Z chorymi i dla chorych

Siostra Olga Mura ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP Niepokalanie Poczętej opowiada o swojej codziennej pracy z chorymi i niepełnosprawnymi w Rusinowicach oraz o tym, czego doświadczyła w sercu podczas pobytu w Lourdes.

zdjęcie: TERESA WÓJTOWICZ

2019-08-02

REDAKCJA: – Wiem, że pielgrzymowała Siostra do Lourdes po raz pierwszy. Kiedy i dlacze­go podjęła Siostra decyzję o wyjeździe?

S. OLGA MURA: – To była moja od dawna wymarzona pielgrzymka. Odkąd my­ślałam o pielgrzymowaniu do Lourdes, zawsze w głębi serca miałam pragnie­nie, aby pojechać tam z chorymi i dla chorych. Wyjazd w takim gronie ma bowiem wyjątkowy charakter i wiąże się dla mnie z głębokimi przeżycia­mi duchowymi. Na co dzień pracuję z dziećmi i młodzieżą niepełnospraw­ną w Rusinowicach i dobrze wiem, że takie osoby w niesamowity sposób przeżywają sacrum. O pielgrzymce dowiedziałam się od osób, które już dwukrotnie brały w niej udział, w 2015 i 2017 roku, a które przyjeżdżają do Ru­sinowic na turnusy rehabilitacyjne ze swoimi niepełnosprawnymi dziećmi. Bardzo wiele opowiadały mi o Lour­des i o tym, czego tam doświadczyły. Tymi opowieściami stopniowo zapałały moje serce, aż w końcu podjęłam decy­zję o wyjeździe. Na tę decyzję wpłynął także fakt, że w tym roku obchodzę mały jubileusz – 20-lecie pracy w Ru­sinowicach – i postanowiłam poprosić przełożonych o zgodę na wyjazd. Prze­łożeni przychylili się do mojej prośby i w ten sposób znalazłam się w pociągu jadącym z Katowic do Lourdes.

– Przełożeni zaproponowali też, aby zabrała Siostra na pielgrzymkę dwie swo­je współsiostry, które również pragnęły pojechać do Matki Bożej, i zaopiekowała się nimi.

– Tak. Razem ze mną tę pielgrzymkę przeżywały dwie moje starsze współsio­stry – s. Mechtylda, która aktualnie jest na placówce w Rybniku-Niedobczycach i ma 87 lat oraz 74-letnia s. Sewera, która mieszka w Domu Prowincjalnym w Panewnikach. Obydwie siostry mają problemy z szybkim poruszaniem się, czasem tracą równowagę. Ponadto s. Sewera cierpi na chorobę Parkinsona, więc towarzyszą jej dodatkowe trudno­ści w funkcjonowaniu. Siostry jednak dzielnie wszystko zniosły, dopisywał im humor, były bardzo zorganizowa­ne i nie stwarzały problemów. Muszę powiedzieć, że ten wyjazd jest dla mnie naprawdę wyjątkowy, bo przeżywam go nie tylko w otoczeniu rodziny zakon­nej, ale również jest tutaj moja 82-letnia mama i najstarsza, rodzona siostra. To dla mnie wielka łaska, że mogę ten czas przeżywać z bliskimi mi osobami.

– Zatem jest tutaj Siostra pielgrzymem i wolontariuszem jednocześnie.

– Nie ukrywam, że przed wyjazdem trochę się obawiałam, czy sobie poradzę z opieką nad starszymi siostrami, bo one są dwie, a ja jedna, tym bardziej, że musiałyśmy korzystać z wózków. Okazało się, że niepotrzebnie się mar­twiłam, bo wiele osób było chętnych do wszelkiej pomocy. Tym sposobem siostry wszędzie mogły dotrzeć, a tam, gdzie wózek nie mógł wjechać, siostry powoli, w swoim tempie szły o kulach. To była naprawdę pielgrzymka dosto­sowana dla chorych, tutaj nikt nikogo nie poganiał i nigdzie nie trzeba było się spieszyć.

– Co zapamięta Siostra z Lourdes? Co najbardziej zapadło Siostrze w serce i pamięć?

– Wiele momentów mnie wzruszy­ło i zachwyciło. Bardzo urzekła mnie cisza. Mimo obecności rzeszy pielgrzy­mów, Lourdes jest miejscem wyciszenia i modlitwy, czego szczególnie można doświadczyć w Grocie Objawień. Tam też odczuwa się wyjątkową bliskość Matki Bożej. Najbardziej duchowo niosło mnie uczestnictwo w pięknie sprawowanej liturgii – w Eucharystii, nabożeństwach i procesjach. Za każdym razem wielkie wrażenie robił na mnie widok chorych na wózkach inwalidz­kich, którzy w Lourdes są traktowani z największymi honorami. Tam na­prawdę widać, że chorzy i niepełno­sprawni są skarbami Kościoła. Bardzo wzruszyłam się, kiedy podczas jednej z Mszy świętych zobaczyłam chorego na wózku, który mimo powykręcanego ciała i ogromnej spastyki, z nieporad­nością ale i wielkim namaszczeniem przyjmował Pana Jezusa w Komunii. I chociaż widziałam mnóstwo podob­nych sytuacji w Rusinowicach, to bardzo mnie ten widok wewnętrznie poruszył. Mocno przeżyłam również sakrament namaszczenia chorych. Noszę w swoim sercu wiele spraw, które wydają się na ten moment nie do rozwiązania, które rodzą lęk. I kiedy podczas namaszcze­nia usłyszałam słowa kapłana, że „Pan mnie podźwignie”, to poczułam, że Je­zus realnie przychodzi do mnie w tym sakramencie, by mnie umocnić. Przez długi czas po przyjęciu namaszczenia, nie potrafiłam opanować łez.

– Myślę, że wielu uczestników pielgrzym­ki czekało na moment przyjęcia sakra­mentu namaszczenia chorych właśnie w Lourdes. Wiadomo, że Pan Jezus działa z mocą niezależnie od miejsca, ale mam wrażenie, że przyjęcie tego sakramentu w światowej stolicy chorych, ma dla pielgrzymów jakiś szczególny wymiar, choćby ten zewnętrzny.

– Na pewno tak. Jak już wspomnia­łam, w Lourdes chorzy są traktowani w wyjątkowy sposób, a przyjęcie na­maszczenia chorych w tym miejscu z pewnością wpływa na głębię ich du­chowych przeżyć.

– Opieka nad osobami chorymi podczas pielgrzymki wymaga stałej dyspozycyjno­ści i poświęconego czasu. Czy w związku z tym udało się Siostrze znaleźć w Lourdes choć chwilę tylko dla siebie, taką sam na sam z Jezusem i Maryją?

– Z uwagi na siostry, które miałam pod opieką, faktycznie było to dość trudne. Ale jednak udało się. Nabo­żeństwo Drogi Krzyżowej przeżywałam na tzw. Prerii. W tym samym czasie druga trasa wiodła na wzgórze, ale tam niestety z wózkami nie dałabym rady wjechać. Trochę żałowałam, że nie mogę pójść tą bardziej wymagającą trasą. Dlatego postanowiłam wygospo­darować czas, abym mogła wybrać się na Drogę Krzyżową na wzgórze. Posta­rałam się więc o zastępstwo w opiece nad moimi dwiema współsiostrami, a z moją siostrą rodzoną przeżyłyśmy Drogę Krzyżową po raz drugi. Było to dla nas ważne doświadczenie, pełne przeżyć i emocji. Taka chwila modli­twy w odosobnieniu była mi bardzo potrzebna.

– A z jakimi intencjami jechała Siostra do Matki Bożej?

– Moją główną intencją było dzięk­czynienie. Jak już wspomniałam, w tym roku obchodzę 20-lecie pracy z osobami niepełnosprawnymi w Rusinowicach i bardzo zależało mi, aby po­dziękować Panu Bogu i Maryi za spędzone tam lata. Rusinowice są dla mnie okruchem nieba, który otrzy­małam w darze. Dzięki spotkanym tam osobom mogłam rozwinąć się ducho­wo i osobiście zbliżyć do Pana Boga. Naprawdę mam za co dziękować: za każde niepełnosprawne dziecko, za każdego rodzica, za ich niezachwianą wiarę i cudowne świadectwo życia. Wio­złam w sercu także intencje związane z moimi najbliższymi. Mój najmłodszy brat ma córeczkę Martynkę, która jest niepełnosprawna. Zdiagnozowano u niej uszkodzenie na trzynastym chromoso­mie i rokowania co do jej przyszłości są bardzo niepewne. Ponadto jej mama, Katarzyna, również jest niepełnosprawna – praw­dopodobnie na skutek boreliozy lub stwardnienia rozsianego ma połowiczny niedowład, a lecze­nie i rehabilitacja nie przynoszą żadnych rezultatów. Sytuacja jest trudna, więc również tę intencję przedstawiałam Pani z Lourdes. Tak się złożyło, że wiele osób, nie wiedząc nawet, że jadę do Lourdes, przynosi­ło mi w ostatnim czasie intencje do modlitwy. Było ich sporo. Wszystkie zostawiłam u Maryi.

– Kilkakrotnie wspomniała Siostra o Rusi­nowicach – miejscu, w którym żyje i pra­cuje Siostra na co dzień. To ważne miejsce na mapie życia?

– Jedno z najważniejszych. Wola Boża postawiła mnie przed laty w Rusi­nowicach i to wszystko, co tam otrzyma­łam i czego doświadczyłam, przerosło moje najśmielsze oczekiwania.

– Proszę opowiedzieć o swojej pracy w tym miejscu.

– Wstępując do Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP liczyłam się z tym, że będę pracowała z dzieć­mi i młodzieżą, bo taki poniekąd jest charyzmat Zgromadzenia. Nigdy jednak nie myślałam, że Pan Bóg postawi mnie wśród niepełnosprawnych. Na co dzień pracuję z dziećmi najbardziej upośle­dzonymi, jestem oligofrenopedagogiem i logopedą. Prowadzę zajęcia w tzw. sali doświadczania świata. Jest to szczególne miejsce terapii dla osób głęboko upośle­dzonych, funkcjonujących na poziomie zmysłowym, stąd znajduje się tam wiele symulatorów zmysłów. Ponadto jest także piękna sala do wyciszania i pracy z dzieć­mi autystycznymi, przeznaczo­na zwłaszcza do oswajania ich z różnymi nadwrażliwościami. Oprócz tego jestem kierowni­kiem zarządzającym całym działem te­rapii zajęciowej, w skład którego wcho­dzą specjaliści: psycholodzy, logopedzi, pedagodzy, terapeuci zajęciowi.

– Jest jeszcze jedna ważna część Siostry posługi – katechetyczno-liturgiczna.

– Tak, to bardzo ważna dla mnie działka pracy. Zajmuję się przygoto­waniem i oprawą Mszy świętych oraz nabożeństw, angażując do aktywnego udziału osoby niepełnosprawne. Jeśli to tylko możliwe, podczas Mszy świętych niepełnosprawni czytają Słowo Boże i modlitwę wiernych, śpiewają psal­my. Zależy mi na tym, by wykrzesać z nich wszelkie możliwe aktywności. W przyswojeniu i zrozumieniu różnych treści pomagają nam wspólnie tworzone animacje teatralne. Nawiasem mówiąc, w październiku ubiegłego roku z oka­zji 160. rocznicy objawień Matki Bożej w Lourdes, dzień po dniu poznawaliśmy postaci i fakty związane z objawieniami. Nie przypuszczałam nawet, że będzie to piękne wprowadzenie do mojego wy­jazdu do Lourdes. Ponadto zajmuję się też przygotowaniem dzieci do spowie­dzi i Komunii świętej, a młodzieży do bierzmowania. Niestety osoby niepeł­nosprawne z upośledzeniem nie zawsze mają możliwość takiego przygotowania w swoich parafiach. Natomiast w Ru­sinowicach jest to możliwe. Oczywi­ście katecheza zawsze prowadzona jest w sposób indywidualny, dostosowany do potrzeb i możliwości konkretnej osoby.

– Na początku naszej rozmowy powiedzia­ła Siostra, że osoby chore i niepełnospraw­ne w niesamowity sposób przeżywają sacrum. To znaczy: głębiej niż zdrowi?

– Nie wiem, czy głębiej, ale z całą pewnością inaczej. Tak naprawdę to nie ja uczę ich, ale oni mnie. Mogę śmiało powiedzieć, że podczas pracy z niepeł­nosprawnymi dziećmi i młodzieżą Pan Jezus dopuszcza mnie do doświadczeń z górnej półki. Nieraz jestem świadkiem wielkiej bliskości moich podopiecznych z Bogiem i ich niezwykłej tęsknoty za Nim. Pamiętam Kasię – chodzącą, ale niemówiącą dziewczynkę. Miała tak wielkie pragnienie Pana Jezusa, że na kilka dni przed swoją uroczystością ko­munijną, domagała się od księdza, tupiąc nogami, by już teraz udzielił jej Komunii. I to naprawdę jest pragnienie samego Jezusa. Te dzieci nie chcą przyjęcia, go­ści, prezentów czy białej sukienki. One pragną żywego Boga. To jest coś, co za każdym razem wprawia mnie w zdu­mienie i zachwyt. Kiedyś ktoś zadał mi pytanie, dlaczego szatan tak nienawidzi dzieci niepełnosprawnych, co one mu zrobiły? No właśnie to: one są najbliżej Jezusa, współcierpią z Nim, swój stan przeżywają w normalny i zarazem piękny sposób. Składają ofiarę za świat, za nas. Relacja z Jezusem jest dla nich czymś oczywistym, naturalnym i może wła­śnie przez to tak bardzo niezwykłym. One rozumieją więcej niż może nam się wydawać, są wyczulone na wszystko, co związane ze sprawami wiary. Ich serca są wypełnione obecnością Boga. Dziękuję Bożej Opatrzności, że pozwala mi to­warzyszyć chorym i niepełnosprawnym w ich codzienności. Przy nich moje życie duchowe zyskuje niezwykłą wartość – rozwija się i pogłębia.

– To teraz, po wizycie w światowej stoli­cy chorych, z pewnością jeszcze bardziej będzie mogła Siostra wejść w duchowy świat swoich podopiecznych.

– Postaram się dobrze wykorzystać przeżyty w Lourdes czas. Choć muszę przyznać, że wracam z tej pielgrzymki z pewnym niedosytem. Ciągle mi mało. Może to znak i zaproszenie, by w przy­szłości jeszcze tam wrócić…

– Wierzę, że tak będzie i z serca tego Sio­strze życzę.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, Cogiel Renata Katarzyna, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2019nr07, Z cyklu:, W cztery oczy

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024