, mający już autorytet, wykorzystają swoją przewagę. Boimy się odpowiedzialności. Boimy się tego, że wypadniemy nieprofesjonalnie i niedbale. Boimy się krytyki. Boimy się zmian. Boimy się rozmawiać o tym, co trudne. Boimy się o zdrowie swoje i bliskich. Paraliżujący lęk, niepewność, niekończący się pościg obowiązków, myśli i życiowych wyzwań...
A przecież na mecie życia staniemy przed kochającym Bogiem. Wpadniemy w objęcia Miłości. Spotkamy się z miłującym nas Ojcem, który od początku świata czeka na spotkanie z nami. Jedyne, co będzie się wtedy liczyć, to miłość – to, jak bardzo potrafiliśmy kochać, mimo wszystko. Zatem, jedyne, czego powinniśmy się bać, to wpadnięcie w pułapkę obojętności i niemiłości. Kochajmy swoje życie! Przyjmijmy je z wdzięcznością! Już dawno jesteśmy uratowani.
Zobacz całą zawartość numeru ►