Syn poczekał na Matkę
Siostra Faustyna Szulc FSK ze Zgromadzenia Franciszkanek Służebnic Krzyża opowiada o relacjach łączących bł. Matkę Elżbietę Różę Czacką i bł. Prymasa kardynała Stefana Wyszyńskiego, beatyfikowanych 12 września br.
2021-11-02
Redakcja: – Jak to się stało, że życiowe drogi dwojga nowych Błogosławionych – Matki Elżbiety Róży Czackiej i Prymasa Stefana Wyszyńskiego – przed laty się skrzyżowały?
s. Faustyna Szulc FSK: – Żeby o tym opowiedzieć, trzeba najpierw wspomnieć o czcigodnym słudze Bożym, ks. Władysławie Korniłowiczu, który był duchowym ojcem dzieła Lasek. Kiedy ks. Wyszyński rozpoczął studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, ks. Korniłowicz był opiekunem lubelskiego konwiktu, czyli miejsca, w którym mieszkali kapłani-studenci. Tam się spotkali i zaprzyjaźnili. Ksiądz Władysław Korniłowicz już wtedy był kapelanem w Laskach, gdzie dojeżdżał z Lublina. Miał zwyczaj, że swoich duchowych synów i osoby, z którymi miał bliższy kontakt, zapraszał do Lasek. Uważał bowiem, że chrześcijaństwo musi mieć swój konkretny wyraz w codzienności, a miłość do Boga musi się przekładać na miłość do człowieka. Dawał on więc młodym ludziom, szczególnie młodym kapłanom, okazje do tego, żeby spotkali się ze środowiskiem osób słabszych, chorych, wobec których będą mogli świadczyć właśnie tę konkretną miłość i pomoc.
Ksiądz Wyszyński pierwszy raz przyjechał do Lasek w 1926 roku i wtedy też spotkał się z Matką Elżbietą Różą Czacką – założycielką Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi i Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża. Nie wiemy dokładnie, jak wyglądały te pierwsze spotkania ks. Wyszyńskiego i Matki Czackiej, ale jedno jest pewne, że z tamtego czasu pozostała między nimi głęboka nić przyjaźni, głęboka więź. To była relacja, którą można by określić stwierdzeniem: „Święci się zawsze gdzieś odnajdą i spotkają”. W ich kontaktach było właśnie coś takiego – oboje w swoim życiu na pierwszym miejscu postawili Pana Boga i to ich do siebie przyciągnęło.
– Czego dotyczyła ich współpraca?
– Początkowo, gdy ks. Wyszyński odwiedzał w Laskach ks. Korniłowicza, który był jego spowiednikiem, z Matką Czacką spotykał się okazjonalnie, na krótko. Dopiero lata wojenne były czasem ścisłej i częstej ich współpracy. W Laskach ks. Wyszyński przebywał w latach 1942-1945. Jednocześnie w tym okresie jeździł do Warszawy z rozmaitymi posługami duszpasterskimi. Lata te były okresem, w którym Matka Czacka i ks. Wyszyński – można powiedzieć – dzielili ze sobą codzienność. Po pierwsze, pracowali wówczas intensywnie nad Konstytucjami Zgromadzenia. Co jakiś czas Konstytucje wymagają redakcji i sprawdzenia pod kątem ich zgodności z aktualnymi przepisami kościelnymi. W tym zakresie ks. Wyszyński służył Matce Czackiej wielką pomocą. Zachowały się notatki, z których wiemy, że wyznaczali sobie konkretne godziny pracy nad tekstem. Oboje byli w tym względzie zdyscyplinowani i trzymali się wcześniej ustalonego planu. Ponadto wspólnie omawiali harmonogram każdego dnia i plan nabożeństw. Ksiądz Wyszyński i Matka Czacka regularnie konsultowali liczne sprawy, służąc sobie radą i wsparciem, bo codzienne życie dostarczało wielu różnych trudności i dylematów, którym trzeba było na bieżąco zaradzać. Warto podkreślić, że rozmowy tych dwojga nie dotyczyły jedynie wzniosłych spraw duchowych, ale także przyziemnych problemów, które niosła codzienność. To pokazuje, że święci i błogosławieni to naprawdę ludzie z krwi i kości, którzy za życia borykali się z podobnymi trudnościami, jak każdy zwykły człowiek. Zresztą ci, którzy osobiście znali Matkę Czacką, relacjonowali, że ona twardo stąpała po ziemi. Zawsze w pierwszej kolejności pytała innych o ich najprostsze potrzeby: o to, czy zjedli posiłek, czy się wyspali, czy czegoś im brak. A zatem duchowość była obecna i ważna, ale w tym wszystkim liczył się także człowiek i jego zwykłe sprawy.
– Opowiada Siostra o codzienności, którą w Laskach przyszło dzielić ks. Wyszyńskiemu i Matce Czackiej. Czy zachowały się świadectwa na temat tego, jakie mieli temperamenty, jak się dogadywali?
– Trzeba pamiętać, że była między nimi spora różnica wieku – Matka Czacka była starsza od ks. Wyszyńskiego o 25 lat. Łączyła ich więc relacja, którą określiłabym mianem matczyno-synowskiej. Ksiądz Wyszyński z wielkim szacunkiem zwracał się do Matki, ale równocześnie z zachowaniem własnej osobowości, tożsamości, temperamentu. Wiedział kim jest i znał swoją wartość. Podobnie Matka – zawsze miała ogromny szacunek do kapłanów (i kapłaństwa) i nigdy nie pozwoliłaby sobie na potraktowanie ks. Wyszyńskiego z lekceważeniem. Z drugiej strony potrafiła odważnie wypowiedzieć swoje zdanie i być stanowcza. Pięknym świadectwem tej ich zażyłej, a jednocześnie pełnej szacunku relacji, są listy, które pisali do siebie w latach 1938-1952. Nie brakuje w nich sformułowań takich jak: „Czcigodna Matko i dobra Matko”, „Ręce Jego Ekscelencji całuję z największą czcią, proszę o pasterskie błogosławieństwo” itd. Te listy są też świadectwem tego, co dla tych ludzi było ważne. W każdym liście widać ich wzajemną troskę o siebie, ale także o innych. Myślę, że dogadywali się bardzo dobrze właśnie dlatego, że w tych trudnych czasach potrafili być razem dla innych. I to jest ważna wskazówka również dla nas – być razem, działać razem dla Boga i dla innych. Co do samych ich temperamentów, to swoim życiem oboje pokazali, że nie nasze charaktery i odrębności ostatecznie decydują o tym, czy się dogadamy, czy nie, ale nasze serca – to co jest w nas szlachetnego i pięknego. Ksiądz Wyszyński i Matka Czacka wiedzieli, że czasem należy ustąpić, a innym razem twardo trzymać się swojego zdania. Dochodzili do porozumienia, bo oboje byli ludźmi szlachetnymi szukającymi wspólnego dobra.
– Przychodzi mi do głowy pewna historia z ich życia, która jest pięknym zobrazowaniem tego, o czym Siostra mówi. Mam na myśli historię związaną z laskowskim szpitalem w czasie wojny.
– Tak. Sprawa szpitala w Laskach była kwestią, w której ks. Wyszyński i Matka Czacka mieli odmienne zdania. Ksiądz Wyszyński uważał, że wystarczy, jeśli w szpitalu będą leczeni chorzy i zaopatrywani ranni. Matka Czacka zgodziła się, aby – mimo wielkiego zagrożenia ze strony Niemców – w szpitalu mieścił się również sztab dowodzenia grupą AK „Kampinos” oraz punkt spotkań łączniczek. Ponadto przyjmowała w Laskach ludzi, którzy uciekali z Warszawy – głodnych, nieodpowiednio ubranych. Dzieliła się z nimi wszystkim, co tylko było w zakonnych magazynach. Twierdziła, że w ten sposób należy służyć Ojczyźnie. Sam Prymas mówił potem, że właśnie wówczas zobaczył w Matce Czackiej niewiastę mężną – kobietę, która nie boi się przeciwności, trudnych wyzwań, gotową wiele zaryzykować dla słusznej sprawy. Warto wspomnieć, że w 1939 roku dorobek Matki Czackiej aż w 75% został zniszczony. Istniało bardzo realne zagrożenie, że może nadejść kolejna fala zniszczeń ze strony okupanta. To jednak nie spowodowało, że Matka Czacka wycofała się, stchórzyła. Wręcz przeciwnie – wraz z innymi siostrami i niewidomymi podjęła trudne wyzwanie, nie cofając się przed tym, co wymagające i niebezpieczne.
– Matka Czacka miała w sobie niezwykłą zdolność podejmowania wszystkiego, co niosło życie. Uczyła tego również innych.
– Tak, uczyła tego siostry, swoich niewidomych podopiecznych i… ks. Wyszyńskiego. Jestem przekonana, że Matka Czacka miała wielki wpływ na to, że ks. Wyszyński będąc w Laskach, angażował się we wszystko – zarówno w codzienne obowiązki jak np. noszenie wody, wypiek chleba czy służba chorym w szpitalu, ale także miał czas na modlitwę, indywidualne rozmowy i lekcje z niewidomymi czy konferencję duchową dla sióstr. Można powiedzieć, że w pewnym sensie dał się poprowadzić Matce Czackiej. Ona swoim stylem życia w Laskach pokazała mu, co to znaczy żyć w pełni – służyć Bogu, drugiemu człowiekowi, Kościołowi i Ojczyźnie. Myślę, że w tym, iż ks. Wyszyński pozwolił sobą w jakimś sensie pokierować, objawia się jego wielki geniusz. Zawsze był wątłego zdrowia i słabej kondycji, a jednak mimo to, nigdy od niczego się nie uchylał, słuchając przy tym rad i wskazówek innych. Współczesny człowiek stawia raczej na niezależność, samowystarczalność i niechętnie słucha czyichś podpowiedzi. Tymczasem ks. Wyszyński pokazuje swoją postawą, że warto czasem dać się poprowadzić komuś innemu, zaufać.
– Czy zatem można powiedzieć, że to w Laskach ks. Wyszyński uczył się życia?
– On sam pokornie mówił, że będąc w Laskach mógł się wiele nauczyć, ale niewiele potrafił wtedy skorzystać. Był przyzwyczajony do chodzenia utartymi ścieżkami, a w Laskach idzie się na przełaj. I dosłownie i w przenośni. On – z wykształcenia dydaktyk, teolog – nauczony był pewnego uporządkowanego trybu życia i dlatego czasami trudno było mu przyjąć spontaniczność Lasek. Ta spontaniczność nie była absolutnie chaosem. Była raczej szybką reakcją i odpowiedzią na aktualne potrzeby. I to na pewno nie było dla niego łatwe. Ksiądz Wyszyński wielokrotnie – już jako biskup i prymas – podkreślał, że pobyt w Laskach najbardziej wpłynął na jego duchowość. To tam utwierdzał się w przekonaniu, że to Bóg jest najważniejszy oraz że właściwie przyjęte i przeżyte cierpienie jest rękojmią naszego dobrego życia. Tam nauczył się, że to, co trudne i bolesne przynosi dobre owoce, bo to są owoce, które rodzi Bóg, a nie tylko nasza ludzka działalność.
– A co Dzieło Lasek zawdzięcza ks. Wyszyńskiemu?
– Ksiądz Wyszyński był dla Dzieła Lasek wielkim oparciem we wszystkich trudnych sprawach, których nie brakowało. Gdy w czasach komunistycznych chciano zlikwidować Laski, można było liczyć na jego pomoc. Cieszył się autorytetem i dobrze było mieć go po swojej stronie. Niewątpliwie przyczynił się także do tego, że kościół św. Marcina w Warszawie został przekazany Zgromadzeniu Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża. Kościół ten Zgromadzenie odzyskało po uwolnieniu księdza Prymasa. To ważne dla nas miejsce, bo jeszcze przed wojną przy kościele tym zrzeszeni byli niewidomi muzycy. Ksiądz Prymas uważał, że kościół ten powinien trafić w ręce naszego Zgromadzenia i służyć niewidomym w Warszawie.
– W jaki sposób – jako duchowe córki zarówno Matki Czackiej jak i ks. Wyszyńskiego – odczytują Siostry fakt, że zostali oni beatyfikowani jednego dnia? Czy dopatrujecie się w tym jakiegoś Bożego znaku?
– Kiedy ogłoszono pierwszą datę beatyfikacji Księdza Prymasa (7 czerwca 2020 r.), cieszyłyśmy się bardzo. W tej radości była też nuta smutku, bo nie było jeszcze dekretu uznającego cud za wstawiennictwem Matki Czackiej i wiedziałyśmy, że są małe szanse, aby wspólna beatyfikacja mogła dojść do skutku. Gdy jednak z powodu pandemii odwołano termin beatyfikacji Prymasa i przełożono ją na rok 2021, znów zaczęłyśmy żyć nadzieją, że być może proces Matki Czackiej zdąży się zakończyć na czas i ich wspólna beatyfikacja będzie jednak możliwa. Dzisiaj wiemy, że to stało się faktem 12 września br. Wierzymy, że Pan Bóg miał w tym swój plan. W naszym środowisku o tej podwójnej beatyfikacji mówi się: Syn poczekał na Matkę. Dla mnie osobiście wspólna beatyfikacja Księdza Prymasa i Matki Czackiej jest znakiem, że Pan Bóg chciał pokazać światu ich duchową więź i to, że możliwe jest piękne towarzyszenie sobie na drodze powołania, niezależnie od wieku. Oboje oni swoją pokorną postawą pokazali, że nie jest się mocnym samemu z siebie, ale dlatego, że się ma wokół przyjaciół, życzliwych ludzi, których można prosić o modlitwę, o wsparcie, o bliskość. Ksiądz Prymas uczy nas swoją postawą, że czasem ten pozornie silniejszy potrzebuje słabszych – chorych, niewidomych – i ich cierpienia ofiarowanego Bogu. Wielokrotnie powtarzał, że jego siła płynęła nie z niego samego, ale właśnie z Lasek, z tego, co po ludzku najsłabsze i niedołężne. Niosła go modlitwa sióstr i osób niewidomych.
– Zwraca Siostra uwagę na wątek modlitwy za kapłanów. Myślę, że to ważne przypomnienie – szczególnie na obecny, niełatwy czas.
– Tak. Wiele mówi się dzisiaj o kapłanach – niestety nie zawsze dobrze. Czasem myślę, że być może w życiu niejednego kapłana, który się pogubił, zabrakło właśnie owej dobrej matki, i to nie tylko tej w sensie biologicznym, ale takiej duchowej, która wspierałaby go modlitwą, obecnością, dobrą radą, ofiarą cierpienia. Wszystko po to, by mógł unieść tę wielką odpowiedzialność, jaką jest kapłaństwo. Matka Czacka zawsze bardzo pilnowała tego, by w Laskach modlono się za kapłanów. I jestem pewna, że gdybyśmy wszyscy bardziej wspierali kapłanów modlitwą, z pewnością byłoby im dużo łatwiej na drodze powołania.
– Doczekałyście się historycznego momentu beatyfikacji swojej Założycielki oraz Prymasa Wyszyńskiego. Jak przeżyłyście tę uroczystość?
– W tej ogromnej radości, która związana była z uroczystościami beatyfikacyjnymi, nie zabrakło również odrobiny żalu. Niestety, z powodu pandemii nie mogły przyjechać do Polski nasze współsiostry z Indii czy Afryki. Było nam smutno, że w tak ważnym dla nas dniu, nie mogłyśmy świętować razem. Towarzyszyła nam więc wielka radość zaprawiona goryczą. Ale cóż – pewnie i to Pan Bóg jakoś wykorzysta dla naszego dobra. W naszym Zgromadzeniu pozdrawiamy się przecież słowami „Przez krzyż do nieba”, więc można powiedzieć, że wszystko jest tak, jak powinno. Zanim będzie niebo, musi być najpierw jakiś krzyż. Obyśmy tylko jako Franciszkanki Służebnice Krzyża potrafiły dobrze odczytywać te Boże znaki. Wracając do samej beatyfikacji, muszę się przyznać, że od 43 lat czekałam na ten dzień, bo tyle lat jestem franciszkanką. Chociaż nie znałam Matki Czackiej, zawsze głęboko wierzyłam w jej świętość. Była i jest dla mnie osobą, która przeprowadzała mnie przez najtrudniejsze momenty mojego życia. Beatyfikacja to dla nas, sióstr, niezwykłe wydarzenie. Każda z nas wraca do źródeł swojego powołania, odnawia się w nas poczucie zakonnej tożsamości i Bożego wybrania. To piękny i ważny czas także dla całego naszego Zgromadzenia, bo na nowo sobie uświadamiamy, że każda z nas ma udział w charyzmacie Matki Czackiej i w jej dziele, jakim są Laski. To niewątpliwie czas głębokiej odnowy i przyjęcia tego, co Pan Bóg daje.
– Krótko po uroczystościach beatyfikacyjnych miały Siostry kolejną okazję do świętowania. 18 września br. w Laskach miało miejsce Święto Dziękczynienia.
– Było to dla nas ważne wydarzenie, które było dziękczynieniem za dar beatyfikacji naszej Założycielki i Księdza Prymasa. Wydarzenie to organizowane było razem z Krajowym Duszpasterstwem Osób Niewidomych i Niedowidzących. Przybyło do nas około 1500 niewidomych osób z całej Polski. Całe wydarzenie odbywało się w plenerze. Była uroczysta Msza święta pod przewodnictwem Księdza Kardynała Kazimierza Nycza, koncert uwielbienia i wiele czasu na bycie razem. Cieszymy się, że mogliśmy ten czas przeżyć w wielkiej laskowskiej rodzinie – gości, osób niewidomych, współpracowników i sióstr. Wierzę, że wydarzenia te przyniosą wiele owoców, przede wszystkim tych duchowych.
– Dziękuję Siostrze za rozmowę. Niech nowi Błogosławieni wypraszają nam wszystkim potrzebne łaski.
Zobacz całą zawartość numeru ►