„Nie” dla eutanazji
Okazuje się, że sam rozwój medycyny nie przynosi całkowitego rozwiązania problemu ludzkiego cierpienia. Przy braku dostrzegania sensu ludzkiego cierpienia rodzi się pokusa eutanazji.
2020-03-23
W encyklice „Evangelium vitae” św. Jan Paweł II przypomniał prawdę o świętości i nienaruszalności życia ludzkiego. Sprzeciwił się w tym dokumencie wszystkim współczesnym zamachom na życie człowieka. Przede wszystkim wypowiedział się zdecydowanie przeciw aborcji, prowadzącej do śmierci dzieci nienarodzonych oraz przeciw eutanazji, stosowanej w przypadku ciężkiej choroby w celu zakończenia cierpienia. W niniejszych rozważaniach skoncentruję się na problemie eutanazji. Współczesne pokusy Mimo, że mija właśnie ćwierć wieku od napisania encykliki, sprawa pozbawiania życia ludzi ciężko chorych jest niestety ciągle aktualna. W Holandii oraz w Belgii działania te są całkowicie zalegalizowane i zjawisko to niepokojąco zatacza coraz szersze kręgi. Pokusa eutanazji pojawia się także w wielu innych społeczeństwach i próbuje się jej dokonywać w sposób mniej jawny niż tam, gdzie można to czynić w majestacie prawa. Miał tego świadomość Jan Paweł II, który pisał: „tragicznym przejawem tego wszystkiego jest rozpowszechnianie się eutanazji, zakamuflowanej i pokątnej, albo wykonywanej otwarcie, a nawet za przyzwoleniem prawa. Usprawiedliwia się ją nie tylko rzekomym współczuciem dla cierpiącego pacjenta, ale czasem także racjami utylitarystycznymi, nakazującymi unikanie nieproduktywnych wydatków, które nadmiernie obciążają społeczeństwo. Proponuje się zatem pozbawianie życia noworodków z deformacjami ciała, osób z poważnymi upośledzeniami, niepełnosprawnych, starców – zwłaszcza niezdolnych do samodzielnego życia – oraz ludzi śmiertelnie chorych. Nie możemy też przemilczeć istnienia innych, lepiej zamaskowanych, ale nie mniej groźnych i realnych form eutanazji”.
Jan Paweł II pokazał, że dla niektórych osób eutanazja jawi się jako sposób na „zawładnięcie śmiercią”. Ludzie ci przekonują mianowicie, że eutanazja jest wyrazem ludzkiej wolności, że dzięki eutanazji człowiek nie musi siebie skazywać na długotrwałe cierpienia, na niepełnosprawność. Dla osób tak myślących eutanazja jest – jak pisał papież – „łagodnym zakończeniem życia własnego lub cudzego”. Patrzenie na eutanazję jako na „łagodną” bądź „słodką” śmierć nawiązuje do etymologii tego słowa. „Eutanazja” to połączenie dwóch greckich słów „eu” – znaczy „dobra”, „tanatos” – znaczy „śmierć”. Eutanazja to „dobra śmierć”, bo uwalnia człowieka od cierpień, niedołężności. W obliczu takich tendencji społecznych Jan Paweł II pisał: „w rzeczywistości to, co mogłoby się wydawać logiczne i humanitarne, przy głębszej analizie okazuje się absurdalne i nieludzkie. Stajemy tu w obliczu jednego z najbardziej niepokojących objawów «kultury śmierci», szerzącej się zwłaszcza w społeczeństwach dobrobytu, charakteryzujących się mentalnością nastawioną na wydajność, według której obecność coraz liczniejszych ludzi starych i niesprawnych wydaje się zbyt kosztowna i uciążliwa”. Czym jest eutanazja? Oczywiście, w takich delikatnych sprawach etycznych jak eutanazja potrzebne jest właściwe rozumienie słów, znaczeń i pojęć. Wspominam, że gdy byłem katechetą w szkole średniej, jeden z uczniów na lekcji religii wyraził przekonanie, iż on osobiście jest za eutanazją, gdyż nie chce kiedyś w przyszłości umierać w samotności, otoczonyskomplikowaną aparaturą medyczną. Odpowiedziałem mu wówczas, że prawdopodobnie nie opowiada się on za eutanazją, ale upomina się o prawo do godnej, spokojnej śmierci, w obecności osób bliskich. Rozmowa ta rzeczywiście pokazuje, iż problem eutanazji jest bardzo złożony i skomplikowany. O tych wszystkich niuansach wiedział Jan Paweł II i dlatego napisał tak: „aby sformułować poprawną ocenę moralną eutanazji, trzeba ją przede wszystkim jasno zdefiniować.
Przez eutanazję w ścisłym i właściwym sensie należy rozumieć czyn lub zaniedbanie, które ze swej natury lub w intencji działającego powoduje śmierć w celu usunięcia wszelkiego cierpienia”. Czyli chodzi o takie działanie medyczne, które bezpośrednio zadałoby śmierć pacjentowi, by uwolnić go od cierpienia. Równocześnie papież dodał: „od eutanazji należy odróżnić decyzję o rezygnacji z tak zwanej «uporczywej terapii», to znaczy z pewnych zabiegów medycznych, które przestały być adekwatne do realnej sytuacji chorego, ponieważ nie są już współmierne do rezultatów, jakich można by oczekiwać, lub też są zbyt uciążliwe dla samego chorego i dla jego rodziny. W takich sytuacjach, gdy śmierć jest bliska i nieuchronna, można w zgodzie z sumieniem zrezygnować z zabiegów, które spowodowałyby jedynie nietrwałe i bolesne przedłużenie życia, nie należy jednak przerywać normalnych terapii, jakich wymaga chory w takich przypadkach”. Takie spojrzenie na ludzkie życie wynika z dwóch podstawowych prawd. Po pierwsze, że życie ludzkie jest święte i nietykalne i nikt nie może decydować o jego zakończeniu. Po drugie, że doczesne życie człowieka przemija i że kiedyś pojawi się śmierć. Medycyna, choć przynosi człowiekowi ulgę i niejednokrotnie przedłuża mu życie, to jednak nie jest wszechmocna i nie może sprawić, że śmierć nie nadejdzie. Można zatem zrezygnować z takich działań medycznych, które w obliczu bezpośrednio nadchodzącej śmierci powodują dodatkowe cierpienia i nie pozwalają człowiekowi godnie odejść. Na przykład: zazwyczaj nie stosuje się reanimacji, gdy w przypadku choroby nowotworowej następuje już, wskutek zmian nowotworowych, proces agonii. Działania reanimacyjne przyniosłyby tylko dodatkowe cierpienia i uniemożliwiłyby spokojne odejście z tego świata. Takiemu stechnicyzowanemu podejściu do odchodzenia przeciwstawił się prawdopodobnie mój uczeń na katechezie. A Jan Paweł II napisał: „rezygnacja ze środków nadzwyczajnych i przesadnych nie jest równoznaczna z samobójstwem lub eutanazją; wyraża raczej akceptację ludzkiej kondycji w obliczu śmierci”.
Opieka nad chorym – potrzebna i konieczna
To, że można zrezygnować w niektórych przypadkach z tzw. uporczywej terapii, nie oznacza, iż można odstąpić od jakichkolwiek działań medycznych. Każdy człowiek ma prawo do normalnej, zwyczajnej terapii. Należy do niej między innymi podawanie środków przeciwbólowych, pielęgnacja, w tym pielęgnacja zabezpieczająca przed odleżynami. Do zwyczajnych elementów pielęgnacjinależy w sposób oczywisty odżywianie i pojenie pacjenta, także w sposób sztuczny, na przykład za pośrednictwem sondy. W trudnej sytuacji choroby pacjent potrzebuje także wsparcia psychologicznego, a w sposób szczególny duchowego towarzyszenia, przede wszystkim ze strony rodziny, bliskich. W sytuacji pacjenta znajdującego się w śpiączce, szczególnie w śpiączce długotrwałej, pojawia się czasem pokusa zaprzestania podawania pożywienia. Jednak takie działanie miałoby wówczas charakter eutanazji przez zaniechanie, czyli eutanazji co prawda nie spowodowanej wprost podaniem zabójczego środka, lecz mającej przecież charakter śmierci głodowej. Warto w tym miejscu przywołać głośny przypadek Terri Schiavo, Amerykanki, która przez ostatnie piętnaście lat swojego życia znajdowała się w tzw. trwałym stanie wegetatywnym. Decyzję o zaprzestaniu sztucznego odżywiania podjął jej mąż. Rodzice Terri Schiavo nigdy nie zgodzili się z tą decyzją. Na mocy wyroku sądowego, dnia 18 marca 2005 roku jej sztuczne odżywianie zostało wstrzymane, co doprowadziło po trzynastu dobach do zgonu. Przypadek Terry Schiavo nie jest przykładem rezygnacji z uporczywej terapii. Podawanie żywności w sposób sztuczny nie jest niczym nadzwyczajnym, ani też nie jest działaniem niosącym jakieś dodatkowe cierpienia. Jest to ewidentnie przykład eutanazji przez zaniechanie. Człowiek z śpiączce, z głęboką demencją, czy też człowiek znajdujący się w tzw. stanie wegetatywnym jest żyjącą osobą, posiadającą pełną osobową godność. Zaprzestanie podawania żywności stanowi skazanie takiej osoby na śmierć głodową.
Zło eutanazji
Po dokonaniu tych wszystkich etycznych rozróżnień, przede wszystkim dotyczących rezygnacji z uporczywej terapii, Jan Paweł II napisał w encyklice „Evangelium vitae” następujące słowa: „w zgodzie z Magisterium moich Poprzedników i w komunii z Biskupami Kościoła Katolickiego, potwierdzam, że eutanazja jest poważnym naruszeniem Prawa Bożego jako moralnie niedopuszczalne dobrowolne zabójstwo osoby ludzkiej. Doktryna ta jest oparta na prawie naturalnym i na słowie Bożym spisanym, jest przekazana przez Tradycję Kościoła oraz nauczana przez Magisterium zwyczajne i powszechne”. Warto chwilę zatrzymać się nad tymi słowami. Przede wszystkim można zauważyć bardzo uroczystą formę tego nauczania; waga tych słów jest rzeczywiście niezwykła. Papież podkreślił, że nawiązuje do nauki swoich poprzedników, że czyni to w jedności z biskupami. W swojej wypowiedzi nawiązuje do prawa naturalnego oraz spisanego słowa Bożego. Prawo naturalne wpisane jest w sumienie każdego człowieka, który w sposób naturalny odkrywa w sobie pragnienie życia. Sprzeciw wobec pozbawiania kogoś życia (lub też własnego życia) jest jakimś wewnętrznym nakazem serca, niezależnie od religii i światopoglądu. Oczywiście chodzi tu o serce niezdeformowane, o serce właściwieukształtowane.
Przykładem właściwego odczytania prawa naturalnego jest tzw. Przysięga Hipokratesa, która powstała przecież w środowisku pogańskim, nieznającym biblijnego Dekalogu. Jedna z norm Przysięgi brzmi: „Nigdy nikomu nie podam śmiercionośnego środka, ani w tym względzie nie udzielę rady”. To, co rozum odkrywa jako prawo naturalne, zostało przez Boga objawione i potwierdzone. Pismo święte od pierwszych kart ukazuje prawdę, że Bóg jest Stwórcą człowieka, jest Dawcą życia. Dlatego człowiek nie może decydować o kresie własnego lub cudzego życia. Na straży tej prawdy stoi piąte przykazanie Dekalogu: „nie będziesz zabijał” (Wj 20, 13). W innym miejscu Bóg mówi o sobie: „Ja zabijam i ja sam ożywiam” (Pwt 32, 39). To Bóg decyduje o początku i kresie ludzkiego życia. W dalszych słowach encyklika dopowiada: „eutanazja staje się aktem jeszcze bardziej godnym potępienia, gdy przybiera formę zabójstwa, dokonanego przez innych na osobie, która w żaden sposób jej nie zażądała ani nie wyraziła na nią nigdy zgody. Szczytem zaś samowoli i niesprawiedliwości jest sytuacja, w której niektórzy – na przykład lekarze lub prawodawcy – roszczą sobie władzę decydowania o tym, kto ma żyć, a kto powinien umrzeć”. Tego typu tendencje można dostrzec we współczesnych społeczeństwach. Gdy bowiem pierwszy raz legalizowano eutanazję w Holandii, to kładziono akcent na to, że potrzebna jest pełna zgoda pacjenta. Dziś dyskusja przesuwa się w inną stronę. Rodzi się mianowicie pytanie: czy można dokonać eutanazji małych dzieci, czyli chodzi już o sytuacje, w których pacjent sam nie może zadecydować, ale decyzję podejmują inni...
Nowa Karta Pracowników Służby Zdrowia potwierdzeniem aktualności nauczania Evangelium vitae
Na łamach „Apostolstwa Chorych” niejednokrotnie przywoływana była wydana niedawno (w 2016 roku) Nowa Karta Pracowników Służby Zdrowia. Treści zawarte w tym dokumencie przypominają i potwierdzają nauczanie encykliki „Evangelium vitae”. Nowa Karta jednoznacznie wypowiada się na temat eutanazji: „eutanazja jest przestępstwem, w którym pracownikom służby zdrowia – zawsze i jedynie gwarantom życia – nie wolno w żaden sposób współuczestniczyć”. Równocześnie sygnalizuje problem tzw. uporczywej terapii. Można przeczytać następujące słowa: „ochrona godności umierania oznacza poszanowanie chorego w ostatniej fazie życia, z wykluczeniem zarówno przyśpieszenia śmierci (eutanazja), jak i jej opóźniania poprzez tak zwaną „uporczywą terapię”. Autorzy dokumentu upominają się o prawo pacjenta do bycia odżywianym, także wówczas, gdy przez długi czas jest niezdolnym do samodzielnego przyjmowania pokarmów: „odżywianie i nawadnianie, także aplikowane w sposób sztuczny, należą do podstawowej opieki należnej umierającemu, dopóki nie okazałyby się zbyt uciążliwe lub nie przynoszące żadnej korzyści. Nieuzasadnione ich wstrzymanie może mieć znaczenie prawdziwego i w ścisłym tego słowa znaczeniu działania eutanatycznego”. Nowa Karta zwraca też uwagę na to, by w sposób właściwy interpretować ewentualne prośby pacjentów o eutanazję. Pisze tak: „prośby ciężko chorych, którzy niekiedy domagają się śmierci, nie powinny być rozumiane jako wyrażenie prawdziwej woli eutanazji; prawie zawsze chodzi o pełne niepokoju wzywanie pomocy i uczucia”. Jeśli pacjent prosi o zakończenie jego życia, to najczęściej woła o pomoc, na przykład o uśmierzenie bólu. Gdy ból zostaje złagodzony, wówczas okazuje się, że chory pragnie dalej żyć. Dokument dopowiada w tym miejscu ważne słowa: „oprócz opieki medycznej, to, czego potrzebuje chory to miłości, ciepła ludzkiego i nadprzyrodzonego, którymi mogą i powinni go otaczać ci, którzy są mu bliscy, rodzice i dzieci, lekarze i inni pracownicy służby zdrowia”. Gdy człowiek ma złagodzone przykre objawy choroby, gdy jest otoczony przez bliskich, gdy czuje się potrzebny i trwa w głębokim przekonaniu, że ma dla kogo żyć, wówczas nie poprosi o eutanazję. Potwierdzeniem tego jest sprawa Janusza Świtaja. Jest on pierwszym Polakiem, który złożył do sądu wniosek o eutanazję. To było w 2007 roku. 12 lat po tym wydarzeniu mężczyzna obronił pracę magisterską na Uniwersytecie Śląskim. Przeprowadzony z nim wywiad można przeczytać na portalu naTemat. Redaktor pyta: „Był Pan twarzą walki o godną śmierć. Co spowodowało, że na nowo odkrył Pan chęć do życia?” Pan Janusz odpowiada: „To prawda, wiele lat temu przeżyłem ten trudny okres życiowy. Nowe chęci do życia zostały wzbudzone przez nowe możliwości, które się przede mną otworzyły. Dzięki zbiórce zorganizowanej przez media oraz Fundację Anny Dymnej Mimo wszystko szybko zebrano fundusze na zakup specjalistycznego wózka, dostosowanego do mojej znacznej niepełnosprawności oraz respiratora. W tym momencie poczułem, że realnie odmienia się mój los”. I dopowiada: „jestem żywym przykładem na to, że jeśli się otrzyma odpowiednią pomoc i wsparcie (…), to nawet w takim stanie jak mój można funkcjonować i cieszyć się życiem. Niech będzie to inspiracją dla innych osób, instytucji, oraz rządu, że warto pomagać takim ludziom jak ja”.
Apostolstwo Chorych pozytywną odpowiedzią na pokusę eutanazji
Pokusa eutanazji rodzi się najczęściej w miejscach i społeczeństwach, gdzie nie odkrywa się sensu cierpienia, gdzie powszechnie panuje indywidualizm, mocno osłabiający ludzkie więzi. W takich społecznościach wielu ludzi, mimo materialnego dobrobytu, doświadcza poczucia samotności. I dlatego częściej pojawiają się tam głosy o eutanazję. Pozytywną odpowiedź wobec tego typu tendencji społecznych przynosi duchowość i wspólnota Apostolstwa Chorych. Od samego początku rozwoju wspólnoty chodziło o to, by człowiek chory mógł odkryć swoją wartość i podmiotowość oraz swoje miejsce w społeczeństwie i we wspólnocie Kościoła. Apostolstwo Chorych pozwala zobaczyć na pewno dwie wartości. Po pierwsze, umożliwia poprzez łączność z dziełem zbawczymJezusa zobaczyć zbawczy sens własnego cierpienia. Odkrycie to pozwala zrozumieć, że jako człowiek chory, niedołężny nie jestem ani obciążeniem ani balastem dla społeczeństwa, ale wnoszę w nie wartości duchowe. Po drugie, Apostolstwo Chorych pozwala odkryć przynależność do szerszej wspólnoty. Jako człowiek chory odkrywam, że jestem cząstką Mistycznego Ciała Chrystusa, czyli Kościoła. Nie żyję zatem sam, żyję dla kogoś, jestem potrzebny wspólnocie i przez to moje życie nabiera głębszego znaczenia. Oczywiście Apostolstwo Chorych nigdy w przeszłości, ani też – obecnie, nie zachęcało, ani też nie zachęca, do rezygnacji z działań medycznych, z leczenia, z terapii. Od początku było wiadomo w Apostolstwie, że Bóg dał rozum, dzięki któremu człowiek „może czynić sobie ziemię poddaną”, czyli może przyczyniać się do rozwoju cywilizacyjnego, także w obszarze medycyny. Wspomniana wyżej możliwość rezygnacji z uporczywej terapii nie oznacza absolutnie jakiejkolwiek bierności w dziedzinie troski o własne życie i zdrowie. Owszem, człowiek może zrezygnować z takich działań medycznych, które zadają dodatkowe cierpienia i nie pozwalają mu godnie odejść. Jednak każdy jest wezwany do podstawowej troski o swoje życie i zdrowie za pomocą środków zwyczajnych, które medycyna proponuje. Apostolstwo Chorych zawsze zachęcało do takiego właśnie podejścia do medycyny. W ten sposób chorzy po raz kolejny mogą stać się apostołami bioetyki katolickiej, czyli mogą swoim życiem nieść prawdę o świętości ludzkiego życia, o sensie cierpienia odkrytym w Chrystusie, a także prawdę o ludzkim przemijaniu, które nie tyle potrzebuje uporczywej terapii, ile spokojnej akceptacji własnej przemijalności, pozwalającej człowiekowi godnie i spokojnie odejść z tego świata.
I na koniec warto przywołać kontrowersyjną sprawę. Sprawę, która rodzi smutek, a zarazem poważne pytania. A mianowicie: Holandia jest krajem, w którym zrodziło się prawie 100 lat temu Apostolstwo Chorych, ale stała się też pierwszym państwem, w którym zalegalizowano eutanazję. Dlaczego tak się stało? Przecież zostało powiedziane, że duchowość i wspólnota Apostolstwa Chorych jest pozytywną odpowiedzią na pokusę eutanazji. Dlaczego zatem właśnie w Holandii zalegalizowano eutanazję? Nie ma tutaj prostej odpowiedzi. Na pewno trzeba powiedzieć, że, choć są jeszcze pojedyncze miejsca w Holandii, gdzie znana jest duchowość Apostolstwa, to jednak zasadniczo jest to kraj mocno zlaicyzowany, przy równocześnie wysokim poziomie rozwoju medycyny. Okazuje się, że sam rozwój medycyny nie przynosi całkowitego rozwiązania problemu ludzkiego cierpienia. Przy braku dostrzegania sensu ludzkiego cierpienia rodzi się pokusa eutanazji. Jednak nadzieja chrześcijańska nigdy nie umiera. Niezbadane są wyroki Bożej Opatrzności. Może tak jak przed 100 laty, Apostolstwo Chorych z Holandii przez Francję dotarło do Polski, tak może tam – do Holandii z nową siłą kiedyś powróci, stając się tamą dla pokusy i praktyki eutanazji.
Zobacz całą zawartość numeru ►