Lekarz jest dla pacjenta

O budowaniu relacji między lekarzami a pacjentami mówi Janusz Marecki, lekarz podstawowej opieki zdrowotnej.

zdjęcie: WWW.CANSTOCKPHOTO.PL

2019-05-07

REDAKCJA: – Jak według Pana powinna wyglą­dać właściwa relacja lekarza z pacjentem?

JANUSZ MARECKI: – Zbudowanie odpo­wiedniej relacji to przede wszystkim rola lekarza. To on ma być dla pacjen­ta, a nie na odwrót. Lekarz musi wie­dzieć, że jego praca to nie jest zajęcie od 8.00 do 16.00. Jeżeli na korytarzu siedzi pięćdziesięciu pacjentów, to do­bry lekarz żadnego z nich nie powinien pozostawić bez pomocy. To jest wpisane w ten zawód. Moi koledzy ze studiów, i ja również, niejednokrotnie pracowa­liśmy od wczesnych godzin rannych do późnego wieczora i nikomu nawet nie przyszło do głowy, żeby upominać się o nadgodziny, a tym bardziej, żeby w ja­kikolwiek sposób zaniedbać pacjentów. Relacja lekarza z pacjentem powinna być partnerska. Nie może być to tzw. model patriarchalny, w którym lekarz jest wyrocznią, której pacjent ma się bezwzględnie poddawać. Wówczas pa­cjent boi się zapytać o to, co go trapi, i zamiast zastanawiać się i skupić nad własnym zdrowiem i życiem, stara się za wszelką cenę nie urazić swojego lekarza, nie zająć mu zbyt dużo czasu.

Lekarz musi mieć do chorego wie­le cierpliwości. Wszystko mu powoli, stopniowo wytłumaczyć, przedstawić alternatywne metody leczenia, rozwiać nasuwające się wątpliwości. Niestety dziś organizacja leczenia w naszym kraju nie sprzyja budowaniu takich relacji. Mówi się o konieczności indywidualnego, cało­ściowego i kompleksowego podejścia do pacjenta. Niestety w wyniku kolejnych, nie zawsze trafnych reform w służbie zdrowia, lekarze uwikłani w machinę biurokracji mają dla pacjentów coraz mniej czasu.

– Kto powinien nauczyć lekarzy budowa­nia relacji z pacjentami?

– To, jak do pacjenta podchodzi lekarz, jest sumą jego doświadczeń i wiedzy wyniesionej z domu rodzin­nego, kolejnych etapów nauki, w tym w uczelni wyższej. Niestety spotyka się coraz mniej nauczycieli akademickich z powołania – prawdziwych mistrzów sztuki lekarskiej. Dlatego też coraz mniej jest wartościowych wzorów do naśladowania.

Niestety, większość absolwentów, którzy opuszczają mury uczelni me­dycznych, nie umie rozmawiać z pa­cjentami i ich bliskimi, nikt nie nauczył ich przekazywania trudnych treści, tego jak wspierać pacjentów i motywować ich do walki z chorobą. Taki stan rzeczy jest szkodliwy zarówno dla chorych, jak i dla samych lekarzy, którzy bardzo często z tego powodu cierpią na przedwczesny syndrom wypalenia zawodowego.

– Czy to jedyny powód zmęczenia lekarzy?

– Nie. Cała machina leczenia coraz szybciej pędzi do przodu i zdarza się, że w tym wszystkim zatraca się podmio­towość człowieka – pacjenta. Personel medyczny i lekarze nie mają siły i chęci, dlatego że bariery biurokratyczne od­bierają im całą energię. Lekarz zamiast mieć czas na rozmowę, na spokojne wy­jaśnienie, dokładne zbadanie pacjenta, zadbanie o zachowanie jego praw do intymności i godności, musi siedzieć przed komputerem i wypełniać coraz bardziej skomplikowane tabelki, które mnoży system. A pacjent jest rozczaro­wany i zły na lekarza, który często nie ma wpływu na to, co się dzieje.

Zdarza się, że chorzy piszą skargi do dyrektorów szpitali albo do Rzecznika Praw Pacjenta, licząc, że załatwią spra­wę od ręki i że ktoś się nimi właściwie zajmie. A lekarz, który jednego dnia przyjmuje po trzydziestu pacjentów, często nie ma siły obsłużyć ich tak, jak powinien. To prowadzi do poważnej frustracji po obydwu stronach. W ten sposób zarówno pacjent, jak i lekarz stają się zakładnikami i ofiarami cho­rego systemu.

– Jak zatem rozmawiać z pacjentem?

– Przede wszystkim nie można go okłamywać. Znam takie przypadki z da­lekiej już na szczęście przeszłości, kiedy w ośrodkach medycznych wypisywano dwie karty informacyjne choroby: jedną, chroniącą przed okrutną prawdą (dla pacjenta) i drugą, już ze szczegółami dla rodziny. Tak nie powinno być. Chory powinien znać prawdę o swoim stanie zdrowia, ale z drugiej strony ta prawda musi być podana mu w taki sposób, aby nie odbierała nadziei. Na każdym etapie: diagnozy, leczenia czy nawrotów choro­by trzeba kierować się wiedzą medyczną, ale jednocześnie mieć serce do chorego i pokorę do własnej wiedzy.

Jeżeli pacjent chce wszystko szczegó­łowo wiedzieć, znać rokowania, szanse na przeżycie, to lekarz powinien mu takich informacji udzielić. Należy jed­nak pamiętać, że jest ogromna rozbież­ność pomiędzy średnimi statystycznymi a rzeczywistością. Nie jesteśmy, tak na­prawdę, w stanie powiedzieć, jak będzie przebiegała choroba u danego pacjenta. Zdarzają się przecież tzw. „cuda me­dyczne”, przypadki, które nie przebiega­ją książkowo. Układ immunologiczny człowieka bywa naprawdę nieobliczal­ny. Dlatego w określonych sytuacjach klinicznych warto, mimo gorszych rokowań, przeprowadzić u pacjenta leczenie odpowiednio dobrane przez wielodyscyplinarne kolegium lekarskie i etapowo potwierdzać skuteczność bądź też jej brak.

Spotkałem się z przypadkami, gdzie w sytuacjach beznadziejnych była bar­dzo dobra odpowiedź na wprowadzoną terapię. Przykładowo czasem u osób z rozsianym nowotworem udaje się za­trzymać postęp choroby nawet na kilka, kilkanaście lat. To powinno budować pewną pokorę do własnej wiedzy i spra­wiać, że lekarze dwa razy pomyślą zanim przedstawią pacjentowi niekorzystne rokowania. Tu naprawdę trzeba ważyć każde słowo. Niewłaściwe sformułowa­nia, narastające wątpliwości, potrafią wpędzić pacjenta w taką depresję, że zamiast roku, który powinien przeżyć zgodnie z rokowaniami, przeżyje zale­dwie kilka tygodni.

– Wydaje się, że oprócz dobrych relacji leka­rza z chorym, duże znaczenie mają również kontakty między samymi lekarzami. Nieraz przecież zdarza się, że jeden pacjent leczy się jednocześnie u kilku specjalistów.

– Oczywiście. Na sukces leczenia powinien pracować cały zespół terapeu­tyczny, w którego skład wchodzą: lekarz rodzinny i inni współpracujący ze sobą lekarze specjaliści, ponadto pielęgniarka, rehabilitant, psycholog, a także członko­wie rodziny chorego i przyjaciele, którzy go na co dzień mogą z powodzeniem wspierać. Mamy już obecnie wyniki ba­dań naukowych, pokazujące, że pacjenci mający odpowiednie wsparcie w oto­czeniu, uzyskują znacznie lepsze wyniki leczenia niż pacjenci, którzy w chorobie są zagubieni i pozostawieni sami sobie. To jest jakiś ideał, do którego dążymy, ale codzienność wciąż pokazuje, że wiele jeszcze jest w tym zakresie do zrobie­nia. Z przykrością muszę stwierdzić, że niestety nadal zdarzają się sytuacje, w których członkowie zespołu zajmują­cego się jednym pacjentem, zamiast ze sobą współpracować, rywalizują. Taka rywalizacja nie przynosi żadnego dobra.

– Wiele zależy od wzajemnej życzliwości, zaufania, współpracy...

– Tak. Kontakt z pacjentem, nie­zależnie od specjalności lekarza i od stanu pacjenta, jest podstawą każde­go procesu terapeutycznego. Trudno byłoby pomóc większości naszych pacjentów bez dobrego kontaktu, bez zbudowania właściwej relacji i utrwa­lenia wzajemnej więzi. Zaufanie, jakie pacjent ma do personelu, zależy w dużej mierze od nas samych; zależy od tego, jak traktujemy pacjenta, jak do niego podchodzimy, jak się z nim komuni­kujemy, jaki rodzaj informacji i w jaki sposób mu przekazujemy. Nasz kontakt z pacjentem powinien być zbudowany na tych filarach, na których opiera się poprawna komunikacja.

Różnego rodzaju elementy komu­nikacji słownej i pozasłownej, szereg różnych gestów czy wypowiedzi jest tym, co będzie budować naszą komunikację z pacjentem. Od zaufania i więzi między personelem medycznym a pacjentem w dużej mierze zależy sukces leczenia. Znacznie łatwiej pracuje się z pacjen­tem, który ma do nas zaufanie, dzięki czemu możemy wpływać na zmianę zachowań pacjenta i przestrzeganie naszych zaleceń.

Trzeba jednak uważać, by nie prze­sadzić w drugą stronę, będąc dla wszyst­kich pacjentów lekarzem-dobrym kum­plem. Cokolwiek robimy czy mówimy, zawsze pociąga to za sobą informacje o nas samych i o tym, jak rozumiemy relację z drugim człowiekiem. Takie same mechanizmy działają nie tylko w relacjach prywatnych, ale także za­wodowych. Znajomość mechanizmów regulujących relacje międzyludzkie pozwala na komfort przewidywania z mniejszym lub większym prawdo­podobieństwem oczekiwań i zacho­wań naszego rozmówcy, czyli w tym przypadku pacjenta, na przykład co do tego, jakiego typu relacji oczekuje od personelu medycznego. I wówczas lekarz ma szansę zdecydować, czy taka relacja i dla niego jest odpowiednia, czy wolałby ją zmienić. I czy prezentowana przez pacjenta relacja pozwoli lekarzowi na komfort leczenia, czy na przykład poprzez jej zbyt nieformalny charakter „zwiąże mu ręce” i utrudni, a może nawet uniemożliwi pracę. Może się tak stać, gdy lekarz zbuduje zbyt bliską relację z pacjentem, bardziej przyjacielsko-kum­pelską niż profesjonalną, a trafi na osobę, która lubi sama podejmować decyzje i mieć nad wszystkim kontrolę. Zbyt bliska relacja może zachęcić pacjenta do mieszania się w decyzje medyczne i tak naprawdę utrudnić, a nie ułatwić lekarzowi działanie.

– Bardzo dziękuję za rozmowę.


Zobacz całą zawartość numeru

Autorzy tekstów, Cogiel Renata Katarzyna, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2019nr04, Z cyklu:, W cztery oczy

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 24.11.2024