Medycyna ma coś ze sztuki
Dr n. med. Marcin Kubeczko, specjalista onkologii klinicznej, opowiada o rozeznawaniu życiowego powołania, o wyjątkowej relacji lekarz-pacjent i o tym, że wiara pomaga mu być dobrym lekarzem.
2020-04-09
REDAKCJA: – Marcinie, dlaczego wybrałeś studia medyczne? Kiedy zrodził się taki pomysł na życie, aby zostać lekarzem?
DR MARCIN KUBECZKO: – Od 6 roku życia byłem ministrantem i bardzo interesowała mnie biologia. Od kiedy pamiętam, zawsze chciałem zostać księdzem lub lekarzem. Długo rozeznawałem swoje powołanie. Jak uczy św. Ignacy Loyola, podstawowym i pierwszym powołaniem każdego człowieka jest to, aby człowiek Pana, swego Boga, chwalił, czcił i jemu służył. Wszystko inne ma służyć temu podstawowemu powołaniu.
– A co spowodowało, że wybrałeś tak trudną specjalizację, jaką jest onkologia?
– Zastanawiałem się jeszcze nad hematologią i onkologią dziecięcą. Ostatecznie zdecydowałem się na onkologię kliniczną, a teraz zajmuję się także radioterapią onkologiczną. Towarzyszenie drugiemu człowiekowi w tak szczególnym, tak trudnym momencie życia, jakim jest rozpoznanie choroby nowotworowej i jej leczenie, jest wyjątkowym zadaniem. Bez wątpienia postęp, jaki obecnie dokonuje się w onkologii, jest czymś fascynującym.
– Czym dla Ciebie jest medycyna – tylko zawodem, czy może także misją, powołaniem, sztuką? Jak rozumiesz te określenia?
– Trudno ograniczyć medycynę tylko do zawodu. Nie znam lekarza, który zaczyna pracę o godzinie 8.00 i kończy o 16.00. Nad wieloma zawiłościami diagnostyki i leczenia zastanawiamy się, próbując je rozwikłać wieczorami, nawet nocami. Kwestia podnoszenia kwalifikacji, ciągłego doskonalenia, praca naukowa to także najczęściej kwestia zagospodarowania swojego wolnego czasu. Niewątpliwie medycyna jest czymś więcej niż tylko zawodem. Ona ma w sobie coś ze sztuki. Zaniepokojeni swoim rozpoznaniem chorzy oraz ich bliscy, często oczekują bardzo konkretnych informacji dotyczących terminów i dokładnych scenariuszy na wypadek różnych powikłań. Co zrozumiałe, chcieliby jak najszybciej rozpocząć leczenie. Jednak właściwe leczenie musi poprzedzać właściwa diagnostyka, a pośpiech może ten proces tylko zaburzyć. Dlatego medycyna jest według mnie nie tylko rzemiosłem, ale również sztuką, bo trzeba w niej połączyć ze sobą wiele składowych dla dobra chorego. Tym bardziej, że za każdym razem trzeba działać niestandardowo i indywidualnie, bo nie ma dwóch takich samych chorych, dwóch takich samych chorób, przebiegów leczenia. Każdy jest inny, wyjątkowy.
– Czy według Ciebie studia medyczne (program studiów) przygotowują przyszłych lekarzy jedynie do dobrego wykonywania zawodu, a może również uczą współczucia, delikatności, miłosierdzia?
– Uważam, że studia medyczne dobrze przygotowują do wykonywania zawodu. Ogrom wiedzy, jaki trzeba przyswoić nie wystarcza oczywiście do tego, żeby być dobrym lekarzem, ale jest solidną i niezastąpioną podstawą. Bycie lekarzem wiąże się z poświęceniem czasu i sił nie tylko dla wykonującego ten zawód, ale także ich rodzin, bliskich. Ta gotowość na poświęcenie, pracę często bez snu i odpoczynku jest już weryfikowana w czasie studiów, a nawet wcześniej, kiedy rezygnuje się z wielu wydarzeń, spotkań, wyjazdów, by po prostu zostać w domu z książką… Współczucie, delikatność i miłosierdzie są cnotami niezbędnymi w pracy lekarza, jednak równie istotna jest umiejętność obiektywnej oceny sytuacji, realnej oceny możliwości i rodzaju udzielanej pomocy. Opieranie się wyłącznie na współczuciu mogłoby prowadzić do sytuacji, kiedy stosowalibyśmy uporczywą terapię, która z medycznego punktu widzenia nie miałaby szans powodzenia, a chory zamiast spędzić ostatnie chwile z rodziną, spędzałby je na procedurach medycznych.
– Czy wiara w Boga i bliska z Nim relacja pomagają Ci w wykonywaniu Twojego zawodu?
– Nie wyobrażam sobie wykonywania mojego zawodu bez Pana Boga. U wspaniałych lekarzy, z którymi mam zaszczyt pracować, widzę pragnienia prawdy, dobra i piękna. Źródłem tychpragnień i jedynym ich spełnieniem jest sam Bóg. Nie tylko praca, ale także całe życie wydaje mi się zupełnie bezcelowe bez Boga. Bóg jest źródłem każdego dobrego pragnienia, jest celem wszystkich naszych działań. Jest celem naszej pracy. Starać się dostrzegać w każdym człowieku, szczególnie tym cierpiącym – Chrystusa. To droga do świętości, do której mi jeszcze strasznie daleko, ale którą uważam za najważniejszy cel życia. Wiara bardzo pomaga mi w trudnych momentach związanych z moją pracą. Gdy np. umiera pacjent lub gdy rokowania są niepomyślne... Wówczas świadomość tego, że życie nie kończy się tutaj na ziemi, że jest to tylko etap w drodze do Wieczności, umożliwia mi spojrzenie na życie z szerszej perspektywy, z nadzieją.
– Jakimi cechami charakteru według Ciebie powinien odznaczać się dobry lekarz?
– W wielu stresowych sytuacjach podstawą podjęcia dobrej decyzji jest opanowanie i zachowanie spokoju, a także zdecydowanie i konsekwencja. W medycynie, szczególnie w onkologii, nie ma miejsca na niedomówienia, próby zatajania informacji o chorobie i leczeniu czy upiększanie rzeczywistości. Bardzo ważna jest szczerość. W ciągu każdego dnia jest wiele obowiązków, które należy skrupulatnie wypełniać, stąd istotna jest sumienność. Ważna jest także odporność na stres. Często działamy szybko, trzeba zrobić wiele rzeczy w krótkim czasie. Czasem próbuje się na nas wywierać presję dotyczącą terminów przyjęć, badań czy terminów
leczenia. W ciągu tygodnia przyjmujemy kilkudziesięciu, czasem kilkuset pacjentów i każdemu musimy dobrać najlepszą formę leczenia. Bardzo istotna jest pokora, świadomość tego, co możemy zrobić i tego, na co nie mamy najmniejszego wpływu. Ponadto ważna jest czujność i umiejętność obserwacji. Takie czy inne zachowanie chorego jest często spowodowane trudną dla niego sytuacją, stąd istotna jest cierpliwość, wyrozumiałość i uprzejmość. Od chorych i ich rodzin można się wiele nauczyć, zobaczyć jak radzą sobie z trudną dla nich sytuacją, jak wygląda ich wspólna relacja, jak się wspierają wzajemnie, ale też jak wygląda ich relacja z Bogiem.
– Wymieniłeś wiele ważnych cech charakteru potrzebnych lekarzowi w pracy. Czy uważasz, że stałe pogłębianie wiedzy medycznej pomaga Ci w byciu „bardziej” człowiekiem, przyjacielem, sługą chorych?
– Z pewnością pomaga być bardziej profesjonalnym w moich codziennych obowiązkach. Pomaga w lepszej ocenie sytuacji, w jakiej znajduje się chory – jakie są realne cele naszego postępowania – czy walczymy o wyleczenie, czy o poprawę jakości życia, jaki jest bilans korzyści i ryzyka różnych metod postępowania, czy warto namawiać na metody leczenia, co do których chory nie jest przekonany, czy zdecydować się na inne lub w ogóle ich zaniechać. Pogłębianie wiedzy czysto medycznej z pewnością pomaga pogłębić też wiedzę o samym człowieku, a co za tym idzie – lepiej go zrozumieć i mu towarzyszyć.
– Jakie znaczenie ma dla Ciebie Przysięga Hipokratesa i inne kodeksy etyczne związane z zawodem lekarskim?
– Przysięga Hipokratesa i Kodeks Etyki Lekarskiej przez długi czas regulowały zasady i normy postępowania. Dziś, niestety, próbuje się podważać fundamenty naszej cywilizacji i definiować je zupełnie na nowo, w sposób zupełnie względny, uznaniowy. Próbuje się nie tylko zaprzeczać zawartym tam zasadom, ale także w sposób ustawowy nakazywać lekarzom działania wprost przeciwne. Do obowiązków lekarzy próbuje się dopisać czynności, które są wbrew Przysiędze Hipokratesa, wbrew Kodeksowi Etyki Lekarskiej, wbrew chorym. Nie można wymagać od lekarzy działań sprzecznych z sumieniem, a następnie oczekiwać od nich empatii, zrozumienia, uprzejmości. Próba złamania sumienia lekarza jest tak naprawdę działaniem przeciwko choremu.
– Jak rozumiesz stwierdzenie, że lekarz jest zawodem zaufania publicznego? A może to stwierdzenie to już dzisiaj przeżytek?
– Niewątpliwie zawód lekarza ma szczególny i bardzo ważny charakter z punktu widzenia zadań publicznych i troski o realizację interesu publicznego. Przechodząc na grunt samego zaufania, to jest ono podstawą relacji lekarz-pacjent. Jest w tej relacji coś wyjątkowego. Jest ono niezbędne w całym procesie leczenia. Bez zaufania, że lekarz chce mojego dobra, nie sposób przyjąć informacji o np. zakończeniu leczenia przyczynowego, onkologicznego i dalszym leczeniu objawowym. Wydaje się, że z różnych stron pojawiają się obecnie próby podważenia autorytetu, i nie dotyczy to tylko autorytetu lekarzy, ale także innych grup, które zawsze tym autorytetem w sposób zasłużony się cieszyły. Dziś próbuje się podważać autorytet papieża, księży, nauczycieli. Z kolei autorytetami stają się osoby bez jakichkolwiek kompetencji, jak np. ludzie zajmujący się pseudoterapiami i pseudolekami.
– Czy realizowanie się w zawodzie lekarza jest już dzisiaj tylko robieniem kariery, czy może również być drogą rozwoju człowieczeństwa, wiary?
– Myślę, że medycyna nie jest pociągająca dla zwykłych karierowiczów. Jest wiele szybszych, łatwiejszych i bardziej opłacalnych metod zrobienia kariery. Jest to bez wątpienia trudna praca, do tego jest jej zawsze bardzo dużo. Może być drogą do rozwoju człowieczeństwa – trzeba znaleźć równowagę, czas dla Boga, czas dla bliskich – który jest tak naprawdę czasem dla nas. To my go potrzebujemy, by się zatrzymać, zastanowić, gdzie zmierzamy i po co, żeby się nie zagubić, nie dać się zaszufladkować jako „świadczeniodawca”, a chorych nie traktować jak świadczeniobiorców.
– Dziękuję za rozmowę.
Zobacz całą zawartość numeru ►