Miłość czy obojętność
Wszystko, co uczyniliśmy i czego nie uczyniliśmy tu i teraz, w Dniu Ostatecznym przemówi za nami lub przeciwko nam.
2020-11-22
Rozważanie do Ewangelii Mt 25, 31-46
Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata
Słowa dzisiejszej Ewangelii zawsze trochę mnie niepokoiły. I to nie dlatego, że przywołują obraz Sądu Ostatecznego. Także nie dlatego, że padają w niej mocne w swej wymowie słowa Króla skierowane do nieszczęśników, którzy znaleźli się po Jego lewej stronie: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci”. Najbardziej niepokoi mnie świadomość, że owi „przeklęci” to niekoniecznie jacyś mordercy, gwałciciele, notoryczni złodzieje czy oszuści. Sędzia kieruje te słowa do ludzi, którzy zaniedbali się w czynieniu dobra. Bo jak mało który, ten fragment Pisma Świętego przypomina mi, że złem jest również zaniechanie dobra.
To właśnie tak powszechna dziś obojętność może okazać się jedną z najcięższych win człowieka. Na domiar złego, bywa też grzechem najłatwiej przez nas usprawiedliwianym. Czyż nie tłumaczymy sami siebie: „Po co się wtrącać w cudze życie?”, Co mi do tego, to ich sprawy, ich problemy, ich konflikty?, „Mam dość swoich spraw i własne kłopoty”, „Jak sobie pościelą, tak się wyśpią”, „Mnie też nikt nie pomaga, wszystko zawdzięczam sobie i swojej ciężkiej pracy”, „A może to oszuści, może próbują mnie naciągnąć, okraść, wykorzystać”, Co mi do tego, to w końcu ich życie, ich ciało, ich wybór; po co mam się narażać na wyzwiska, epitety czy wyśmianie”, „I tak nie ocalę całego świata”… Takie i wiele innych „racjonalnych” uzasadnień i usprawiedliwień dla własnej obojętności, znieczulicy, braku wrażliwości – dla własnego grzechu zaniedbania zamykają nasze serca...
Tymczasem nie zdajemy sobie sprawy, że obojętność jest bardziej niebezpieczna, niż mogłoby się wydawać. Ona powoli, ale niezwykle skutecznie zamienia serce człowieka w kawałek lodu, w głaz, który ostatecznie przestaje reagować nie tylko na cudze nieszczęścia i potrzeby, ale nawet na głos sumienia. A przecież każde czasy, zwłaszcza te najtrudniejsze, dostarczają niebywale wiele okazji, aby ci, którzy mienią się uczniami Chrystusa z miłości do swego Mistrza nauczyli się rozpoznawać Jego Twarz w tych braciach Jego najmniejszych; najbardziej bezbronnych, spychanych na margines życia, lekceważonych, opuszczonych, samotnych, cierpiących.
Jeszcze nie jest za późno. Póki żyjemy, możemy wszystko zmienić. Jeśli choć raz zdarzyło mi się usprawiedliwiać swoją bezczynność wobec bliźnich, najwyższy czas, aby uderzyć się w piersi i rozstać z moją wygodną obojętnością, z moją znieczulicą, z moim duchowym lenistwem.
Panie, pomóż mi rozpoznawać Cię w każdym człowieku, „który przyszedł nie w porę”, „który zabiera mi czas”, „który znów czegoś ode mnie chce”, „którego nie lubię”, „dla którego znów muszę coś poświęcić”. Spraw, abym wreszcie zrozumiała, że miłość to nie sentymentalne uczucia, ani nie czcze słowa. Miłość to konkretne uczynki spełniane wobec konkretnego człowieka, w konkretnym czasie i za każdym razem. To na przykład rozmowa telefoniczna z kimś osamotnionym i łaknącym kontaktu z drugim człowiekiem. To zakupy przyniesione sąsiadom uwięzionym w własnym mieszkaniu z powodu kwarantanny. To duchowa adopcja poczętego dziecka zagrożonego już w łonie swojej matki czy konsekwentna pomoc młodym kobietom, które mimo nieraz trudnych życiowych sytuacji wydały na świat nowe życie. To solidarna dbałość o życie i zdrowie bliźnich wyrażająca się w przestrzeganiu nieraz uciążliwych zaleceń sanitarnych w trudnych czasach epidemii, to próba poceszenia kogoś po stracie bliskiej osoby, to czasem dobre słowo wobec kogoś, kto rzuca we mnie obegą...
Wszystko, co uczyniliśmy i czego nie uczyniliśmy tu i teraz, w Dniu Ostatecznym przemówi za nami lub przeciwko nam. Od nas zależy czy znajdziemy się po lewicy czy po prawicy Chrystusa Króla.