Potrzebujemy siebie nawzajem

Rozmowa z biskupem pomocniczym archidiecezji katowickiej, ks. Markiem Szkudło.

zdjęcie: TERESA WÓJTOWICZ

2019-08-02

KS. WOJCIECH BARTOSZEK: – Dwa lata temu pierwszy raz pielgrzymował Ksiądz biskup z chory­mi do Lourdes. W tym roku również podjął Ksiądz biskup taką decyzję. Dlaczego?

BP MAREK SZKUDŁO: – Przede wszystkim dlatego, że chorzy są mi bardzo bliscy. Sam doświadczyłem poważnego kryzysu zdrowia między 4 a 8 rokiem życia. W se­minarium miałem kontakt z chorymi, byłem infirmarzem, czyli osobą odpo­wiedzialną za izbę chorych. Co miesiąc chodziłem do parafii św. Mikołaja na ul. Kopernika w Krakowie, by uczestniczyć w spotkaniach z chorymi. Grałem dla nich na gitarze i spędzałem z nimi wolne chwile. Do dzisiaj pamiętam liczną grupę chorych, którzy przyjechali później na moje święcenia kapłańskie, do katedry Chrystusa Króla w Katowicach. Siedzieli na wózkach w pierwszym rzędzie. Moi dwaj pierwsi proboszczowie byli kapła­nami chorymi, więc dzięki kontaktom z nimi również obcowałem z rzeczywi­stością ludzkiego cierpienia. Kiedy na­tomiast trafiłem do Jastrzębia-Zdroju jako proboszcz, zostałem poproszony przez uczestników warsztatów terapii zajęciowej, by poprowadzić dla nich spotkania katechetyczne. Ta przygoda z osobami niepełnosprawnymi trwała aż 18 lat. Zawsze im powtarzałem, że są tymi, którzy pozwalają mi chodzić po ziemi, a nie bujać w obłokach. I wresz­cie do świata ludzi chorych niejako na nowo wprowadziła mnie również moja mama, która od 6 lat jest częściowo spa­raliżowana po udarze niedokrwiennym. Mama nie chodzi i nie mówi, ale wszystko rozumie i jest bardzo pogodna. Bardzo też interesuje się moim pasterzowaniem.

Jestem na tej pielgrzymce również dlatego, bo uważam, że biskup musi być z ludźmi. Nie ma nic piękniejszego, jak wejść w lud, iść z ludem, podążać z nim łatwiejszymi i trudniejszymi szlakami, być blisko. Cieszę się, że ludzie, z którymi przebywam, mogą zobaczyć, że biskup to nie jest człowiek wyizolowany ze świata, ale że jest jednym z nich, że można z nim normalnie porozmawiać, pożartować. Ja czuję się najbardziej na swoim miejscu, gdy jestem blisko ludzi. A ta bliskość w na­turalny sposób ośmiela ludzi, by podzielili się tym, co noszą w swoim sercu. Nieraz spontanicznie opowiadają o tym, co jest ich radością, smutkiem, tym, co powoduje duchową arytmię ich serca. Myślę, że ta bliskość jest wzajemnym ubogacaniem się. Bo nie tylko oni korzystają na tym, że jest obok nich biskup, który może ich wysłuchać, ale również ja korzystam, bo ich doświadczenia pomagają mi właściwie spojrzeć na rzeczywistość ludzi chorych oraz na środowisko służby zdrowia, któ­ra przez posługę chorym również działa pastersko – prowadzi, towarzyszy.

– A chora mama cały czas wspiera Księdza biskupa w tych działaniach, w tym inten­sywnym byciu z ludźmi.

– Tak, mama cały czas mnie wspiera, śledzi wszystko, często się kontaktujemy. Mama jak to mama – cały czas jest blisko.

– Ksiądz biskup wielokrotnie mówi o tym, że te zależności i relacje między ludźmi budują żywy Kościół.

– Tak! To jest właśnie żywy Kościół! Ta myśl zawsze mi towarzyszy, ilekroć wizytuję poszczególne parafie w archidie­cezji. Bo w odwiedzinach biskupa w pa­rafii wcale nie chodzi o to, żeby coś kon­trolować i sprawdzać, ale najważniejsze jest właśnie to, by spotkać żywy Kościół. A żywy Kościół to wspólnota ludzi, któ­rzy nie żyją wyłącznie dla siebie, ale dla drugich, którzy sens życia odkryli w tym, że nie zajmują się tylko swoimi sprawami, ale potrafią także stanąć u boku drugiej osoby i okazać jej wsparcie. Żywy Kościół to wspólnota, w której jedni drugich brze­miona noszą. Taki Kościół jest najczytel­niejszym znakiem Jezusa Chrystusa, który przyszedł, żeby się pochylić nad drugim, aby powiedzieć: jestem dla ciebie.

– Co podczas tej pielgrzymki do Lourdes było dla Księdza biskupa największym duchowym przeżyciem?

– Ważnym przeżyciem była dla mnie Msza święta międzynarodowa w Bazy­lice Piusa X. Był to moment, w którym można było dotknąć powszechności Ko­ścioła. Zrobiły na mnie wrażenie proste modlitwy, proste śpiewy, dłuższe chwi­le ciszy. Przeżyłem również możliwość przewodniczenia jednej z procesji eu­charystycznych. Niektóre osoby, widząc mnie niosącego Najświętszy Sakrament na długim odcinku, pytały mnie później, czy było mi ciężko. Odpowiadałem, że jest to jakiś wysiłek, ale kiedy idzie się z Panem Jezusem, to przede wszystkim jest się wpatrzonym w Niego. Ktoś mi nawet zwrócił uwagę na to, że zza mon­strancji nie było widać, kto ją niesie. I to jest chyba najpiękniejszy obraz kapłań­stwa, ale również człowieczeństwa – mieć twarz Chrystusa. To On ma być widoczny, a nie ludzkie działanie. Niewątpliwie bar­dzo ważną dla mnie chwilą podczas tej pielgrzymki było samotne udanie się do Groty Objawień – bez sutanny, incognito. Mogłem wówczas w ciszy modlić się, być z Matką Bożą sam na sam.

– Ostatni dzień pobytu pielgrzymów w Lour­des (11 maja) był duchowo powiązany z ważnym wydarzeniem w archidiecezji katowickiej – ze święceniami kapłański­mi, które przyjęło dziewięciu diakonów. Z jednej strony pielgrzymka i modlitwa chorych, z drugiej początek kapłańskiej drogi. Myślę, że te wydarzenia mają ze sobą głęboki duchowy związek.

– Niewątpliwie tak, bo każdy pre­zbiter, otwierający się na sakrament święceń, uświadamia sobie, że odtąd jedynym sensem jego życia będzie to, aby upodobnić się do Jezusa Chrystusa, który dzieli się z człowiekiem jedynym kapłaństwem i który przyszedł po to, żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu. Z jednej strony ludzie – również ci chorzy i niepełnosprawni – potrzebują posługi kapłanów: głoszenia przez nich Słowa Bożego, udzielania sakramentów. Ale z drugiej strony my kapłani, ilekroć idziemy służyć innym i pocieszać ich, tylekroć wracamy pocieszeni. Tutaj za­wsze ma miejsce niezwykłe sprzężenie zwrotne. Potrzebujemy siebie nawzajem, ubogacamy się, doładowujemy duchowo.

– Wielu chorych i czytelników miesięcznika nie mogło uczestniczyć w pielgrzymce do Lourdes, ale w tym czasie łączyli się z nami duchowo w różny sposób. Na koniec proszę więc Księdza biskupa o kilka słów przesłania skierowanego do nich.

– Moi Drodzy, bardzo Wam dzię­kuję, że wspieracie całe duszpasterstwo chorych. Przez to, że wspieracie duszpa­sterstwo chorych swoją modlitwą i cier­pieniem, nie tylko jesteście uczestnikami tego otwarcia się na Bożą łaskę, która przychodzi w Słowie i sakramentach świę­tych, ale stajecie się apostołami. Dlatego wytrwajcie w tym. Osobiście dziękuję tym, którzy przez moje przyjęcie święceń biskupich, zobowiązali się do wspierania mnie modlitwą i ofiarą cierpienia. Chcę Wam dzisiaj powiedzieć, że macie udział w tym wszystkim, co robię, w całym moim biskupi posługiwaniu i z tego się radujcie. Ja cieszę się Waszym wsparciem, a Wy cieszcie się, że wspierając mnie, macie udział w mojej służbie Kościołowi.

– Bardzo dziękuję za posługę pasterską Księ­dza biskupa tutaj, na pielgrzymce oraz za szczególną wrażliwość i nachylenie wobec osób chorych.

– Dziękuję za spotkanie. Szczęść Boże.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, Bartoszek Wojciech, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2019nr07, Z cyklu:, W cztery oczy

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024