Rekolekcje wielkopostne w Radiu Katowice – konferencje
Zapraszamy wszystkich do wysłuchania radiowych rekolekcji wielkopostnych, które wygłosi ks. Wojciech Bartoszek w Radiu Katowice. W treści wiadomości zamieszczamy już wygłoszone konferencje w wersji tekstowej.
2021-02-19
Zapraszamy wszystkich do wysłuchania rekolekcji wielkopostnych, które w Radiu Katowice wygłosi ks. Wojciech Bartoszek. Począwszy od poniedziałku, 22 lutego, we wszystkie poniedziałki Wielkiego Postu rekolekcji będzie można wysłuchać w ramach audycji pt. „Ślady”, która rozpoczyna się o godz. 19.15.
KONFERENCJA I: MODLITWA (wygłoszona 22 lutego 2021 r.)
W rekolekcjach radiowych pragnę przywołać kilka podstawowych elementów życia chrześcijańskiego: modlitwę, spowiedź świętą, Eucharystię, sakrament namaszczenia chorych i Apostolstwo Chorych, miłość bliźniego oraz Słowo Boże. Duchowa droga Apostolstwa Chorych, również jest ważnym – w odpowiednim momencie naszego życia – elementem naszej duchowości. Chciałbym odnieść się w rozważaniach do obecnego doświadczenia posługi w szpitalu tymczasowym dla chorych na covid-19.
Właśnie tam, w szpitalu covidowym, jakiś czas temu, byłem świadkiem niecodziennej modlitwy. Gdy podczas jednej z wizyt podszedłem do pewnej pacjentki, zobaczyłem, że bardzo cierpi. Uchwyciła mnie za dłoń. Ścisnęła ją. I przez dłuższy czas trzymała ją. W drugiej ręce miałem pojemnik z Najświętszym Sakramentem. [Jako kapelan szpitala covidowego mogę wnieść Hostie, dokładnie w takiej ilości, ilu jest chętnych do przyjęcia Najświętszego Sakramentu. Nie mogę nic wynieść na zewnątrz, poza tzw. strefę brudną. Wnoszę więc Hostie w specjalnie przygotowanych, sterylnych pojemnikach.] W jednej więc dłoni trzymałem Hostie, w drugiej – dłoń wspomnianej pacjentki. Przez dłuższy czas wołała głośno do Jezusa. Byłem świadkiem trudnej modlitwy osoby chorej. Była to modlitwa, dotykająca najgłębiej serca. Złożona z jednego wyrazu, imienia: „Jezu”, „mój Jezu”.
Przypomniały mi się później, z Ewangelii, inne modlitwy, osób, które podobnie jak wspomniana osoba, wołały do Jezusa, w sytuacjach dla siebie trudnych. „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną” – tak wołał do Jezusa Bartymeusz, ślepy od urodzenia.
Aby modlić się, potrzebujemy wiary. Ona jest łaską – darem Bożym. Konieczna jest współpraca z tą łaską. By w sytuacjach – jak wspomniane, z Ewangelii, czy ze szpitala – zachować przekonanie, że Bóg mnie nie opuścił. To przekonanie winno towarzyszyć nam – czy lepiej powiedziane – winno stawać się, w historii naszego życia fundamentem. Jeśli, na jakimś etapie, załamuje się w nas wiara w miłość Boga, doświadczamy czegoś, co moglibyśmy określić kryzysem wiary. Może on zostać spotęgowany przez niedobre świadectwo ludzi Kościoła. Najgłębszą jednak przyczyną kryzysu wiary jest nasze, osobiste odejście do Boga. Warto wówczas wracać do źródeł wiary.
Wielu z nas wychowało się w rodzinach katolickich, w tradycji chrześcijańskiej, gdzie obecna była modlitwa, np. podczas przeżywanej w gronie rodzinnym Wigilii. W niektórych rodzinach praktykowana była modlitwa wieczorna, albo modlitwa przed i po posiłku, w niedzielę, gdy gromadziła się przy obiedzie cała rodzina. Warto, abyśmy dalej tę tradycję pielęgnowali, czy też powrócili do niej.
Przypomnijmy sobie te chwile, z dzieciństwa, gdy mama, babcia, bądź inne bliskie nam osoby, uczyły nas modlitwy. Może – z tych pierwszych lekcji wiary i modlitwy – pamiętamy jedynie to, że nasi bliscy trzymali nas na kolanach. Że czuliśmy się wówczas dobrze. Bóg kojarzył nam się z doświadczeniem miłości. Był tak bliski, jak bliskie było serce naszej mamy.
To doświadczenie prowadziło nas do wiary. Biblia rozumie ją jako przylgnięcie serca człowieka do Boga, o którym – jak uczyła św. Teresa z Avila – wiem, że mnie kocha. Pięknie obrazuje postawę modlącego się autor Psalmu 131:
Panie, moje serce się nie pyszni,
i oczy moje nie są wyniosłe.
Nie gonię za tym, co wielkie,
albo co przerasta moje siły.
Przeciwnie: wprowadziłem ład do mojej duszy.
Jak niemowlę u swej matki,
jak niemowlę – tak we mnie jest moja dusza.
Izraelu, złóż w Panu nadzieję
Odtąd i aż na wieki!
Panie, proszę Cię, abym w codzienności zachował wiarę jak to niemowlę przytulające się do swojej matki. Abym w godzinie próby: gdy przyjdzie na mnie cierpienie, albo gdy będę widział zło wokół siebie, albo gdy sam zgrzeszę, nadal zachował przekonanie, że Ty jesteś blisko mnie.
KONFERENCJA II: POJEDNANIE Z BOGIEM I DRUGIM CZŁOWIEKIEM (wygłoszona 1 marca 2021 r.)
Nie jest łatwo spowiadać się przed drugim człowiekiem – przed księdzem, który podobnie jak ja jest grzesznikiem. Czy nie prościej pojednać się z Bogiem bezpośrednio? Nieraz taka wątpliwość, bądź inne, przychodzą nam do głowy, gdy myślimy o wyznaniu tego, co obciąża nasze sumienie, o wyznaniu grzechów. Zastanówmy się dzisiaj – w drugim dniu rekolekcji radiowych – nad naszą drogą pojednania się.
Tydzień temu mówiłem o modlitwie jako o czasie spotkania z Bogiem. Sakrament spowiedzi świętej, który prowadzi do pojednania z Bogiem i drugim człowiekiem, jest również modlitwą. Znowu spróbuję odwołać się do doświadczenia posługi w szpitalu covidowym. Wraz z ks. Marcinem Niesporkiem przychodzimy na oddział, podobnie jak inni pracownicy służby zdrowia w odpowiedni sposób ubrani i zabezpieczeni przed wirusem. Nasze kilkukrotne wejście na oddział owocuje zawiązaniem relacji z pacjentami. To ważne od strony czysto-ludzkiej. Czasami niektórzy z nich proszą o spowiedź.
Zarówno dla pacjentów, jak i dla kapelanów, sposób udzielania tego sakramentu jest niecodzienny. Bo przecież nie ma konfesjonału, stuły i innych rekwizytów stroju kapłańskiego. Wspólnie jednak uzmysławiamy sobie, że wspomniane wcześniej elementy rytuału spowiedzi, chociaż ważne w sytuacji zwyczajnej – w kościele, w szpitalu są drugorzędne.
Niektórzy dzielą się, że pobyt na oddziale covidowym to jak rekolekcje, w czasie których człowiek mając wiele czasu, zaczyna głębiej zastanawiać się nad swoim życiem. Co w nim jest najważniejsze? Które relacje? – pyta się. Jakie wartości w życiu są najważniejsze? Czy tylko kariera zawodowa? Te i inne pytania, naturalnie przychodzą do głowy w szpitalu. Podobne pytania stawiamy sobie, gdy – w innych okolicznościach – głębiej zastanawiamy się nad sobą.
Niektórzy wówczas odkrywają wartość sakramentu pokuty i pojednania – jak wspomniałem wcześniej – szczególnej modlitwy, modlitwy związanej: z uświadomieniem sobie grzechów, dzięki Przykazaniom Bożym, z żalem za popełnione zło, z prośbą skierowaną do Boga, by pomógł wytrwać w postanowieniu dobra, wreszcie – z samym wyznaniem grzechów oraz z zadośćuczynieniem.
Podobnie, jak w każdej modlitwie, również i w tej, ważna jest wiara w miłość Boga. Im bardziej jesteśmy przekonani, że Bóg nas kocha, że Jego Syn, Jezus Chrystus, umarł za nas dla naszego zbawienia, że tajemnica miłosierdzia Bożego zwłaszcza uobecnia się w spowiedzi świętej, tym prościej nam wyznać grzechy.
W spowiedzi ważny jest jeszcze jeden element – zaufanie wobec spowiednika. Kapłan sprawując sakramenty święty, spowiedź świętą, czyni to nie w swoim imieniu, ale w imieniu samego Boga i Kościoła. Chrystus przekazał mu tę władzę, podobnie jak wcześniej udzielił jej apostołom. Jako kapłan-spowiednik nieraz uzmysławiam sobie, jak wielka jest to władza i jak bardzo powinienem nią służyć. „Weźmijcie Ducha Świętego!” – mówił Chrystus do apostołów po zmartwychwstaniu. „Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”. Ważne jest, abyśmy wspólnie, zarówno kapłani, jak i świeccy, pielęgnowali wartość tej niezwykłej władzy pochodzącej prosto od Boga i strzegli jej.
Z pojednaniem się z Bogiem w spowiedzi związane jest również pojednanie się z bliźnim. Przeproszenie go za wyrządzone mu zło oraz – jeśli jest to konieczne – wybaczenie wyrządzonej nam krzywdy. Wiele w tym względzie mogłyby podpowiedzieć sale szpitalne, sale hospicyjne, w których chorzy po wielu latach, także krótko przed śmiercią, jednali się z bliskimi.
Zastanówmy się na koniec naszych dzisiejszych rozważań, z kim powinniśmy się pojednać?
I pójdźmy do spowiedzi! To być może najważniejsze zadanie na Wielki Post 2021.
KONFERENCJA III: EUCHARYSTIA (wygłoszona 8 marca 2021 r.)
Trzecim etapem naszych wielkopostnych rozważań jest Eucharystia.
W jedną z niedziel, przed południem, udzielając Komunii świętej pacjentom na oddziale szpitala covidowego, zauważyłem, że kilkoro z nich miało włączonego smartfona. Okazało się, że pacjenci ci, przygotowywali się – w czasie, gdy przyszedłem na oddział – do Mszy transmitowanej on-line. Miała być ona ofiarowana w intencji jednej z pacjentek. Wielka była ich radość, gdy mogli przyjąć Komunię właśnie w tym momencie.
W zwykłym trybie naszego życia być może nie dostrzegamy przywileju uczestniczenia w Eucharystii. Przyzwyczailiśmy się do tego. Sytuacja zmienia się, dla wielu, gdy przychodzą na nas trudności życiowe lub gdy – jak w obecnym czasie trwającej stale epidemii – niektórzy z nas, zwłaszcza osoby starsze, doświadczają trudności w dotarciu do kościoła. Znam takie osoby, które pragnęłyby częściej przyjmować sakramenty, ale ze względu na swoje ograniczenia oraz obostrzenia epidemiczne, nie mogą tego uczynić. Pani Sylwia z Nowej Rudy, na Dolnym Śląsku, mogła przyjąć kapłana do swojego mieszkania, w czasie trwającej epidemii, jedynie cztery razy. Wcześniej o wiele częściej przyjmowała Komunię świętą. Tym bardziej więc ucieszyła się z możliwości uczestniczenia w Eucharystii sprawowanej w jej własnym domu.
Przywołując temat Eucharystii i naszego podejścia do niej w obecnym czasie, nie bez wzruszenia wspominam święta Bożego Narodzenia na oddziale covidowym oraz samą Wigilię. Od tego czasu stale powraca mi myśl, wewnętrzne przekonanie, że właśnie tam, w tak zwanej strefie brudnej – jak określana jest część szpitala, w której leżą chorzy na covid-19 – rodzi się Chrystus, podobnie jak kiedyś, dwa tysiące lat temu, w „strefie brudnej” groty Betlejemskiej. Pan Jezus przemienia swoją obecnością strefę brudną, w strefę nadziei. Słowa te nie wypowiadam na wyrost, ani nie stosuję jakiejś teologicznej przenośni. Tak faktycznie jest. Nieraz dostrzegam, wraz z ks. Marcinem Niesporkiem, z którym wspólnie posługuję w szpitalu, że przyjęta przez chorych Komunia święta, dzięki której pacjenci wewnętrznie jednoczą się z Chrystusem, prowadzi ich do pokoju wewnętrznego. O ten pokój, o łaskę zdrowia często modlimy się w czasie obrzędu przyjęcia Komunii świętej.
Nie bez znaczenia także dla nas – dla kapelanów, są gesty i postawy niektórych pracowników służby zdrowia i ratowników górniczych pracujących na oddziale. Pracownicy ci będąc w kombinezonach, czyli w dość niekomfortowych i niewygodnych strojach, oddają nieraz cześć przynoszonemu przez nas na oddział Najświętszemu Sakramentowi i klękają przed Nim.
Nade wszystko nie potrafię nadziwić się pokorze samego Boga. Na oddziale covidowym nie ma kaplicy, nie ma tabernakulum – z wiadomych względów. Nie ma więc zapachu kadzidła, zapalonych świec, brak jest głosu organ kościelnych. Wszystkie wspomniane elementy pobożności eucharystycznej są bardzo ważne, ale – w szpitalu covidowym – drugoplanowe.
Pan Jezus ubogo i w zwykły sposób – dosłownie, w foliowych, sterylnych woreczkach – daje się przenosić na oddział, by tam spotykać się z chorym człowiekiem. On tego pragnie – poznajemy Jego pragnienia czytając Ewangelię. Jako kapłan jestem jedynie pośrednikiem i świadkiem spotkania Chrystusa z chorym człowiekiem. I mogę jedynie przypomnieć przyjmującemu Komunię słowa Zbawiciela: „Kto spożywa moje Ciało, ma życie wieczne” . Wszyscy jesteśmy w Jego rękach i potrzebujemy Jego wsparcia, nade wszystko Jego zbawienia. Każdy z nas na dnie swojej duszy pragnie usłyszeć Boga: „moje dziecko kocham cię, nie bój się, cokolwiek z tobą się stanie, jestem z tobą. Tylko daj mi siebie, swoje serce, i wszystko, co w nim jest. Niech nic – żaden grzech, zło, krzywda, cierpienie – nie oddziela ciebie od Mojej miłości”.
Drodzy słuchacze. Spróbujmy wszyscy na nowo odkryć wartość obecności Boga żywego w Najświętszym Sakramencie, możliwość częstego jednoczenia się z Nim, w Komunii świętej oraz adorowania Go.
KONFERENCJA IV: NAMASZCZENIE CHORYCH I APOSTOLSTWO CHORYCH (wygłoszona 15 marca 2021 r.)
Czwartą konferencję pragnę poświęcić sakramentowi chorych oraz duchowości Apostolstwa Chorych.
Gdy przychodzi czas choroby, trudno nam przyjąć cierpienie. Nikt go nie chce. Choroba zawsze zaskakuje człowieka. Przychodzi jak nieproszony gość. Przekreśla plany życiowe.
Nie wszyscy pacjenci w szpitalu pragną spotkania z kapelanem. Nie dziwią mnie różne, nieraz ich trudne reakcje. Próbuję zastanowić się, jak ja bym przeżywał chorobę, gdybym znalazł się w ich położeniu.
Aby zrozumieć sytuację ciężko chorego warto sięgnąć po książkę amerykańskiej lekarki Elisabeth Kübler-Ross: „Rozmowy o śmierci i umieraniu”. Autorka przedstawia w niej teorię reakcji pacjenta na wiadomość o nieuleczalnej chorobie. Wyróżnia pięć etapów, przez które przechodzi pacjent, mierząc się z informacją o trudnej diagnozie: zaprzeczenie, gniew, targowanie się, depresja i być może na końcu – akceptacja. Nie jest moim celem podczas rekolekcji omawianie tych etapów. Wspomnę jedynie, że w duszpasterstwie chorych wiedza o tych psychologicznych uwarunkowaniach jest bardzo ważna. Wiedza ta może także pomóc tym osobom, które pomagają choremu w domu.
Na warstwę psychiczną życia człowieka nakłada się warstwa duchowa. Każdy z nas jest jednością cielesno-psychiczno-duchową. Pierwiastek duchowy obecny jest w sercu każdego człowieka.
Jeśli pacjent jest otwarty na spotkanie z kapelanem, próbuję rozpocząć z nim rozmowę. Nieraz czynię to, wychodząc najpierw z doświadczenia czysto-ludzkiego. Wzoruję się tutaj na samym Chrystusie. Zanim Pan Jezus uzdrawiał chorych, poznawał ich życie. Widział niemoc kobiety cierpiącej na krwotok, tragiczną sytuację człowieka sparaliżowanego. Dostrzegł chorego pośród tłumu innych, na brzegu sadzawki Siloe i pytał o jego los. Przed uzdrowieniem fizycznym dotykał ponadto, w pierwszej kolejności, serca człowieka, by je uzdrowić. Zdrowie serca było najważniejsze. Dlatego od chorego oczekiwał wiary. Celem Jego uzdrowień była chwała Boża.
„Niech ksiądz o tym często innym mówi: «wiara czyni cuda»” – tymi słowami żegnała mnie pani Iwona, wychodząc ze szpitala o własnych siłach, zdrowa. Wcześniej znalazła się, w trudnym stanie, na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej. Była nieprzytomna. Kapelan udzielił jej sakramentu namaszczenia chorych. Kilka dni później powróciła jej świadomość. Po miesiącu, wychodząc ze szpitala, wyrażała wdzięczność za przebyte leczenie, opiekę szpitalną oraz za udzielony jej sakrament namaszczenia chorych. Każda pomoc udzielona choremu jest wyrazem działania Boga i Jego opieki, zarówno ta zwyczajna – medyczna, wykorzystująca możliwości ludzkiego rozumu, jak i duchowa – sakramentalna, oparta bezpośrednio na działaniu łaski Bożej. Otwarcie się chorego na pomoc medyczną i sakramentalną jest wyrazem jego zaufania zarówno wobec Boga, jak i wobec człowieka pragnącego choremu pomóc.
Z duszpasterstwa chorych, czyli z czysto-ludzkiego i sakramentalnego towarzyszenia chorym rodzi się nieraz postawa apostolstwa chorych. Czym jest ta duchowość? Przywołując psychologiczny proces przechodzenia pacjenta przez ciężką chorobę, o którym pisała doktor Elisabeth Kübler-Ross, Apostolstwo Chorych byłoby ostatnim etapem tego procesu – akceptacją cierpienia. Od strony czysto-ludzkiej – obecność drugiego człowieka przy cierpiącym, od strony duchowej – niezachwiana wiara chorego w miłość Boga do niego, może zrodzić u osoby chorej postawę akceptacji i ofiarowania się. W duchowości chrześcijańskiej powiedzielibyśmy – powołanie.
Założyciel Apostolstwa Chorych w Polsce, ks. Michał Rękas, kapłan lwowski, określił trzy warunki przynależności do wspólnoty Apostolstwa:
po pierwsze, osoba chora przyjmuje cierpienie z poddaniem się woli Bożej,
po drugie, znosi je cierpliwie, po chrześcijańsku, w jedności z Jezusem,
i po trzecie, ofiaruje je Bogu w intencji przybliżenia Królestwa Bożego, za zbawienie świata, za Kościół i Ojczyznę oraz w intencjach Ojca świętego.
Droga Apostolstwa Chorych nadaje głęboki sens cierpiącemu. O tym pragnieniu ofiarowania się Bogu, w trudnym czasie, nieraz słyszę od chorych, również na oddziale covidowym. Wielka jest wiara i miłość tych osób. One są prawdziwym budulcem duchowym całej wspólnoty Kościoła.
KONFERENCJA V: O MIŁOSIERDZIU OKAZYWANYM POTRZEBUJĄCYM (wygłoszona 22 marca 2021 r.)
Święty Franciszek Salezy, biskup Genewy i Doktor Kościoła, w słynnym dziele Filotea porównuje życie duchowe chrześcijanina do drabiny widzianej we śnie przez patriarchę Jakuba. Dosięgała ona nieba, zaś aniołowie wchodzili po niej w górę i schodzili na dół. Boki drabiny to sakramenty i modlitwa, natomiast jej szczeble to cnoty. Wśród nich ważne miejsce ma miłosierdzie przejawiające się w działaniu na rzecz potrzebujących i chorych. Jak posługiwanie się drabiną z brakującymi szczeblami jest niebezpieczne, tak chrześcijańskie życie, gdyby ograniczałoby się jedynie do modlitwy oraz korzystania z sakramentów, byłoby niedojrzałe i niepełne; byłoby rodzajem dewocji.
Drodzy uczestnicy rekolekcji. W czterech pierwszych konferencjach dotknąłem zagadnień związanych z owymi bokami drabiny: modlitwą, sakramentami Eucharystii, pokuty i namaszczenia. Dzięki nim przyjmujemy Miłosierdzie Boga. Prawidłową reakcją naszego serca winna być wdzięczność Bogu za otrzymane miłosierdzie przejawiające się w okazywaniu miłosierdzia innym. Dlatego dzisiaj – za wskazaniem św. Franciszka Salezego – przyjrzyjmy się dziełom miłosierdzia – owym duchowym szczeblom, dzięki którym możemy dojść na wyżyny chrześcijańskiej duchowości.
„Miłosierdzie”, w języku łacińskim: misericordia dosłownie oznacza: dać serce biednemu (miseri – cor – dare). W jaki sposób dawać to serce? Istnieje w Kościele dawna Tradycja ucząca chrześcijan tzw. porządku w miłości – ordo caritatis. Nie wszystkim jesteśmy w stanie pomóc. Potrzebny jest więc pewien porządek, który wskazuje kryteria, jak dobrze pomagać.
Najpierw jest troska o swój dom, potem o rodzinę, sąsiedztwo, miasto i dalej o ojczyznę. Taka kolejność narzuca się sama. Najbardziej kochamy tych, którzy są nam najbliżsi, z którymi łączą nas różne więzy. Poświęcamy im najwięcej czasu. Nie jesteśmy w stanie dać tyle samo czasu innym, ile dajemy własnej rodzinie. Św. Paweł pisze: „A jeśli kto nie dba o swoich, a zwłaszcza o domowników, wyparł się wiary i gorszy jest od niewierzącego” (1 Tm 5,8).
Stewardesy w samolocie mówią, że maski z tlenem należy założyć najpierw sobie, potem dziecku. Nie dlatego, że mama czy tata są egoistami, ale po to, aby potrafili pomagać dziecku. W obecnym czasie epidemii stale aktualna jest zasada pomocy w pierwszej kolejności naszym starszym rodzicom, dziadkom, chorym w rodzinie, przebywającym na kwarantannie, w: zakupach, szczepieniu, zwykłym towarzyszeniu, choćby telefonicznie. Często jestem świadkiem, jako kapelan szpitala covidowego, pomocy rodziny pacjentom – zdalnej pomocy: telefonicznie, przez internet. To dla chorych bardzo ważne.
Św. Tomasz z Akwinu mówi jeszcze o jednym ważnym kryterium kolejności pomocy: jeśli ktoś – nie tylko bliski mojemu sercu – jest w skrajnej potrzebie, to jemu wpierw powinienem pomóc. W takiej sytuacji rodzina może poczekać na naszą pomoc. Obecny trudny czas, rozwijającej się trzeciej fali epidemii, jest szczególną chwilą, w której jako chrześcijanie winniśmy okazać pomoc chorym na covid-19. Dziękuję w imieniu chorych wszystkim lekarzom i pielęgniarkom za olbrzymi trud wkładanej przez nich pracy w pomoc chorym. Proszę Was, Drodzy Słuchacze, o szczególne wsparcie modlitewne tych pracowników.
Pan Jezus mówił: „Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne” (J 12, 25). Benedykt XVI komentując te słowa, tłumaczył: „Kto chce zachować swoje życie dla siebie, żyć tylko dla siebie, zagarnąć wszystko dla siebie i wykorzystać wszystkie możliwości – ten właśnie traci życie. [Życie] staje się [wówczas] nudne i puste. Tylko gdy wyrzekamy się siebie, jedynie gdy czynimy bezinteresowny dar z własnego ja dla drugiej osoby, tylko poprzez «tak» w stosunku do większego życia, życia Bożego, także nasze życie staje się bogate i wielkie”.
Próbujmy iść w poprzek mentalności konsumpcyjnej, oddając za innych swoje życie, służąc im, zwłaszcza chorym. To najpiękniejsze i najważniejsze świadectwo Kościoła. I najwyższy szczebel duchowej drogi do zbawienia.
KONFERENCJA VI: O PRZEBACZENIU (wygłoszona 29 marca 2021 r.)
Tydzień temu mówiłem o okazywanym bliźniemu miłosierdziu. Jedną z form miłosierdzia jest przebaczenie. Pan Jezus uczy nas tej postawy. To najtrudniejsza Jego lekcja.
Doświadczamy naszej kruchości. Jesteśmy jak gliniane naczynia, które łatwo uszkodzić przez zwykłe uderzenie jednym o drugie. Nasza kruchość wydobywa się na zewnątrz zwłaszcza wówczas, gdy wyrządzono nam krzywdę, w: małżeństwie, rodzinie, Kościele, miejscu pracy, szkole, poprzez środki społecznego przekazu. Przejawia się jako przemoc werbalna, fizyczna, emocjonalna. Słyszymy przekleństwa pozostawiające w naszym sercu głęboką ranę. Dosłownie, słowem można zabić drugiego człowieka, bądź doprowadzić do tego, że wycofa się z życia na długie lata.
Któż z nas nie doświadczył krzywdy? Ale również zapytajmy: kto jej nie wyrządził bliźniemu? Jezus uczy nas, abyśmy nie patrzeli na siebie przez różowe okulary, zaś na drugiego bezlitosnymi oczyma i przez szkło powiększające, wydobywające najmniejszą jego słabość. My także ją posiadamy. „Czemu to widzisz drzazgę w oku brata, a belki we własnym nie dostrzegasz?” – pyta Jezus.
W obliczu krzywdy odkrywamy nie tylko drugiego człowieka – kim jest ten, który krzywdzi. Poznajemy także prawdę, kim my jesteśmy. Jeden z Ojców Pustyni mówił tak: „Wszystko cokolwiek uczynisz, by wziąć odwet na bracie, który wyrządził ci niesprawiedliwość, w czasie modlitwy stanie się dla ciebie przeszkodą”.
Św. siostra Faustyna, przeżywając trudne relacje z innymi, modliła się: „O Jezu, Ty wiesz, jakich trzeba wysiłków, aby obcować szczerze i z prostotą z tymi, którzy czy świadomie, czy też nie, zadali nam cierpienie. Po ludzku jest to niemożliwe. W takich chwilach staram się odkryć, więcej niż kiedy indziej w danej osobie, Ciebie, mój Jezu i ze względu na Ciebie, czynię dobro tym osobom.” Faustyna w powyższych słowach ukazuje nam sedno drogi przebaczenia – modlitwę skierowaną do Boga i ze względu na Niego podjęty wysiłek przebaczenia. Człowiek o własnych siłach nie jest w stanie darować winowajcy, ani też przyjąć przebaczenia.
Droga przebaczenia często jest bardzo długa. Bo rana w sercu musi długo goić się. To tak jak z raną zewnętrzną; najpierw pojawiają się płytki krwi, później strup, a na końcu blizna. Jednak gdy podejmiemy wysiłek zmierzenia się z krzywdą, przepracowania jej wewnętrznie, wysiłek ten może zrodzić głębsze owoce miłości do Boga i bliźniego niż było to wcześniej, przed doświadczeniem bólu. Grzech pierwszego człowieka, Adama poprowadził do największego nieszczęścia w historii ludzkości, ale równocześnie zrodził cały plan zbawczy, którego punktem kulminacyjnym było przyjście Mesjasza.
Aby przebaczyć i przyjąć przebaczenie, wpatrujmy się w Krzyż Pana Jezusa i zanurzajmy rany naszego serca w Jego Najświętszych Ranach i w Jego Najświętszym Sercu. Z przebitego Serca Chrystusa ukrzyżowanego wypłynęła krew i woda – zdroje miłosierdzia Bożego.
Medytujmy słowa proroctwa z Księgi Izajasza: „On obarczył się naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy”. Nieraz zło innych może nas dosłownie zdruzgotać. Pan Jezus pragnie wziąć na siebie ciężkie jarzmo z naszego serca. Z krzyża bierze się początek życia; śmierć przekształca się w zmartwychwstanie. Życie rodzi się pośród bólu i cierpienia.
Wpatrujmy się w Eucharystię. Dar przebaczenia jest kruchy, jak krucha jest Eucharystia. Nasza ludzka miłość jest bardzo krucha, ale wzmocniona Miłością Boga prowadzi do głębokiego pojednania. Spróbujmy w tym duchu przeżyć najbliższe dni Wielkiego Tygodnia.
Dziękuję wszystkim uczestniczącym w rekolekcjach radiowych. Proszę módlcie się za chorych i pomagajcie im. Zaś odkrywającym swoją drogę w Apostolstwie Chorych, zapraszam do wspólnoty.