O mówieniu prawdy z miłością
Używając „psiego” żargonu – ja w momentach trudnej prawdy jestem raczej skłonna „ujadać” niż wysłuchać. Raczej „podkulam ogon” i czekam na rozwój wydarzeń, zamiast rozpocząć czas zmian.
2023-02-08
Rozważanie do fragmentu Ewangelii Mk 7, 24-30
V tydzień zwykły
Jezus jak nikt inny potrafi rozmawiać z ludźmi. Dzisiaj jesteśmy świadkami ewangelicznej sceny, kiedy rozmawia On z pewną kobietą – Syrofenicjanką. Kobieta demonstruje swoją wiarę w szerokość Jezusowego serca i wiarę w Jego wspaniałomyślność. I chociaż początkowo Jezus wydaje się być niezainteresowany problemem kobiety, ostatecznie nie zostaje ona zawiedziona, bo okazuje jej swoją wielką miłość i łaskę. Zachwyca mnie odwaga Jezusowej wypowiedzi i urzeka pokora tej kobiety. Jezus wprawdzie nie wprost, ale przecież dostatecznie wyraźnie zalicza ją do ludzi drugiej kategorii, przyrównując także jej dziecko do szczenięcia.
Tę symbolikę psów i szczeniąt można odczytywać rozmaicie. Najbardziej miękko jako porównanie Izraela do dzieci, a pogan do szczeniąt. Z drugiej strony nazywanie pogan „psami” musi oddawać coś z tamtego sposobu mówienia, który Jezus przyjmuje. Wygląda na to, że Izraelici nazywali pogan „psami” i zapewne nie była to nazwa, która by tych ostatnich wprawiała w entuzjazm. Raczej gniewała ich i obrażała.
Tymczasem kobieta wcale nie czuje się obrażona słowami Jezusa. Jezus mówi w taki sposób, że Jego słowo ją dosięga i przenika. Kobieta jest nieustępliwa i pokorna. Przychodzi do Jezusa w konkretnym celu – prosi o uwolnienie swej córki spod władzy ducha nieczystego – i nie zamierza zrezygnować. Nie broni się, nie upomina o szacunek. Nie prosi o nic dla siebie. Jest przy Jezusie i nie przestaje ufać. Całkowicie zapomina o sobie. Całą swoją uwagę przenosi na córkę i na Tego, który ma moc jej pomóc.
Postawa Syrofenicjanki z dzisiejszej Ewangelii uświadamia mi, że nie wolno mi traktować Jezusa jak grającej szafy, która spełni każde moje życzenie. Jezus okazuje łaskę i moc wówczas, gdy spotyka się z wiarą i determinacją. Muszę być, jak ta kobieta – pokorna i konkretna. No i oczywiście wierząca w Jezusową moc. Ale muszę także przychodzić do Jezusa z postanowieniem nie rezygnowania z raz obranej drogi dobra. Muszę wiedzieć, czego chcę. Muszę poznać swoje pragnienia i potrzeby, by potem przedstawiać je Jezusowi. Jezus wszystko o mnie wie, ale pragnie spotkania ze mną. Pragnie dialogu. On chce znać moje zdanie, Jego interesuje moja opinia. Jego interesuje to, co mam do powiedzenia.
U Jezusa zachwycająca jest umiejętność mówienia prawdy w oczy bez cienia pogardy. On zawsze wypowiada prawdę z miłością. To wielka sztuka mówić tak, by ktoś usłyszał, zrozumiał i – co najważniejsze – nie obraził się. Jezus nie chce mi dokuczyć. On chce kochać, choć Jego miłość nie zawsze głaszcze po głowie. Używając „psiego” żargonu – ja w momentach trudnej prawdy jestem raczej skłonna „ujadać” niż wysłuchać. Raczej „podkulam ogon” i czekam na rozwój wydarzeń, zamiast rozpocząć czas zmian.
Potrzeba mi zatem pokory i nieustępliwości. Potrzeba mi wiary.