Przeszczepić nadzieję
Rozmowa z dr hab. n. med. Markiem Ochmanem, koordynatorem Oddziału Transplantacji Płuc Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu.
2021-01-18
Redakcja: – Transplantologia jest jedną z najmłodszych dziedzin współczesnej medycyny. Proszę powiedzieć, jakie były jej początki w Polsce?
dr hab. Marek Ochman: – Za początek polskiej transplantologii uważa się rok 1965, kiedy to pan prof. Wiktor Bross we Wrocławiu podjął pierwszą próbę przeszczepienia nerki od zmarłego dawcy. Była to niestety próba nieudana. Natomiast pierwsza udana próba przeszczepienia nerki od zmarłego dawcy miała miejsce 26 stycznia 1966 roku. Dokonał tego zespół prof. Jana Nielubowicza w Warszawie. Na pamiątkę tego wydarzenia właśnie 26 stycznia obchodzony jest w Polsce Dzień Transplantologii. Z czasem dokonywano udanych przeszczepień w kolejnych ośrodkach w Polsce. Warto tutaj wspomnieć kilka zabiegów, które uznaje się za kroki milowe polskiej transplantologii: 4 stycznia 1969 roku – pierwsza próba przeszczepienia serca (prof. Jan Moll, Łódź), 5 listopada 1985 roku – pierwsze udane przeszczepienie serca, (prof. Zbigniew Religa, Zabrze). 22 listopada 1996 roku – pierwsze przeszczepienie lewego dolnego płata płuca pobranego od żywego dawcy (prof. Tomasz Grodzki, Szczecin), 24 października 2001 roku – pierwsze udane jednoczasowe przeszczepienie płuc i serca (prof. Marian Zembala, Zabrze), 4 grudnia 2013 roku – pierwsze całkowite przeszczepienie twarzy (prof. Adam Maciejewski, Gliwice). Obecnie najwięcej transplantacji w Polsce wykonuje się na Śląsku (Katowice, Zabrze, Gliwice). Do czołowych ośrodków transplantacyjnych w naszym kraju należy zaliczyć także: Warszawę, Gdańsk, Szczecin, Poznań, Wrocław i Kraków.
– Kto w Polsce koordynuje program transplantacji?
– Zajmuje się tym Poltransplant. Jest to Centrum Organizacyjno-Koordynacyjne ds. Transplantacji z siedzibą w Warszawie. Do jego głównych zadań należy prowadzenie krajowej listy osób oczekujących na przeszczepienie, prowadzenie rejestru przeszczepień oraz koordynacja pobieraniai przeszczepiania komórek, tkanek i narządów na terenie kraju.
– Na czym polega Pana praca?
– Koordynuję pracę Oddziału Transplantacji Płuc Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Razem z moimi kolegami tworzymy siedmioosobowy zespół lekarski, w skład którego wchodzi trzech kardiochirurgów transplantologów (dr Maciej Urlik, dr Tomasz Stącel i dr Remigiusz Antończyk), pulmonolog (dr Mirosław Nęcki) oraz dwóch lekarzy rezydentów. Trzeba podkreślić, że jesteśmy stosunkowo małym zespołem, choć oczywiście wspomagają nas anestezjolodzy i świetnie wyszkolone pielęgniarki. Zadaniem naszego zespołu jest kwalifikacja pacjentów do transplantacji płuc, którzy kierowani są do nas z całej Polski. Jeżeli pacjent kwalifikuje się do przeszczepienia, wówczas zostaje wpisany na krajową listę i czeka na przeszczep. Kiedy otrzymujemy informację, że gdzieś w Polsce znalazł się odpowiedni organ do przeszczepu, wówczas przyjmujemy na nasz oddział konkretnego pacjenta i przeprowadzamy u niego zabieg transplantacji.
– Jak wygląda procedura oczekiwania na narząd do przeszczepu i jak długo trwa?
– O długości oczekiwania na narząd do przeszczepu decyduje los, czyli ściślej mówiąc zgon potencjalnego dawcy. Zależy to oczywiście również od innych czynników, bo nie jest to lista, z której wybiera się pacjentów według kolejności ale według kryteriów medycznych. Ma tutaj znaczenie grupa krwi, płeć, odpowiedni dobór pod względem immunologicznym, a nawet wzrost czy waga. Bo przeszczepiany narząd – w tym przypadku płuca – musi po prostu pasować do organizmu biorcy. Przykładowo, nie można przeszczepić płuc kobiecie o wzroście 160 cm od mężczyzny, który był wysoki. Poza tym jeśli na przeszczep płuc oczekuje pacjent chory na POCHP, będzie on potrzebował rozmiarowo większego organu, zaś chory z włóknieniem płuc – mniejszego. Oprócz tego jest jeszcze tzw. lista pilna, na którą wpisani są chorzy w bardzo ciężkim stanie. Są to np. pacjenci przebywający w szpitalu, często zaintubowani, którzy podłączeni są do respiratora lub ECMO – urządzenia do pozaustrojowej oksygenacji (natlenowania) krwi. Tacy pacjenci są traktowani priorytetowo, bo nie można ich przez długi czas utrzymywać przy życiu przy pomocy wspomnianych urządzeń. Oni nie mogą czekać na przeszczep miesiącami. Tak jest np. z pacjentami po ciężkim przebiegu COVID-19, którym choroba skrajnie uszkodziła płuca.
– Dokonujecie pobrań narządów tylko od dawców zmarłych?
– Tak, dokonujemy pobrań tylko i wyłącznie od dawców zmarłych. Owszem, istnieją ośrodki na świecie wykonujące transplantacje płuc od dawców żywych, ale są to najczęściej przeszczepy rodzinne i tylko w tych sytuacjach, gdy w danej społeczności pobierania narządów od dawców zmarłych zabrania wyznawana religia. Poza tym w przypadku dawców żywych istnieje dodatkowe ryzyko wystąpienia w przyszłości powikłań związanych z oddaniem narządu (lub jego części) krytycznego dla życia.
– Zdaję sobie sprawę, że procedura przekazywania narządów do przeszczepu wiąże się ze skomplikowaną logistyką. Proszę wyjaśnić, jaki czas maksymalnie może upłynąć od momentu pobrania organu do chwili przeszczepu?
– Przyjmuje się, że jest to około 12 godzin. Tyle czasu może maksymalnie upłynąć od momentu zaprzestania ukrwienia w narządzie do chwili jego wznowienia. Po dłuższym czasie pobrany narząd ulega nieodwracalnym uszkodzeniom i nie nadaje się już do przeszczepu. Ową logistykę, o której pani wspomniała, przez lata udało się nam porządnie przećwiczyć i w zasadzie nie ma z nią większych problemów. Płuca da się w tym czasie przetransportować z jednego końca Polski na drugi, nawet jeśli do dyspozycji ma się tylko transport kołowy. Na szczęście wspomaga nas również wojsko i transport lotniczy. Dzięki temu czas dostarczenia narządów z jednej placówki do drugiej znacząco się skraca.
– A jaki jest czas przeżycia pacjenta po przeszczepie płuc i od czego zależy?
– Średni czas przeżycia pacjenta po przeszczepie płuc to około 7 lat, ale uwarunkowane jest to wieloma czynnikami. Przykładowo, jeśli przeszczepienia płuc dokonuje się u młodego pacjenta z mukowiscydozą, to jego czas przeżycia po zabiegu wzrasta do ponad 10 lat. Dzieje się tak z uwagi na jego młody wiek i zwykle dobrą kondycję pozostałych organów. Z kolei u pacjentów z POCHP czy z włóknieniem płuc czas przeżycia po przeszczepie jest krótszy – średnio 5-6 lat.
– W fachowej literaturze medycznej można znaleźć opinie, że program transplantacji płuc jest jednym z najtrudniejszych programów w transplantologii narządów. Dlaczego?
– Bo płuca wśród tzw. narządów uszypułowanych (np. wątroba, nerki, serce) są jedynym narządem, który ma bezpośredni kontakt ze środowiskiem zewnętrznym. O ile serce jest ukryte w klatce piersiowej, a wątroba i nerki w brzuchu, o tyle płuca cały czas mają kontakt z powietrzem atmosferycznym, którym oddychamy. A ponieważ w powietrzu tym są obecne rozmaite wirusy, bakterie i grzyby, pojawia się ogromne ryzyko infekcji. Ponadto u pacjentów po przeszczepie płuc musimy stosować najsilniejsze leczenie immunosupresyjne (przeciwodrzuceniowe). Największą więc trudność w prowadzeniu pacjentów po przeszczepie płuc stanowi zachowanie równowagi między leczeniem przeciwodrzuceniowym, a zapobieganiem infekcjom. Z tego wynika również krótsze niż w przypadku przeszczepień serca, nerek czy wątroby odległe przeżycie pacjentów.
– Jeżeli już przeszczep płuc kończy się powodzeniem, to jak zmienia się jakość życia pacjenta po zabiegu?
– Trzeba podkreślić, że chory przed transplantacją płuc cierpi zwykle na niewydolność oddechową tzn. jego funkcjonowanie – również w spoczynku – uzależnione jest od podawania tlenu. Taki chory doświadcza przewlekłej duszności, która w praktyce wyklucza jakąkolwiek codzienną aktywność. Natomiast po przeszczepieniu płuc jakość życia pacjenta diametralnie się poprawia. Przede wszystkim może on swobodnie oddychać, spacerować, wchodzić po schodach itd. Oczywiście stan chorego po przeszczepie nigdy nie będzie tak dobry, jak u osoby, która ma własne zdrowe płuca, ale z pewnością pozwoli mu wrócić do w miarę normalnej aktywności.
– Ale z uwagi na przebyty przeszczep, taki chory do końca życia musi szczególnie o siebie dbać.
– Oczywiście. Ponieważ, jak już wspomniałem, u pacjenta po przeszczepie płuc krytycznie wzrasta ryzyko infekcji, musi on uważać na siebie o wiele bardziej niż zdrowy człowiek. W okresach infekcyjnych (jesień i zima) powinien unikać większych skupisk ludzkich, zachowując dystans społeczny. Sytuacja trwającej epidemii koronawirusa wymusiła stosowanie takiego dystansu na wszystkich bez wyjątku, ale nasi podopieczni są do tego przyzwyczajeni już od dawna. To po prostu ich codzienność. Również my, jako medycy kontaktujący się z takimi pacjentami w szpitalu, dla ich dobra zawsze stosujemy maseczki i dodatkową odzież ochronną. Owocem takiej dyscypliny jest zakażenie się koronawirusem jedynie dziesięciu osób spośród ponad stu pięćdziesięciu naszych podopiecznych.
– Jakie mogą wystąpić powikłania po przeszczepie?
– Powikłania po przeszczepieniu płuc mogą być różne. Piętą achillesową jest tzw. zespolenie oskrzelowe, w którym często dochodzi do zwężeń. Problemem są też niepożądane skutki leków, które niekorzystnie wpływają na szpik kostny, nerki, wątrobę. Musimy monitorować dawki leków, by w razie konieczności je zmniejszać lub całkowicie odstawiać. Jednak największym problemem są nawracające infekcje, a w dłuższej perspektywie czasowej przewlekłe odrzucanie przeszczepu, które w konsekwencji może doprowadzić do uszkodzenia narządu.
– W ilu transplantacjach brał Pan udział w swojej dotychczasowej karierze zawodowej?
– Przyznam szczerze, że nigdy tego dokładnie nie liczyłem, ale szacuję, że do tej pory opiekowałem się ponad 200 chorymi po transplantacji.
– A pamięta Pan najtrudniejszą i najbardziej spektakularną transplantację z punktu widzenia medycznego?
– Pamiętam. Mieliśmy pacjenta – młodego chłopca ze Śląska z mukowiscydozą, który oprócz chorych płuc miał również uszkodzoną wątrobę. Wiadomo było, że w niedługim czasie będzie wymagał jednoczasowego przeszczepienia tych obu narządów. Doktor Maciej Urlik poprosił o pomoc prof. Roberta Króla z Katowic i zaczęliśmy przygotowania do transplantacji. Był to pionierski zabieg, pierwszy w historii naszego kraju i pierwszy w krajach postkomunistycznych. Transplantacja, od której minął już ponad rok, zakończyła się pełnym powodzeniem. Pacjent czuje się świetnie i jest pod naszą stałą opieką. Myślę, że było to – jak dotąd – największe osiągnięcie naszego zespołu i jednocześnie najtrudniejsze pod względem medycznym zadanie, przed którym stanęliśmy. Mamy z tego powodu ogromną zawodową satysfakcję, ale przede wszystkim cieszymy się, że udało nam się pomóc temu młodemu człowiekowi i przywrócić mu nadzieję.
– Podkreśla Pan, że była to praca zespołowa i wspólny sukces. Myślę, że to dzisiaj rzadko spotykane, aby ktoś chciał „dzielić się” osiągnięciami – zwłaszcza tak spektakularnymi – z kimś innym.
– Ja nie mam z tym problemu. Powiem więcej: jestem zaszczycony i dumny, że mogę pracować na co dzień ze znakomitymi specjalistami. W takiej dziedzinie medycyny jak transplantologia, wszystko jest decyzją zespołową. Musi ze sobą współpracować bardzo wiele osób – lekarze, pielęgniarki, rehabilitanci, fizjoterapeuci, dietetycy – aby możliwe było przeprowadzanie z powodzeniem tak skomplikowanych zabiegów. Jesteśmy jak jedna drużyna, jak jeden organizm. Mam wielkie szczęście, że mogę być częścią takiego zespołu.
– To zgranie zespołu medycznego przekłada się na konkretne liczby i statystyki dotyczące przeprowadzonych transplantacji?
– Tak. W 2019 roku nasz zespół przeprowadził trzydzieści sześć transplantacji, co w rankingu ilości przeprowadzonych zabiegów dało nam miejsce w pierwszej dwudziestce w Europie. Zabrakło nam zaledwie czterech zabiegów, by znaleźć się w pierwszej dziesiątce. Ale wszystko przed nami. Wciąż mamy nad czym pracować.
– Życzę zatem niesłabnącego zapału do pracy i wielu medycznych osiągnięć. Bardzo dziękuję za rozmowę.
Zobacz całą zawartość numeru ►