O wierze małej i wielkiej
Wiara to nie tylko zakurzona deklaracja, ale coś więcej. Żywą wiarę pokazują fakty.
2021-02-11
Rozważanie do fragmentu Ewangelii Mk 7, 24-30
V tydzień zwykły, NMP z Lourdes, XXIX Światowy Dzień Chorego
W dzisiejszej Ewangelii widzimy Jezusa pospiesznie przemierzającego pogańskie okolice Tyru i Sydonu. Nie ma On ochoty zatrzymywać się na tej ziemi. Wydaje się jakby nie słyszał wołającego za Nim głosu niewiasty, która rozpaczliwie prosi Go o uzdrowienie swojej ukochanej córki. Kobieta kananejska, będąc poganką, uczyniła krok w stronę Chrystusa – „przyszła, padła mu do nóg”. Podjęła więc ryzyko – nie tylko duchowe, ale i fizyczne. Podziwiam ją za odwagę. Najbardziej jednak imponuje mi jej nachalność.
Przed kim człowiek pada do nóg? Przed kimś, kogo uznaje za swego Pana. Ewangelia św. Marka mówi, że kobieta „prosi”. Nie była to jednak zwykła prośba, ale akt uniżenia i wielkiej wiary, uznanie Jezusa za Zbawiciela. Opisująca to wydarzenie Ewangelia św. Mateusza z kolei podkreśla, że niewiasta „wołała”. Zastosowany tu czasownik „kraugadzo” oznacza „rozdzierający krzyk”. Podobnie potężnym głosem Chrystus wydobędzie Łazarza z grobu (zob. J 11, 43), tak mocny będzie także krzyk tłumów: „Ukrzyżuj go” (J 19, 6.15).
Jezus tłumaczy, że został posłany do owiec, które poginęły z domu Izraela. Ma świadomość, że jako pierwszy słowa dobrej nowiny powinien usłyszeć Naród, który już od wieków kierował się głosem Boga i podążał Jego drogami. Krzyk poganki, kobiety kananejskiej, sprawia jednak, że Jezus nie może przejść obok niej obojętnie. Jeśli On jest Lwem Judy, to z powodzeniem ją można nazwać Lwicą Kanaanu. Będzie walczyć do końca o uwolnienie swojej córki – dręczonej przez złego ducha.
Dzisiejsza Ewangelia ukazuje pewien paradoks. Zauważany on jest w codzienności, w posłudze kapelana szpitalnego. Najbardziej dojrzałe spowiedzi to te, w których ludzkie życie doświadczyło grobu grzechu i spotkania z łaską Jezusa. To spotkania z osobami, które początkowo nie są przyjemne w rozmowie z księdzem. Wygarniają mu wszystko, co mają do powiedzenia na temat słabości Kościoła, księży, dwuznaczności wierzących. Muszą najpierw wypowiedzieć swoją krytykę, tak jak zrobiła to kobieta kananejska, która na słowa Jezusa: „Pozwól wpierw nasycić się dzieciom…”, nie pozostała cicha, pokorna, poukładana. Kłóciła się z Chrystusem: „[…] lecz i szczenięta pod stołem jedzą okruszyny po dzieciach”. Takie przekomarzanie kończy się zazwyczaj szlochem, płaczem, żalem i pojednaniem.
Martwi mnie jednak coś innego… – rzesza ochrzczonych, która dawno zagubiła wrażliwość na żywą obecność Boga i żyje w przekonaniu, że sama obecność w Kościele i bycie wierzącym wystarczą do zbawienia. To jakby podanie znieczulenia, z którego trudno zbudzić człowieka. Grozi to każdemu z nas.
Wiara to nie tylko zakurzona deklaracja, ale coś więcej. Żywą wiarę pokazują fakty. Piotr, choć był najbliżej Jezusa, okazał się „małej wiary”, gdy zobaczył kroczącego Go po falach. Kobieta kananejska, chociaż była poganką, okazała się „wiary tak wielkiej”, że Chrystus dotąd takiej nie widział w całym Izraelu.