O duchowej schizofrenii
Jeśli dziś czytasz te słowa Ewangelii, nie bądź sobą przerażony. W każdym z nas jest trochę faryzeizmu, obłudy, trochę duchowej schizofrenii. Jedynym lekarstwem na to wszystko jest Jezus. Nie ma innej drogi, jak dobry rachunek sumienia i szczera spowiedź.
2021-10-14
Rozważanie do fragmentu Ewangelii Łk 11, 47-54
XXVIII tydzień zwykły
Określając życie duchowe, czasem używamy pojęć zaczerpniętych z psychologii. Ewangelia dzisiejsza niczym dobry psychiatria ukazuje dysonans pomiędzy słowami a czynami w zachowaniu faryzeuszy i uczonych w Piśmie: „budujecie grobowce prorokom, a wasi ojcowie ich pomordowali”; „przytakujecie uczynkom waszych ojców, gdyż oni ich pomordowali, a wy im wznosicie grobowce”. Czasem nazywamy to duchową schizofrenią, od słów: schizis (rozszczepienie) i phren (umysł), interpretowane jako rozszczepienie jaźni. Osoby dotknięte schizofrenią nie widzą u siebie zmiany, zauważają ją bliscy. Choroba ta stanowi poważny problem, wymaga diagnozy, leczenia farmakologicznego i dobrej psychoterapii. Ale przede wszystkim najpierw wymaga stanięcia w pokorze i w prawdzie takiej osoby i uznania swojego problemu.
Dzisiejsza wersja duchowej schizofrenii faryzeuszy brzmi bardzo podobnie: „jestem wierzący, ale niepraktykujący”; „przyjmuję Komunię świętą, ale nie widzę problemu życia w notorycznym grzechu”; codziennie odmawiam modlitwę „Ojcze nasz” i jej znamienne słowa: „przebacz nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”, a w rodzinie nie rozmawiam z siostrą, bratem, jestem głęboko poróżniony z ojcem, matką. Albo nie widzę problemu, by iść do knajpy w wielkim poście, a w Wielki Piątek zagryzać dobre mięso i się bawić.
Taki sposób bycia przypomina trochę życie z pilotem w ręku. Przekraczając próg kościoła włączam jeden program – jest mi tak dobrze, odpowiadam na słowa modlitwy, śpiewam pieśni kościelne, żegnam się wodą święconą. A kiedy wychodzę ze świątyni, biorę pilot do ręki i z łatwością przełączam na inny kanał. Dziś Jezus mówi gorzkie słowa o pokusie zgorszenia: „wzięliście klucze poznania, sami nie weszliście, a przeszkodziliście wejść tym, którzy chcieli”. Czy zastanawiałeś się skąd takie dziwne, nieprzystające do autentycznego przeżywania wiary, zachowanie?
W jego zrozumieniu ważne jest wyrażenie „klucz poznania”. Kojarzy mi się z „drzewem poznania dobra i zła”, opisanym na kartach pierwszej księgi Pisma świętego. Pan Bóg, stawiając Adama i Ewę w ogrodzie Eden, obdarza ich szczęściem. Nie może jednak zabrać im wolności. Dlatego stawia w środku wspaniałego ogrodu drzewo poznania dobra i zła. Wiemy, co było dalej. Znamy propozycję węża i jej skutki. Grzech jest czymś paskudnym. Za pierwszym, może drugim razem, czuję w sercu ból, jego gorzki smak. Wystarczy jednak zgodzić się raz, drugi, trzeci, a stanie się on czymś zwyczajnym, a podwójny styl życia – niczym zachowanie faryzeuszy, nie będzie robił na mnie żadnego wrażenia.
„Klucze poznania” – prowadzą mnie także do kart Ewangelii, gdzie Piotr usłyszał od Mistrza: „I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie” (Mt 16,19). Dzisiejszy dysonans słów i czynów ma także inne źródło. W nieposłuszeństwie Kościołowi. A przecież to Kościół jest depozytariuszem wiary. „Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie” (Mt 16,17).
Jeśli dziś czytasz te słowa Ewangelii, nie bądź sobą przerażony. W każdym z nas jest trochę faryzeizmu, obłudy, trochę duchowej schizofrenii. Patrzę na moje kapłaństwo. Zamiast „pachnieć Bogiem”, często zanurzam się w tym świecie, który przenika i kształtuje moje myślenie. Dziś czytam słowa kapłańskiego rachunku sumienia, które są jak powrót do źródła: „Czy poważnie myślę o świętości w moim kapłaństwie?”. Biorę do ręki Słowo, które jest „pochodnią dla stóp moich i światłem na mojej ścieżce” (Ps 119,105), zanurzam się w słowach listu św. Jakuba: „Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie” (Jk 2,17). Wtóruje mi czytanie z liturgii godzin – fragment homilii św. Grzegorza: „Zajęci rzeczami świata, o tyle stajemy się obojętni na sprawy wewnętrzne, o ile z większą gorliwością oddajemy się temu, co na zewnątrz”.
Jedynym lekarstwem na to wszystko jest Jezus. Nie ma innej drogi, jak dobry rachunek sumienia i szczera spowiedź. On poprzez sakrament pokuty i pojednania na nowo przywraca nam duchowy wzrok, słuch, pozwala nam być uzdrowionym z wewnętrznego paraliżu i duchowej schizofrenii. Bóg jest najlepszym psychoterapeutą, a na dodatek Jego terapia nie trwa miesiącami, latami i nic nie kosztuje. Tylko odrobinę dobrej woli.