Pan pełen mocy
Co jeszcze musiałby uczynić Jezus, aby ten „lud o twardym karku” w końcu zrozumiał i uwierzył? Czy owi przewrotni słuchacze daliby się przekonać, gdyby Jezus zrobił coś, co – mówiąc współczesnym językiem – rzuciłoby ich na kolana?
2019-04-11
Rozważanie do fragmentu Ewangelii J 8, 51-59
V tydzień Wielkiego Postu
Czytamy dzisiaj kolejny fragment Ewangelii, w którym mowa jest o tym, że Jezus toczy spór ze swoimi przeciwnikami. Widać wyraźnie, że sprawdzają się Jego słowa wypowiedziane w innych miejscach Ewangelii: „Mają uszy, a nie słyszą. Mają oczy, a nie widzą” (por. Mt 12,24). Jezus natrafia na zupełne niezrozumienie i zacięty opór. Warto przypomnieć w tym miejscu, że w owym czasie tylko część Izraelitów wierzyła w życie wieczne. Wiele osób uznawało, że śmierć jest końcem, że po niej nie ma już nic. Jezus jako ten, który „z Nieba zstąpił” chciał swoich rodaków wyprowadzić z błędnego myślenia i tchnąć nowego ducha w tych wszystkich, którzy wierzyli, że jest życie wieczne.
Jezus nauczał, że aby osiągnąć życie wieczne, aby ujrzeć dobroć Boga, należy zachowywać Jego naukę. Wielu jednak sprzeciwiało się tej nauce. Żydzi nie starali się zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi Jezusowi. Nie starali się zrozumieć miłosierdzia dla grzeszników, miłości nieprzyjaciół i tego, że Prawo jest dla człowieka, po to by mu pomóc, a nie po to, by go więzić. Przeciwnicy Jezusa czepiają się każdego słowa wypowiedzianego przez Mistrza, nie pozwalając Mu skończyć swojej mowy. Co więcej odwracają sens i znaczenie, działają przewrotnie, by zniechęcić ludzi, którzy ufają Jezusowi. Posuwają się nawet do tego, by nazwać Go opętanym czy obłąkanym.
Ogromny mur ignorancji nie pozwala Jezusowi przebić się do serc słuchaczy. Nadal pozostają głusi na Jego słowa. On jednak nie pozwala się ogarnąć uczuciu bezsilności. Wykazuje dużą cierpliwość i wyrozumiałość. Patrzy z miłością. To są Jego argumenty. Jest Bogiem, który usiłuje wytłumaczyć człowiekowi boskie tajemnice…
Jakich jeszcze znaków oczekują słuchacze? Nie wystarczy przemienienie wody w wino, dwukrotne rozmnożenie chleba, liczne uzdrowienia? Co jeszcze musiałby uczynić Jezus, aby ten „lud o twardym karku” w końcu zrozumiał i uwierzył? Czy owi przewrotni słuchacze daliby się przekonać, gdyby Jezus zrobił coś, co – mówiąc współczesnym językiem – rzuciłoby ich na kolana? Zapewne tak, ale nie o to chodzi Zbawicielowi. On nie przyszedł na ziemię po to, by straszyć swoją mocą. Jezus jest tym, który nie nadużywa mocy do własnych celów. Jest tym, który nie narzuca się, nie wdziera się na siłę do życia człowieka, lecz czeka cierpliwie.
Ewidentnym i bardzo wyraźnym znakiem mocy Jezusa jest fakt, że bardzo łatwo mógł umknąć przed prześladowcami. Otoczony zewsząd przez tłum przeciwników dzierżących kamienie w rękach, po prostu odszedł. Jego prześladowcy nie mieli nad Nim żadnej władzy. Nic nie mogli Mu zrobić. W tym momencie przypominają się słowa, wypowiedziane przez Jezusa w innym miejscu: „Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie Moje oddaję, aby je potem znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od Mojego Ojca” (J 10, 17-18). Teraz jeszcze nie nadeszła jednak Jego godzina. Zdarzenie z dzisiejszej Ewangelii jest potwierdzeniem tych słów. Nikt nie może odebrać życia Mesjaszowi, jeśli On Sam swojego życia nie odda.
Jezus jest Panem pełnym mocy. W Jego rękach spoczywa wszelka władza. Nie ma takiego przeciwnika, którego nie mógłby pokonać. Jezus jednak nigdy nie używa argumentów siły. I chociaż to Jemu wszystko jest poddane – On nigdy nie niszczy, ale zawsze kocha. Jego argumentem w każdej sytuacji jest miłość.