Ślady Zmartwychwstałego w szpitalnej sali
Szkoła modlitwy. Wydarzenie, które dokonało się między Jerozolimą a Emaus dwa tysiące lat temu, nie jest „zamkniętą” historią.
2019-04-02
Odkrywanie obecności Jezusa zmartwychwstałego w osobistym życiu wiary oraz w towarzyszeniu innym, zwłaszcza chorym, obrazuje fragment Ewangelii o uczniach zmierzających do Emaus. Jeden ze znanych włoskich malarzy, Tycjan, nawiązując do wydarzenia opisanego przez św. Łukasza, namalował obraz „Pielgrzymi z Emaus”. Obraz ten obecnie możemy zobaczyć w Paryżu, w Luwrze. Proponuję, abyśmy na początku naszych rozważań spojrzeli na reprodukcję obrazu Tycjana zamieszczoną obok i przeczytali fragment z dwudziestego czwartego rozdziału Ewangelii św. Łukasza: „Tego samego dnia dwaj z nich byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali. On zaś ich zapytał: «Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze?» Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas, odpowiedział Mu: «Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało». Zapytał ich: «Cóż takiego?» Odpowiedzieli Mu: «To, co się stało z Jezusem Nazarejczykiem, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela. Tak, a po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało. Nadto jeszcze niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli». Na to On rzekł do nich: «O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?» I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego. Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: «Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił». Wszedł więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: «Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?». W tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali zebranych Jedenastu i innych z nimi, którzy im oznajmili: «Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi». Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak Go poznali przy łamaniu chleba” (Łk 24, 13-35).
Obraz Tycjana ukazuje końcowy etap wydarzenia opisanego przez św. Łukasza. Spotkanie Jezusa z uczniami z Emaus to tekst liturgiczny często przywoływany w okresie paschalnym. Aby zrozumieć jego przesłanie, spróbujmy odkryć intencje, które przyświecały św. Łukaszowi w ukazaniu historii dwóch uczniów.
My również jesteśmy uczniami z Emaus
Święty Łukasz jako jedyny z czwórki ewangelistów prezentuje szerzej to wydarzenie. Święty Marek krótko wzmiankuje o dwóch uczniach, którym objawia się Zmartwychwstały (zob. Mk 16, 12-13). Autor trzeciej Ewangelii kieruje Dobrą Nowinę do wspólnoty, która przeżywała kryzys wiary związany z prześladowaniami. Przywołując historię duchowej drogi uczniów z Emaus, próbował nadać sens życiu cierpiącym i prześladowanym członkom tej wspólnoty. Duchowa droga uczniów z Emaus miała dwa graniczne momenty: zniechęcenie uczniów oraz ich odrodzenie. Obecność Zmartwychwstałego, Jego słowa i gesty, poprowadziły uczniów do odrodzenia utraconej przez nich nadziei.
Wydarzenie, które dokonało się między Jerozolimą a Emaus dwa tysiące lat temu, nie jest „zamkniętą” historią. Codziennie aktualizuje się w naszym osobistym życiu wiary. Bezimienny towarzysz Kleofasa, ów drugi uczeń, to każdy cierpiący na duszy i na ciele człowiek wspólnoty Kościoła schodzący w dół swojego smutku i rozczarowania. Różne mogą być przyczyny tego stanu. Niepomyślne diagnozy lekarskie zaskakujące człowieka lub duchowe zmagania kapelana szpitalnego to niektóre z nich.
Kapłańska posługa wiedzie na peryferie
Ewangelista ukazał pierwszą część wędrówki uczniów jako schodzenie z góry, z Jerozolimy – z ówczesnego centrum życia religijnego, w dół, do wsi Emaus – geograficznie najniżej położonej części Judei, na peryferie życia. Zejście w dół, na peryferie życia, to doświadczenie kapłańskiej drogi pełnej pytań i wątpliwości; kryzysów, zniechęcenia sobą i bliźnimi, niemocy w okazaniu innym pomocy; ciemnej nocy wiary; to także – a może przede wszystkim – ból duszy spotykanych chorych w konfesjonale, w szpitalu, podczas duszpasterskich odwiedzin… Ból duszy związany z pytaniami: „dlaczego mnie to spotkało?, w czym zawiniłem?”.
Piszę ten artykuł, prowadząc rekolekcje dla osób niepełnosprawnych. Uczestnicy rekolekcji mają po dwadzieścia i więcej lat. W większości są unieruchomieni na wózkach inwalidzkich. Część z nich jest również niepełnosprawna umysłowo. Oprócz niepełnosprawności mają jeszcze jedną boleść, chyba najbardziej doskwierającą – sieroctwo. O niektórych z nich rodzice i najbliżsi zapomnieli. Jedyną wspólnotą, dzięki której doświadczają więzi międzyludzkich, jest ośrodek, w którym spędzają większość życia. Trudno dobrze myśleć o rodzicach porzucających swoje niepełnosprawne dzieci. A jednak… zawsze pozostaje modlitwa o nawrócenie dla nich. Mogłoby się wydawać, że wobec takiej sytuacji serce kapłana jest bezsilne. Nieraz widziałem, że ci niepełnosprawni stają się najlepszymi apostołami Chrystusa. Obecność przy osobach chorych i niepełnosprawnych jest potrzebna choć czasem bywa trudna i wymagająca. Jest naszym kapłańskim powołaniem i obowiązkiem!
Wielkim darem w Kościele w Polsce jest możliwość prowadzenia duszpasterstwa pośród chorych w ich domach, w szpitalach, hospicjach, domach pomocy społecznej. Nie jest to już tak oczywiste w krajach Europy Zachodniej. Jeśli praktykowana jest tam duchowa pomoc chorym, to często rozumie się ją jako utrzymanie dobrego samopoczucia chorego bez odniesienia do Osoby Chrystusa.
Na jednym z niedawnych spotkań formacyjnych w diecezji rzeszowskiej kapelani dzielili się, że szpital jest specyficznym miejscem, gdzie ksiądz ma dostęp do przedstawicieli całego społeczeństwa, także do tych, którzy nigdy nie przychodzą do kościoła. Pacjenci będąc w szpitalu, znajdują się w sytuacji kryzysu. Sytuacja ta może stać się dobrą okazją, aby dotrzeć do nich z Ewangelią.
Być jak Jezus – być dobrym Pedagogiem
Od sposobu zachowania się kapelana i jego wyczucia będzie wiele zależało. Choć ostatecznie – wiemy o tym dobrze – nawrócenie, pociągnięcie kogoś do Boga, jest łaską samego Stwórcy. Wyczucia, podejścia pedagogicznego do innych, także i do osób chorych, uczymy się od samego Chrystusa. On, w Ewangelii o uczniach z Emaus, ukazuje się jako prawdziwy Pedagog. Tak określali Go Ojcowie Kościoła. „Dobry Pedagog (…) troszczy się o całego człowieka, leczy jego ciało i duszę. Jest On Lekarzem całej ludzkiej natury” – pisał Klemens Aleksandryjski.
Jezus jako mądry Pedagog formuje swoich uczniów. Formuje stale każdego z nas. Nigdy się nie zniechęca. Uczniowie z Emaus „zgarbieni przez cierpienie”, nie rozpoznali Go pomimo, że przebywali w Jego obecności, słuchali Go, poznawali Pisma mówiące o Nim. Nie potrafili Go rozpoznać, chociaż był obok nich. Problem tkwił w ich sercach. Nie słyszeli nic innego jak tylko swój ból i swoje niespełnione oczekiwania. „Myśmy się spodziewali” (Łk 24, 21a) – skarżyli się zawiedzeni.
Zdarza się, że człowiek w wielkim bólu może nie rozpoznać swoich bliskich, którzy stoją obok niego. Słowa „jeszcze nie teraz”, bądź inne bardziej dosadne, z którymi kapelan nieraz spotyka się w szpitalu, pokazują dzisiejsze nierozpoznawanie Chrystusa. Częstą reakcją chorego po usłyszeniu niepomyślnej diagnozy lekarskiej jest bunt i odrzucenie Boga. Bunt ten chory przerzuca w pierwszej kolejności często na rodzinę, na bliskich, ale także i na kapłana.
Iść razem z chorymi
Boski Pedagog widząc trudny stan psychiczno-duchowy swoich uczniów przy pierwszym kontakcie, nie wyrzuca im niewiary. Nie przedstawia się im: „słuchajcie, dlaczego Mnie nie rozpoznajecie, przecież to ja – Jezus”. Nie obraża się na nich i nie wyrzuca im ich ucieczki spod krzyża. Również nie pozostawia ich w ich bólu i cierpieniu. Jest z nimi.
Kapłańska dojrzałość w podejściu do zbuntowanych wobec Boga przejawia się w towarzyszeniu im „pomimo”: pomimo ich złego słowa, humoru, milczenia, pomimo różnych oskarżeń, pomimo wielu innych trudnych postaw. Aż dwukrotnie św. Łukasz przywołuje w swoim opowiadaniu greckie słowo symporeuomai. Moglibyśmy je przetłumaczyć jako „iść razem”. Jezus idzie z uczniami, towarzyszy im pomimo tego, że oni kłócą się między sobą, pomimo tego, że uszczypliwie Mu odpowiadają. Jezus jest cierpliwy i zniża się do ich poziomu. Idzie razem.
Trzy etapy duchowego towarzyszenia
W Ewangelii o uczniach z Emaus można zauważyć trzy etapy towarzyszenia duchowego Jezusa. Najpierw w subtelny sposób wydobywa z nich przyczynę smutku rodzącą osamotnienie, rozgoryczenie i ucieczkę. Daje im możliwość swobodnego wypowiedzenia całego bólu serca. To bardzo ważny moment spotkania. Aż siedem wersetów ewangelista poświęca na przywołanie tej wypowiedzi uczniów (por. Łk 24, 18-24). Uczniowie opowiadają o swoim rozczarowaniu Jezusem kroczącym obok i nierozpoznanym przez nich. Z Nim wiązali wielkie nadzieje nie tylko w swoim osobistym życiu, ale także w związku z historią całego narodu. Otworzyć osobę chorą, aby wypowiedziała swój ból to ważny moment towarzyszenia duchowego.
Następnie Jezus poucza uczniów. Im bardziej otwarci są na Jego Słowo, tym skuteczniej Jezus uzdrawia ich serca. I tym mniej kłótni między nimi. Jezus używa zdecydowanych słów, wręcz „tnie” słowami. „O bezmyślni i powolnego serca” – tak dosłownie tłumaczymy słowa Łukasza, z zawodu lekarza, zawarte w dwudziestym piątym wersecie! W słowach tych nie ma troski o tzw. dobre samopoczucie, jest natomiast zdecydowane skierowanie uwagi słuchających na cel – na Osobę Chrystusa. Kiedy On staje się punktem odniesienia pośród naszych problemów, wówczas wszystko zaczyna powracać do życia. Rodzi się wiosna!
I trzeci etap: Jezus objawia siebie w znaku sakramentalnym – w Eucharystii. Nie przyspiesza duchowej drogi uczniów. Dopiero na tym etapie ukazuje się w pełni. Konsekwencją całej drogi towarzyszenia stało się nawrócenie serc uczniów, odtąd rozpalonych obecnością Zmartwychwstałego. Wyraził to ich okrzyk: „Mane nobiscum Domine” – „Pozostań z nami Panie” (Łk 24, 29). Od tych słów św. Jan Paweł II rozpoczął swój list apostolski na rok Eucharystii. Im bardziej uczniowie poznają Jezusa, tym akcja wydarzenia przyspiesza. Aż do punktu kulminacyjnego, jakim stała się Eucharystia w Emaus. Moją uwagę na obrazie Tycjana przykuło nakrycie stołu, za którym siedzą ewangeliczni bohaterowie. Na obrusie można dostrzec wyraźne zagięcia, jakby Tycjan chciał nam powiedzieć, że uczniowie nie mieli czasu, aby lepiej przygotować się do uczty. Coś ich wewnętrznie przynaglało, aby szybko rozpocząć ucztę. Konsekwencją przemiany ich serc, była ich zewnętrzna reakcja – powstanie i szybki powrót do centrum życia duchowego, do Jerozolimy. Tam na nich czekał Zmartwychwstały we wspólnocie wierzących.
Tycjan na stole, za którym siedzieli Jezus i uczniowie, namalował sól w kształcie piramidy. Może chciał nam przez to powiedzieć, że ci odmienieni uczniowie stali się prawdziwą „solą ziemi” (Mt 5, 13). Prośmy Jezusa, aby Jego łaska przemieniała nasze serce i wyprowadzała z wszelkich form zniechęcenia. Módlmy się też za kapelanów szpitalnych, aby odkrywali swoją posługę jako możliwość budowania nadziei u chorych, dzięki mocy Zmartwychwstałego.
Zobacz całą zawartość numeru ►