Lista zaproszonych
Jeszcze nie jestem gotowa, by zaprosić do swojego życia ułomnych, ubogich, chorych i samotnych. Muszę jeszcze zweryfikować listę gości. Jeszcze nie ma w moim życiu miejsca na taką ucztę.
2019-08-22
Rozważanie do fragmentu Ewangelii Mt 22, 1-14
XX tydzień zwykły
W ostatnim czasie kolejny raz czytam „Dzieje duszy” św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Jeden z fragmentów jej duchowego dziennika stanowi dobry komentarz do słów dzisiejszej Ewangelii.
Zauważyłam, że im któraś z sióstr jest bardziej święta, tym więcej jest kochana; że szuka się sposobności do rozmowy z nią, oddaje się jej przysługi, o które nawet nie prosiła. Z duszami niedoskonałymi jest przeciwnie, ich towarzystwa nikt nie poszukuje. Wprawdzie zachowuje się wobec nich normy zakonnej grzeczności, ale unika się ich towarzystwa. Wyciągam stąd taki oto wniosek: powinnam w czasie rekreacji czy rozmów, na które jest pozwolenie, poszukiwać towarzystwa sióstr najmniej mi miłych i wobec tych dusz zranionych pełnić rolę dobrego Samarytanina. Jedno słowo, jeden miły uśmiech wystarczą, by rozweselić duszę smutną (…) Toteż, by nie narazić się na stratę czasu, chcę być przyjemna dla wszystkich – a szczególnie dla sióstr, które są mniej miłe – w tym celu, by rozradować Jezusa. Jakąż bowiem ucztę może sprawić karmelitanka swoim siostrom, jeśli nie ucztę duchową, złożoną z miłości wdzięcznej i radosnej? /Dzieje duszy C, 28/.
Tylko czy stać mnie na takie poświęcenie i ofiarę? Czy naprawdę muszę „katować się” przebywaniem w towarzystwie osób, których nie znoszę, albo przynajmniej nie lubię? Czy nie mogę cieszyć się wolnym czasem spędzonym w otoczeniu życzliwych mi ludzi? Dlaczego tylko ja muszę ponosić koszty i w dodatku nie liczyć na wzajemność? Dlaczego tylko ja mam dźwigać ciężary, których inni nawet nie zamierzają dotykać?
Jezus wymaga ode mnie życia pełnego miłości. Takiej praktycznej i trudnej. Miłości, która nie ma nic wspólnego z tkliwością. Miłości, która jest rezygnacją.
Prawdziwie kocha ten, kto nie zostawia niczego dla siebie. Prawdziwie kocha ten, kto ze względu na dobro drugiego człowieka rezygnuje z własnego. Prawdziwie kocha ten, kto nie dąsa się, gdy nie spotyka go należna mu chwała. Prawdziwie kocha ten, kto pozwala innym korzystać z owoców swojej pracy. Prawdziwie kocha ten, kto nie czeka na dowody wdzięczności i sowitą odpłatę. Prawdziwie kocha ten, kto wybiera to co słabe, chore i ułomne. Prawdziwie kocha ten, kto od słów przechodzi do czynów.
Nie pozostaje mi więc nic innego, jak tylko prosić o taką miłość. Muszę prosić, bo odkrywam, że nie umiem kochać w ten sposób. Jeszcze nie jestem gotowa, by zaprosić do swojego życia ułomnych, ubogich, chorych i samotnych. Muszę jeszcze zweryfikować listę gości. Jeszcze nie ma w moim życiu miejsca na taką ucztę.