Ile jeszcze razy?
Przebaczenia nie można zrozumieć, jeśli samemu się go nie doświadczyło. Jest ono procesem i owocem działania Ducha Świętego.
2020-08-12
Rozważanie do fragmentu Ewangelii Mt 18, 21–19, 1
XIX tydzień zwykły
Nikt się nie spodziewał, że to właśnie Piotr zada pytanie Jezusowi: „Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat zawini względem mnie?”. Aż siedem razy? To przecież heroizm! – zapewne pomyślał apostoł. A jednak… Jezus mówiąc o siedemdziesięciu siedmiu razach (albo – jak interpretują tę liczbę bibliści – „siedemdziesiąt razy siedem razy”), tym bardziej zaskakuje i tak już zdziwionego Piotra. Co liczba ta oznacza w praktyce? Zawsze, nieskończenie wiele razy. Przebaczenie nie ma zatem swojej granicy, jeśli ktoś o nie szczerze prosi.
Mam ciągle przed oczyma obraz Jana Pawła II, zranionego przez Ali Agcę na placu św. Piotra. Papież po wyjściu ze szpitala swoje pierwsze kroki skierował do więzienia, aby spotkać się z niedoszłym zabójcą! Jan Paweł II przebaczył, mimo, że Ali Agca nigdy jego przebaczenia nie przyjął. Sytuacja ta zapewne nie była łatwa dla żadnej ze stron. Czy nie jest ona jednak doświadczeniem wielu z nas? Ile razy wyciągnąłeś rękę do bliźnich, aby okazać im zrozumienie, a zostałeś zlekceważony? Jak mam przebaczyć, skoro ktoś inny mnie zranił?
Przebaczenia nie można zrozumieć, jeśli samemu się go nie doświadczyło. Jest ono procesem i owocem działania Ducha Świętego. Ten Piotr z osiemnastego rozdziału Ewangelii św. Mateusza jest jeszcze innym Piotrem, aniżeli tym, który w swoim pierwszym liście napisał: „Nie oddawajcie złem za zło, ani złorzeczeniem za złorzeczenie. Przeciwnie zaś błogosławcie” (1 P 3,9). Przełomowym momentem w życiu Piotra było trzykrotne wyparcie się Jezusa na dworze arcykapłana. Apostoł poddał się kryzysowi, aby potem dostąpić przemiany i zobaczyć pełne czułości, współczucia i miłości spojrzenie Jezusa. Mówiło ono same za siebie. Oto nastąpiła nie tylko przemiana apostoła, ale i dokonało się jego autentyczne nawrócenie.
Zanim zaczniesz oceniać drugiego człowieka, pomyśl, ile razy sam zawiniłeś, potknąłeś się, popełniłeś grzechy. Nieraz do krat konfesjonału przychodzą osoby z ciężkimi grzechami, spowiadające się z dwudziestu, czterdziestu pięciu, a nawet siedemdziesięciu trzech lat. „Co wtedy ksiądz robi” – pytają mnie nieraz inni. Teraz już nie robię nic albo robię – dosłownie – coraz mniej, zostawiając miejsce na działanie łaski. Kiedyś gromiłem je ewangelicznym zapałem albo nadgorliwością młodego księdza. Dziś, po 16 latach kapłaństwa, słucham i płaczę razem ze spowiadającymi się, uwielbiając moc Bożego miłosierdzia. Staram się być sługą z przypowieści, któremu został podarowany ogromny dług dziesięciu tysięcy talentów (dosłownie: stu milionów denarów), który w porównaniu do długu stu denarów oznacza naprawdę wiele.