Wielki przywilej
Nadzwyczajny szafarz Komunii świętej, Daniel Binda, opowiada o przywileju i wielkiej radości, jaką czerpie z zanoszenia Jezusa Eucharystycznego innym.
2019-07-01
ANETA IDCZAK: – Jak to się stało, że zostałeś szafarzem, czy zawsze byłeś zaangażowany w życie Kościoła?
DANIEL BINDA: – Odkąd pamiętam, byłem blisko Kościoła, a w życie mojej rodzinnej parafii w Tychach angażowałem się już od dzieciństwa: należałem do służby liturgicznej a jako nastolatek, aż do ukończenia studiów, formowałem się w Ruchu Światło-Życie. Można więc powiedzieć, że młodość spędziłem pod skrzydłami Kościoła, poznawałem Pismo święte, liturgię, a przez to Boga. Dziś wiem, że tak rodziła się i rozwijała moja miłość do Niego. Niemal cała moja pozaszkolna aktywność była związana z Kościołem. W tym czasie wzrastałem wśród fantastycznych rówieśników, zyskiwałem przyjaźnie, które trwają do dzisiaj oraz poznałem Anię, moją żonę.
– No tak, ale żeby zostać szafarzem, trzeba być trochę starszym.
– Tak, w drugim roku naszego małżeństwa, gdy byliśmy zajęci zmaganiem się z doczesnością, przyszła propozycja od Pana Boga. Wydawało się, że trochę nie w porę, bo akurat wynajęliśmy mieszkanie poza rodzinną parafią , dużo pracowaliśmy ze względu na plany, by zamieszkać na swoim. Staraliśmy się również o dzieci – niestety nie bez problemów. Ostatecznie, w czasie gdy ksiądz proboszcz zaproponował mi przyjęcie posługi nadzwyczajnego szafarza Komunii świętej i poprosił, abym przedyskutował propozycję z żoną, Ania była już w pierwszych dniach, upragnionej przez nas ciąży. W tamtym czasie wiek 30 lat oraz zgoda żony były niezbędnymi warunkami do rozpoczęcia przygotowania.
– Zaproszenie do bycia szafarzem Najświętszego Sakramentu to chyba zaproszenie do wielkiej przygody. Też tak o tym myślisz?
– W moim życiu duchowym było to czytelne zaproszenie Jezusa do bliższej relacji. W duszy odczuwałem ogromną wewnętrzną zgodę na tą posługę i wielką radość z propozycji. Żona zareagowała jednak bez entuzjazmu, ponieważ kojarzyła posługę szafarza z brakiem męża u boku podczas Mszy świętych oraz zmniejszeniem mojej dyspozycyjności z powodu nowych obowiązków. Jako że na decyzję miałem kilka miesięcy, mogłem zostawić żonie czas na zastanowienie. Wkrótce jednak pojawiły się komplikacje ciąży i we wczesnym jej etapie nastąpiło poronienie. Żal i ból mojej żony – tyle obecnie pamiętam z tamtego czasu.
– Ta myśl pewnie nie dawała Ci spokoju...
– Ciągle o tym myślałem, wkrótce też otrzymałem na modlitwie głębokie przekonanie, aby podjąć ostateczną decyzję na temat tej konkretnej posługi, a o dzieci się nie martwić. Zostawić po prostu wszystko Bogu. Podzieliłem się tym z żoną, kierując do niej słowa, mniej więcej tej treści: „Pan Bóg powiedział, żebyś zgodziła się na to szafarstwo, a o dzieci masz się nie martwić”.
– Jak żona to przyjęła?
– Ania od razu wyraziła zgodę. Po miesiącu była znów w ciąży! Dla mnie był to wielki znak, że to nie tylko proboszcz, ale sam Pan Jezus chce mnie widzieć na tej drodze. Wkrótce pojechałem na kurs przygotowawczy, a przed Wielkanocą otrzymałem posłanie do funkcji nadzwyczajnego szafarza Komunii świętej w naszej parafii. Kilka miesięcy później urodziły się nam bliźniaczki.
– Naprawdę wielkie znaki dał Wam Pan Bóg. Czy trzeba się jakoś specjalnie formować, aby być szafarzem?
– Obecnie jestem w posłudze szafarza od 10 lat. Jeżeli chodzi o formację obowiązkową szafarzy, to mamy przywilej corocznego uczestnictwa w weekendowych rekolekcjach dedykowanych specjalnie do braci szafarskiej, w każdym roku spotykamy się też na adwentowych i wielkopostnych dniach skupienia. W ramach formacji własnej utrzymuję codzienny kontakt ze Słowem Bożym i staram się codziennie uczestniczyć w Eucharystii. Ponadto rozwijam się w parafialnej grupie modlitewnej, a razem z żoną należymy do Domowego Kościoła.
– Czy ta służba pochłania wiele czasu?
– Głównym posłaniem szafarzy jest niesienie Komunii świętej do chorych. Ilość pracy związanej z tym obowiązkiem nie jest duża, natomiast radość i wdzięczność chorych jest dla mnie dodatkową motywacją do wielbienia Boga za obdarowanie tą posługą. Oprócz tego pomagamy księżom w parafii w udzielaniu Komunii świętej.
– Pomagasz też w szpitalu?
– Noszenie i dotykanie Jezusa uważam za wielki przywilej, tak samo, jak każdorazową możliwość przyjmowania Jezusa na Mszy świętej pod dwoma postaciami. Sam fakt takiego obcowania z Bogiem mobilizuje mnie do szukania Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości. Z tej przyczyny zdecydowałem się na pomoc w zanoszeniu Jezusa chorym w szpitalu. W wybrany dzień w tygodniu pomagam kapelanowi w tej posłudze. W szpitalu spotykam się z ludzkim cierpieniem, ale też i z wielką życzliwością. Niemal co tydzień mam możliwość obserwować, jakim umocnieniem dla chorych jest przyjmowanie Tego „nad którym śmierć nie ma już władzy”.
– Wiara jest ważna w życiu Twojej rodziny?
– Bóg w mojej rodzinie jest na pierwszym miejscu. Szczególnie czcimy Boga jako Ojca, przez co każdy z nas, łącznie ze mną, może czuć się w pełni zaopiekowanym i strzeżonym dzieckiem. Jak każdy człowiek doświadczam radości i smutków, problemów i sukcesów. Nigdy jednak nie zostawiam ich tylko w sobie, bo przekonałem się, że mamy Ojca, który jest nieskończenie dobry, niezmiernie bogaty i hojnie miłosierny. Jego hojność dobrze obrazuje historia z dziećmi, o której wspomniałem. Bóg zawsze ma dla mnie co najmniej dwa razy więcej, niż sobie wyobrażam, a na bliźniakach oczywiście się nie skończyło. Jemu niech będzie chwała!
– Dziękuję za rozmowę.
Zobacz całą zawartość numeru ►