Czas choroby a głos sumienia

W najgłębszych pokładach swego wnętrza człowiek spotyka siebie samego (swoje najgłębsze ja) oraz Boga.

zdjęcie: canstockphoto.pl

2021-10-12

Często we własnym wnętrzu słyszymy jakiś tajemniczy głos. Niejednokrotnie głos ten sprawia nam jakąś wewnętrzną przykrość. Mówimy wówczas, że sumienie nas gryzie. Nie rozumiemy tego powiedzenia dosłownie. Oznacza ono, że sumienie daje znać o sobie w sposób negatywny. Innym razem mówimy, że sumienie nas dręczy. Jeszcze w innych sytuacjach człowiek stwierdza, że sumienie mu coś wyrzuca . Tego typu doświadczenia rodzą się wówczas, gdy człowiek zrobi coś niewłaściwego, a po czasie uświadamia sobie, że to, co zrobił, było złe. Można powiedzieć, że sumienie to taki wewnętrzny sędzia – ktoś, kto nas osądza.

Głos sumienia odzywa się w człowieku zwykle od razu po dokonaniu zła. Na przykład gdy pod wpływem emocji zwyzywałem kogoś i zaraz potem żałuję, że tak postąpiłem. Jednak może być też tak, że człowiek sumienie zagłusza, to znaczy powoduje, że przestaje słyszeć ten wewnętrzny głos. Ponieważ po złym czynie głos sumienia wywołuje przykre doznania, sposobem na ich znieczulenie jest zagłuszenie sumienia. Zdarzają się jednak takie chwile, że człowiek na powrót słyszy ten głos. Takim czasem, w którym na nowo możliwe staje się usłyszenie sumienia, może być choroba. Dlaczego choroba? Bo gdy człowiek jest chory, to zwykle ma więcej czasu, jest mniej aktywny, może więcej leży w łóżku. Zaczyna wtedy zastanawiać się nad własnym życiem, nad swoim postępowaniem. Przypomina sobie czyny, których dawno dokonał. Widzi ich zło i wtedy na powrót słyszy w sobie ten tajemniczy głos, który znów zaczyna gryźć, dręczyć i coś wyrzucać.

Czy to wszystko oznacza, że sumienie pełni w życiu rolę negatywną? Nic bardziej mylnego. Przede wszystkim warto zauważyć, że sumienie nie dotyczy tylko czasu przeszłego, nie jest reakcją serca na zło dokonane w przeszłości (bliższej lub dalszej). Sumienie dochodzi do głosu także przed uczynkiem, kiedy człowiek zastanawia się, co zrobić w danym momencie, jak postąpić, jaką podjąć decyzję. Mogą to być decyzje dotyczące sposobu leczenia. Człowiek zastanawia się na przykład: czy iść do szpitala, czy zostać w domu? Brać to lekarstwo czy nie? Mogą to być decyzje dotyczące relacji z bliźnimi. Człowiek zastanawia się, czy pomóc komuś czy też nie ma takiej konieczności, czy upomnieć bliską osobę (np. córkę lub wnuka), że źle postępuje czy lepiej nic nie mówić? To mogą być też decyzje dotyczące relacji z Bogiem: czy iść na Mszę świętą niedzielną, czy też zostać w domu z powodu niedołężności lub epidemii? W takich sytuacjach zaczynamy w sobie słyszeć głos, który nam podpowiada takie lub inne rozwiązanie. Rodzi się w nas jakiś wewnętrzny nakaz, imperatyw – jakby to powiedział niemiecki filozof Immanuel Kant. Ten nakaz to właśnie sumienie, którego głosu zasadniczo należy słuchać i za tym głosem podążać. A zatem okazuje się, że sumienie to nie tylko przykry głos, który odzywa się po złym czynie, ale to także dobry głos, który podpowiada, co robić. A zatem sumienie to nie tylko sędzia, który sądzi nas po dokonanym czynie, ale to „podpowiadacz” – taki sufler, który – jak w teatrze – podpowiada aktorom, co mają robić i co mają mówić; taki życiowy GPS, który podpowiada, którędy iść przez życie (tak jak w samochodzie kierowcom podpowiada drogę urządzenie nazywane GPS-em).

Dodajmy, że sumienie, które osądza nasze czyny, nie jest sędzią jedynie skazującym nas na udręki, lecz jest to sędzia, który też nagradza za dobre życie i dobre postępowanie. Bo przecież, gdy patrzymy w naszą przeszłość, to niekoniecznie dostrzegamy tam jedynie złe czyny. Jest tam wiele dobra i wtedy sumienie daje człowiekowi wewnętrzny pokój; mówimy, że mamy spokój sumienia. Problem jednak polega na tym, że na człowieka bardziej działają wyrzuty sumienia po złym czynie niż spokój sumienia po dobrych czynach. Dlatego często wydaje się nam, że sumienie to jedynie taki skazujący nas sędzia. A ono przecież przynosi tyle spokoju tym, którzy przez życie podążają drogami dobra.

Na postawione na początku artykułu pytanie, trzeba odpowiedzieć tak: chociaż sumienie czasem nas dręczy, a czasem uspokaja, czasem odzywa się po czynie w postaci wyrzutów, a czasem przed czynem w postaci nakazu, zawsze jednak (lub prawie zawsze) jego głos pełni bardzo pozytywną rolę. Wskazuje bowiem na dobro lub zło w życiu człowieka.

Sumienie – czyj to głos?

Od wielu lat jestem kapelanem w ośrodku dla osób niepełnosprawnych. Przeważnie są tam osoby z niepełnosprawnością umysłową i zaburzeniami psychicznymi. Czasem wydaje się, że osoby takie nie mają możliwości podejmowania głębszej refleksji życiowej. Jest to jednak powierzchowna opinia. Czasem osoby takie mają niezwykłe przemyślenia. Pamiętam, jak kiedyś podszedł do mnie na korytarzu pewien nasz podopieczny (Marcin miał na imię) i ni stąd ni zowąd postawił mi następujące pytanie: proszę księdza, czy sumienie – to bardziej głos własny człowieka, czy głos Boga w człowieku? Stanąłem oniemiały genialnością tego pytania, bo w nim zawiera się problem samej istoty sumienia. Spróbujmy zatem na nie odpowiedzieć.

Człowiek jest rozumny i wolny. Dzięki rozumowi poznaje świat, a dzięki wolności może podejmować wolne decyzje. Jeśli człowiek potrafi poznawać świat, to też potrafi poznawać własne czyny i w zasadzie posiada umiejętność rozróżniania dobra od zła. To rozróżnienie dokonuje się dzięki obecnemu w nas na stałe głosowi, który mówi nam: „dobro czyń, zła unikaj”. Zasada ta – jak zauważa św. Jan Paweł II – wyraża pierwsze rozumienie istoty dobra i zła, (…) które niczym niezniszczalna iskra rozjaśnia serce każdego człowieka”. Taki głos odnajdują w sobie ludzie różnych cywilizacji, kultur, religii, odnajdują go w sobie zarówno ludzie wierzący w Boga, jak i ludzie nie uznający Jego istnienia. Z jednej strony – to głos stale w nas obecny, a z drugiej – jest to głos, który odzywa się w konkretnym przypadku: przed czynem zachęca nas do czegoś lub przed czymś przestrzega, zaś po konkretnym czynie – przynosi spokój bądź udrękę. Można zatem powiedzieć, że jest to głos własny, głos wewnętrzny, słyszalny nawet przez ludzi niewierzących w Boga. Przecież zasadniczo każdy człowiek wie, że nie należy zabijać, nie należy kraść, nie należy oczerniać bliźniego. Święty Paweł miał na przykład świadomość tego, że poganie, czyli ludzie nieznający prawdziwego Boga, będą sądzeni na podstawie wewnętrznego prawa, które jest wpisane w ich serca: „bo gdy poganie, którzy prawa nie mają, idąc za naturą, czynią to, co Prawo nakazuje, chociaż Prawa nie mają, sami dla siebie są Prawem. Wykazują oni, że treść Prawa wypisana jest w ich sercach, gdy zarazem ich sumienie staje jako świadek, a mianowicie ich myśli na przemian ich oskarżające lub uniewinniające” (Rz 2, 14-15). Święty Paweł pokazuje, że w sercu każdego człowieka jest jakieś wewnętrzne prawo, które czasem nas oskarża, czasem uniewinnia. To jest właśnie sumienie.

Może się czasem zdarzyć, że ktoś z personelu medycznego jest osobą niewierzącą. A przecież właśnie lekarz, pielęgniarka są szczególnie wezwani do postępowania zgodnie z głosem sumienia. Sumienie pracownika służby zdrowia jest dla społeczeństwa naprawdę czymś ważnym i dlatego też w polskich ustawach o zawodzie lekarza oraz o zawodzie pielęgniarki i położnej sumienie pracownika służby zdrowia jest chronione w taki sposób, że ma on prawo powstrzymać się od działań niezgodnych z jego sumieniem. Wszyscy życzymy sobie spotkać lekarza, który kieruje się wewnętrznym głosem sumienia, nawet jeśli jest to lekarz niewierzący. Zresztą nie tylko lekarz, ale każdy człowiek winien słuchać głosu sumienia. Święty Jan Paweł II w 1995 roku w Skoczowie wypowiedział znamienne słowa: „Być człowiekiem sumienia, to znaczy przede wszystkim w każdej sytuacji swojego sumienia słuchać i jego głosu w sobie nie zagłuszać, choć jest on nieraz trudny i wymagający; to znaczy angażować się w dobro i pomnażać je w sobie i wokół siebie, a także nie godzić się nigdy na zło”.

Człowiek uznający Boga, wierzy, że głos sumienia otrzymał od swojego Stwórcy. Bo to Bóg obdarzył nas rozumem i wolnością. Rozumność i wolność są podstawowymi przejawami tego, że zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże. To Bóg przez fakt naszego stworzenia złożył w nasze serca prawo, które w najogólniejszej formie brzmi: „dobro czyń, zła unikaj”. Zasada ta – pisał św. Jan Paweł II – jest „odblaskiem stwórczej mądrości Boga”. To Bóg uzdalnia do tego, by tę ogólnie brzmiącą zasadę człowiek swoim rozumem potrafił odnieść do konkretnych sytuacji. Poprzez sumienie człowiek zatem spotyka się z samym Bogiem. Dlatego mówi się, że „sumienie jest najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa”. Wchodząc w głąb własnego sumienia, człowiek idzie na spotkanie z Bogiem. Jest to pielgrzymka do wewnętrznego sanktuarium.

Mojżesz, wędrując przez pustynię, dotarł do góry Horeb, na której musiał zdjąć sandały, gdyż okazało się, że stoi na świętej ziemi; i tam rozmawiał z Bogiem. Ta Mojżeszowa wędrówka jest obrazem naszej wędrówki ku własnemu sumieniu. Pustynią może okazać się choroba, pustynią – bo w czasie choroby mniej jest spotkań z ludźmi (albo ich całkowicie brak), bo mniej jest przyjemności życiowych (albo ich całkowicie brak), bo warunki życia są bardzo utrudnione – z powodu dolegliwości chorobowych. Wędrując przez tę pustynię, człowiek może dotrzeć w swoim wnętrzu do głębi własnego sumienia, do najbardziej wewnętrznego sanktuarium. I tam usłyszy głos Boży.

W tych najgłębszych pokładach swego wnętrza człowiek spotyka i siebie samego (swoje najgłębsze ja) i samego Boga. Dlatego też odpowiadając Marcinowi na pytanie o sumienie, powiedziałem, że sumienie to z jednej strony głos nas samych, a z drugiej – głos samego Boga.

Czy głos sumienia wystarczy?

Rodzi się jeszcze jedno pytanie: skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Inaczej mówiąc: skoro każdy człowiek ma w swoje sumienie wpisaną zasadę „dobro czyń i zła unikaj”, skoro potrafi odnosić ją do konkretnych sytuacji, skoro potrafi to czynić nawet człowiek niewierzący, a człowiek wierzący w tym wszystkim słyszy głos samego Boga, to dlaczego na świecie dzieje się tyle zła, dokonywanego przez ludzi – zarówno niewierzących, jak i wierzących? Czy ludzkie sumienie szwankuje?

Każdy człowiek, już gdy się rodzi, jest dotknięty grzechem pierworodnym. Poprzez chrzest grzech ten zostaje zgładzony, jednak jego skutki w nas pozostają i objawiają się w różny sposób. Chociaż nasz rozum jest zdolny poznać prawdę, to jednak jej poznanie może być w mniejszym lub większym stopniu zafałszowane, zniekształcone. Mimo że zasada „dobro czyń, zła unikaj” jest czytelna, to uznanie, co jest dobre, a co złe, może już nie być tak oczywiste. To, co dla jednego będzie czymś złym, dla kogoś innego będzie dobre. Przerwanie ciąży dla jednych jest oczywistym złem, bo stanowi zabicie niewinnej istoty ludzkiej, dla innych – jawi się jako dobro, bo jest rzekomo realizacją praw kobiety do stanowienia o sobie samej. Poznanie prawdy zostało tutaj zafałszowane. Eutanazja dla jednych jest oczywistym złem, inni uznają ją za dobro, bo przynosi wybawienie z cierpienia. Prawda ulega więc zniekształceniu. Dla jednych rozwód jest czymś bardzo złym, dla innych jawi się jako wyzwolenie od współmałżonka. Ci drudzy, nie uznają nierozerwalności małżeństwa i dlatego nie wybierają separacji, która jest ostatecznym rozwiązaniem skrajnie trudnych sytuacji w małżeństwie. Głos sumienia zostaje albo zagłuszony, albo całkowicie zafałszowany. Człowiek może uczynić wielkie zło, ale sumienie nie będzie go ani gryźć, ani dręczyć.

Innym skutkiem grzechu pierworodnego jest osłabienie woli. Może być tak, że na początku człowiek dobrze rozpoznał prawdę o jakimś czynie, ale nie ma dość silnej woli, by iść za tą prawdą. Na przykład, człowiek wie, że obmowa bliźniego jest czymś złym, ale nie ma w sobie wystarczająco silnej woli, by nie wpadać w ten grzech. Co więcej, im częściej człowiek ten grzech popełnia, tym bardziej może mu się wydawać powszedni i za jakiś czas już nie będzie w ogóle widział jego zła. Słaba wola doprowadzi go do fałszywego patrzenia na problem obmowy i doprowadzi do przekonania, że obmowa w ogóle nie jest złem, bo przecież wielu ludzi w ten sposób postępuje. Sumienie zostaje zniekształcone i niczego nie wyrzuca. Świadomość tych mechanizmów miał św. Paweł, który napisał tak: „nic mi bowiem sumienie nie wyrzuca, co jednak nie stanowi dla mnie wyroku usprawiedliwiającego. A Tym, który mnie sądzi, jest Pan” (1 Kor 4, 4). Spokój sumienia nie zawsze musi oznaczać brak grzechów i win. Ostatecznie sąd Boga jest najbardziej sprawiedliwy. Według św. Pawła sąd sumienia winien być zawsze podporządkowany wyrokom Bożym.

Z tych właśnie powodów potrzebne było człowiekowi objawienie Boże, w którym sam Bóg ukazuje bardziej szczegółowe prawo. Nie wystarczy zasada: „dobro czyń, zła unikaj”. Na górze Synaj Bóg objawia Mojżeszowi dziesięć przykazań Bożych. W Nowym Testamencie Jezus wygłasza słynne Kazanie na Górze, w którym potwierdza wagę przykazań Bożych i podaje ich interpretację. Przekazuje też wiele bardziej szczegółowych pouczeń, na przykład dotyczących nierozerwalności małżeństwa. Wśród wielu norm moralnych, do których zachęca człowieka, szczególny nacisk kładzie na dwa przykazania miłości. Wszystko to czyni po to, by ludzkie sumienia nie błądziły, by nie ulegały zniekształceniu ani zafałszowaniu.

Krzyż Chrystusa – głosem sumienia

Choroba może być czasem, kiedy bardzo wyraźnie człowiek słyszy głos Chrystusa przemawiający w ludzkim sumieniu. W chorobie bliski staje się nam Chrystus na krzyżu. Spojrzenie na krzyż jest skutecznym sposobem kształtowania własnego sumienia. W przywołanym wcześniej przemówieniu w Skoczowie św. Jan Paweł II wypowiedział także takie oto słowa: „[...] na drogach ludzkich sumień, nieraz tak trudnych i tak bardzo powikłanych, Bóg postawił wielki drogowskaz, który życiu ludzkiemu nadaje kierunek i ostateczny sens. Jest nim krzyż Pana naszego Jezusa Chrystusa”. Krzyż bowiem pokazuje, jak żyć miłością, jak sprzeciwiać się złu. Krzyż Chrystusa jest najgłębszym potwierdzeniem zasady: „dobro czyń, zła unikaj”.

Przesłanie płynące z krzyża staje się wymowne zwłaszcza podczas choroby. Gdy człowiek dłuższy czas leży w łóżku,  zaczyna wyraźniej odróżniać w swoim dotychczasowym życiu rzeczy istotne od drugorzędnych, rzeczy ważne od mniej ważnych. Zaczyna sobie wyraźniej uzmysławiać, że liczy się przede wszystkim dobro, które uczynił bliźnim i miłość, którą im okazał. Im więcej dobra i miłości było dotychczas w jego życiu, tym większy pokój sumienia gości w jego wnętrzu. Choroba może być czasem, kiedy można Bogu podziękować za to, że dzięki Jego łasce udało się uczynić tak wiele dobra.

Równocześnie zaś podczas choroby człowiek może mocniej uświadomić sobie zło, którego dokonał, lub zaniedbane dobro. Można wtedy zauważyć, odwołując się do podstawowej zasady sumienia, że „dobra zbyt mało czyniliśmy, a zła nie zawsze unikaliśmy”. Wszystko to może człowieka wprowadzić w smutek, związany z wyrzutami sumienia. Jednak patrząc oczyma Boga, nie ma sytuacji bez wyjścia. Szczery żal za grzechy, dobra spowiedź święta, uczynienie z choroby własnej pokuty – wszystko to może przyczynić się do odbudowania dobra w człowieku. Tak swoje ostatnie chwile przeżywał łotr wiszący na krzyżu obok Jezusa. Wyznał grzech, przeżył głęboki żal i usłyszał słowa: „dziś ze Mną będziesz w raju”. Krzyż Jezusa stał się dla łotra głosem sumienia, prowadzącym do żalu, nawrócenia i powierzenia się Miłosierdziu Bożemu. Dla człowieka chorego czas cierpienia może stać się czasem wyraźnie przemawiającego głosu sumienia, który prowadzi do ugruntowania dobra oraz odrzucenia zła; może stać się również czasem zawierzenia się Jezusowi miłosiernemu.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, Ks. Bartoszek Antoni, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2021nr02, Z cyklu:, Panorama wiary

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024