Umiłowani „do końca”
Tylko miłość, która kocha „do końca” jest zdolna do takich gestów. Tylko miłość, która „nie szuka swego” może przetrzymać otchłań zdrady i piekło opuszczenia.
2019-04-18
Wielki Czwartek
J 13, 1-15
W Krościenku, na Kopiej Górce – Centrum Duchowości i Formacji Ruchu Światło-Życie, znajduje się Kaplica Chrystusa Sługi, gdzie na ścianie ołtarzowej umieszczony jest wizerunek Jezusa Diakona. Figura przedstawia Chrystusa, który w ufnym geście wkłada swoje dłonie w dłonie Boga Ojca, posłusznie poddając się Jego woli. Gest ten w czasach biblijnych właściwy był jedynie niewolnikom, którzy względem swych właścicieli wyrażali swoją absolutną zależność, całkowite posłuszeństwo i oddanie, a także gotowość wypełnienia ich woli, nawet za cenę życia.
Nie ulega wątpliwości, że Jezus w gronie swoich uczniów zajmował pierwsze miejsce. Do Niego zwracali się z szacunkiem, nazywając Go Mistrzem, Nauczycielem i Panem (por. J 13,13). I oto ów Nauczyciel, u schyłku ziemskiego życia dokonuje czynu, który w żaden sposób nie mieści się Apostołom w głowie. Podczas Ostatniej Wieczerzy Jezus – Pan i Mistrz – obmywa im nogi. Ten gest Jezusa, budzący niepokój Piotra, jest nie tylko przykładem pokory, danym do naśladowania, ale jest przede wszystkim Bożym pochyleniem się nad człowiekiem. W tym geście ukazana jest niezwykła dyspozycyjność Jezusa. Staje On wobec uczniów gotowy do radykalnej służby – służby wszystkim bez wyjątku. Ewangelista Jan pisze: „Umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował” (J 13, 1). Dwukrotnie użyty jest tutaj czasownik agapao, który oznacza miłość cierpliwą, łaskawą, która nie unosi się pychą ani gniewem, nie szuka swego i nie pamięta złego (por. 1 Kor 13). Jezusowa miłość jest miłością „do końca”, co możemy rozumieć na dwa sposoby. Po pierwsze, jest to miłość do kresu życia Jezusa, do ostatniego Jego tchu, po drugie jest to miłość do granic możliwości, bo bardziej nie można już kochać.
Warto w tym miejscu przywołać inny fragment Janowej Ewangelii, w którym jest mowa o tym, że „Dobry pasterz daje życie swoje za owce” (J 10, 11). Święty Jan używa w nim ważnego czasownika – tithénai – dawać, który powtarza również w następnych wersetach (Por. J 13, 15. 17. 18). To samo słowo spotykamy w opisie Ostatniej Wieczerzy, kiedy Jezus „złożył” swoje szaty, by później znów je „przywdziać” (por. J 13, 4. 12). W ten sposób zostaje przekazana prawda, iż Odkupiciel z absolutną wolnością decyduje o Swoim życiu i może je zatem dobrowolnie dać, a potem odzyskać. Jezus kocha bezinteresownie, do końca i w pełnej wolności.
Nie dziwimy się, że Jezus pochyla się nad nogami Jana. Jest przecież Jego umiłowanym uczniem. Wytrwa przy Nim aż po krzyż. Odprowadzi Maryję spod krzyża i będzie dla Niej jak syn. Ale Jezus obmywa i te nogi, które za kilka godzin będą drżeć na dziedzińcu pałacu arcykapłana, gdy służąca będzie pytać: „Czy może i ty jesteś jednym spośród uczniów tego człowieka?” (J 18, 17). Jezus obmywa nogi tego, który trzy razy tej nocy będzie deklarował, a nawet zaklinał się: „Nie znam tego człowieka” (Mt 26, 72). Jezus bez wahania umywa nogi Piotra. Umywa jego nogi nawet wtedy, gdy Piotr protestuje i nie rozumie w pełni tego gestu. Jakby tego było mało, pochyla się nad tymi wszystkimi nogami, które będą uciekać z Ogrodu Jego opuszczenia, samotnej modlitwy i walki o zgodę na wolę Ojca. Uciekać będą, gdy zgraja złoczyńców zjawi się, by pojmać Jezusa. Umywa też nogi Judasza. Tego, który wyjdzie pierwszy. Który już za kilka godzin zaniesie do pałacu arcykapłana wiadomość o miejscu przebywania Jezusa. Umywa nogi, które zaprowadzą kohortę do Ogrodu Oliwnego. Umywa nogi – narzędzia zdrady.
Tylko miłość, która kocha „do końca” jest zdolna do takich gestów. Tylko miłość, która „nie szuka swego” może przetrzymać otchłań zdrady i piekło opuszczenia. Uwielbiam dzisiaj Jezusa, który kocha mnie taką właśnie miłością. Uwielbiam Jezusa, który sam jest Miłością.