Na Twoje słowo...

Jezus nie chce ode mnie więcej, bardziej pracowicie, z większym wysiłkiem. On pragnie ode mnie tego samego, tylko inaczej. Chce zmiany jakości: bym pozwolił Mu wejść do mojej codzienności.

2021-09-01

Rozważanie do fragmentu Ewangelii Łk 5, 1-11
XXII tydzień zwykły

Dobrze, że znam tę Ewangelię i wiem, że jej finał skończy się pomyślnie. Zapowiadało się niezbyt dobrze. Piotr po całonocnym połowie ryb, przeżywa noc, w czasie której nic nie złowił. Cóż to musiało znaczyć dla tak dumnego, męskiego serca rybaka z Galilei. To, co czuje każdy z nas, kiedy wkłada w coś ogrom pracy, a efekty jego wysiłku idą na marne. Piotr czuł zażenowanie, rozżalenie, zapewne nie miał ochoty o tej nocy rozmawiać. Na dodatek irytowały go słowa Jezusa, które wypaczały wszelką logikę i doświadczenie rybaka. Zapewne w głowie kotłowały się myśli, że kto jak kto, ale Jezus powinien wiedzieć, że po nieudanym połowie ryb w nocy, nad ranem tym bardziej niczego już Piotr nie złowi.

Jezus pozwala nam wypowiedzieć nasze wątpliwości, postawić znaki zapytania, pozwala mówić do Siebie, kiedy zmagamy się ze złością na Boga! Jezus to rozumiał, a Piotr wobec Jezusa był szczery do bólu: „Mistrzu całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy”. Tu można byłoby skończyć i postawić kropkę. Coś jednak drgnęło w sercu Piotra. Odrobina nadziei, światła, która wbrew sobie pozwoliła zaufać, postawić szalę tej przegranej nocy i zmarnowanego połowu na Boga. „Lecz na twoje słowo zarzucę sieci”. Piotr na pewno musiał się zmagać. To być może były chwile, sekundy, może minuty. W nich na pewno pojawiały się myśli: jeśli zarzucę sieci, ośmieszę się przed przyjaciółmi, kompanami, Jakubem i Janem. Wyjdę na naiwniaka. A jednak wiedział, że teraz już nic nie ma do stracenia: „Na twoje słowo…”. „Twoje słowo jest lampą dla moich kroków i światłem na mojej ścieżce” (Ps 119,105). Być może Piotr znał te słowa psalmu. Słowo Jezusa postawiło go pod ścianą: „Wypłyń na głębię…”.

Stają mi przed oczyma noce moich nieudanych połowów z posługi kapelańskiej. Nietrafione kazania, bezużyteczne rozmowy, mijane na obchodzie sale chorych, w których serca z powodu wyniszczającej choroby nie były skore do dialogu. Czasem ich przenikliwy, innym razem obojętny wzrok. Dzisiejszy poranek był inny. Dziewięć namaszczeń, kilka dobrych rozmów zakończonych dojrzałymi spowiedziami. Tyle, że z oddziału ortopedii nigdy nie schodziłem tak późno. Z lekką obawą spoglądam na zegarek. To już godzina 8:15. Sprawdzam jeszcze raz na telefonie. Czy to pomyłka? Tym razem nie mam porannej mszy. Odetchnąłem z ulgą. Przede mną jeszcze oddział chirurgii, ginekologii, OIOM, a na koniec chorzy urologii czekający na pewno z niecierpliwością na wizytę wyjątkowo dziś ociągającego się księdza. Kiedy dotarłem na ostatni już oddział, pielęgniarki oznajmiły mi, że chorzy pytali: „Czy był już ksiądz…?”. Zaczynają się wizyty, chorzy są w trakcie śniadania. Czuję, że mógłbym długo jeszcze spotykać się z nimi, namaszczać, spowiadać, rozmawiać. Od samego poranka jestem entuzjastycznie nastawiony. Czemu akurat dziś?

Przypomina mi się wczorajszy wieczór. Odwiedziłem kaplicę na probostwie, zabrałem Pismo Święte z Ewangelią lectio divina na każdy dzień, przed Najświętszym Sakramentem spędziłem czas przeznaczony na osobiste spotkanie z Panem. Uświadomiłem sobie, że tu, w naszej kaplicy, rzadko jestem sam. A dziś rano dzień zacząłem od osobistej modlitwy na klęczniku podarowanym mi na prymicje. Nie zacząłem poranka od mocnej czarnej z ciśnieniowego ekspresu, ale szczerej rozmowy z Panem. To chyba było to, co Jezus powiedział Piotrowi: „Wypłyń na głębię…”. Jezus nie chce ode mnie więcej, bardziej pracowicie, z większym wysiłkiem. On pragnie ode mnie tego samego, tylko inaczej. Chce zmiany jakości: bym pozwolił Mu wejść do mojej codzienności („wszedł do jednej łodzi, która należała do Szymona Piotra…”). Pragnie, bym ją przemieniał, a zamiast niedbale traconych chwil, znalazł czas na odrobinę ciszy, samotności z Jego słowem. Czasem mam mokrą od łez poduszkę, patrząc na zmarnowane okazje do dobra i mam ochotę zawołać z Piotrem: „Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym…”. Na słowa niepewności, lęku – słyszę Jego: „Nie bój się…”. Dziękuję Ci Panie za moje udane i nieudane dnie i noce połowów ludzkich serc.

Autorzy tekstów, ks. Marcin Niesporek, Rozważanie, Komentarz do ewangelii

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024