W sutannie i mundurze. Niezłomni księża, którzy walczyli o niepodległość Polski
Ofiarni, odważni i niezłomni – tacy byli wojskowi duchowni. Ich obecność na froncie dodawała żołnierzom sił i potwierdzała sens walki. Z okazji Narodowego Święta Niepodległości (11 listopada) przypominamy sylwetki niezłomnych kapłanów, którzy na różnych frontach nieśli innym duchowe wsparcie.
2024-11-08
W historii Polski było wielu bohaterskich kapłanów. Pełnili posługę kapelanów, spowiadali, udzielali sakramentów rannym żołnierzom. Dawali wsparcie duchowe, a osadzeni w obozach koncentracyjnych pozostawali niezłomni w obronie nie tylko własnego honoru, ale i wartości patriotycznych. Oto sylwetki niezwykłych kapłanów, którzy w mundurach nie bali się ruszyć na front, by walczyć o niepodległość Polski.
1. Ksiądz ppłk. Józef Panaś 1887–1940
Ksiądz Panaś był duszpasterzem polskich robotników w Niemczech, działaczem "Sokoła", po wybuchu wojny w 1914 roku ani chwili nie wahał się wstąpić do Legionów Polskich. Pełnił funkcję kapelana frontowego II Brygady, a następnie został superiorem polowym Legionów. To dzięki niemu w 1916 roku Legiony odzyskały dawany kościół garnizonowy z Warszawie – katedrę polową Wojska Polskiego.
Podczas II wojny światowej w 1939 roku walczył w obronie Ojczyzny. Od 1940 roku współorganizował Związek Walki Zbrojnej pod okupacją sowiecką. Za działalność patriotyczną trafił do aresztu. Został zamordowany przez NKWD we Lwowie 4 kwietnia 1940 roku.
2. Błogosławiony ks. kmdr ppor. Władysław Migoń 1892–1942
Po otrzymaniu święceń kapłańskich ks. Migoń rozpoczął pracę duszpasterską w marynarce wojennej. Brał udział w zaślubinach Polski z morzem w 1920 roku.
W wojnie polsko-bolszewickiej walczył na froncie – za męstwo na polu bitwy został odznaczony przez Józefa Piłsudskiego Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari oraz Krzyżem Walecznych.
Do końca życia był wierny wartościom chrześcijańskim. We wrześniu 1939 roku towarzyszył polskim marynarzom obrony Wybrzeża, po kapitulacji dobrowolnie poszedł do niewoli niemieckiej. Po zorganizowanych w stalagu Rothenburg uroczystościach patriotycznych w Święto Niepodległości, wywieziono go do obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie, a następnie do Dachau – tu zmarł 15 października 1942 roku.
13 czerwca 1999 roku papież Jan Paweł II beatyfikował ks. Migonia w gronie 108 męczenników II wojny światowej.
3. Ojciec gen. bryg. Adam Studziński
„Dominikanin cichy i pokornego serca, czytający brewiarz pod ogniem nieprzyjaciela i nieustępliwie wyszukujący rannych i zabitych” – tak pisał o ojcu Studzińskim Melchior Wańkowicz. Ojciec Adam należał do 4. Pułku Pancernego, następnie pełnił posługę duszpasterską na Węgrzech, wśród internowanych Polaków. W 1941 roku wstąpił do Wojska Polskiego, brał udział w kampanii włoskiej i bitwach o Monte Casino i Bolonię. Kiedy atakowano klasztorne wzgórze, on bohatersko szedł z krzyżem w ręku przed czołgami, usuwał z drogi poległych i rannych żołnierzy.
Po powrocie do Polski pełnił posługę duszpasterską u dominikanów w Krakowie. Będąc już 80-letnim staruszkiem podjął się funkcji kapelana wojskowego na wojnie w Zatoce Perskiej.
4. Ksiądz Władysław Gurgacz 1914–1949
W Wielki Piątek 1939 roku ks. Władysław złożył uroczysty akt ofiary swojego życia za Ojczyznę. Już w czasie okupacji ukończył studia teologiczne, a następnie przyjął na Jasnej Górze święcenia kapłańskie. Cudem uniknął śmierci podczas Powstania Warszawskiego. Po zakończeniu walk poświęcił się bez reszty pracy duszpasterskiej. Zjednywał sobie nawet zaciętych antyklerykałów.
Na sprawowane przez niego msze święte przybywały tłumy wiernych, przed jego konfesjonałem stały kolejki.
Komuniści podejmowali kilka prób pozbycia się duchownego. Przeżył kilka zamachów na swoje życie. Musiał się ukrywać. Wtedy też został kapelanem Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej. Opiekował się żołnierzami, odprawiał dla nich msze święte, spowiadał. Obiecał im, że nigdy ich nie opuści. Słowa dotrzymał. Był torturowany, ale do końca pozostał niezłomny.
„Na śmierć pójdę chętnie. […] wierzę, że każda kropla krwi przelanej niewinnie obróci się wam na zgubę”. 14 września 1949 roku w krakowskim więzieniu wykonano na nim wyrok śmierci.
5. Błogosławiony kard. Stefan Wyszyński 1901–1981
W czasie Powstania Warszawskiego ks. Stefan Wyszyński był bohaterem w sutannie. Jako Radwan III – kapelan w okręgu wojskowym AK Żoliborz-Kampinos – udzielał rannym sakramentów, błogosławił ich, zbierał z pola bitwy i zanosił do szpitala. Kiedy Laski znalazły się w zasięgu działania wojsk niemieckich, ks. Stefan nie ustawał w służbie potrzebującym pomocy. „W tej walce nie jesteśmy samotni. Jest przy nas Ta, która jest Matką całego narodu ze wszystkimi jego zadaniami” – mówił w uroczystość Matki Bożej Jasnogórskiej.
Wokół Warszawy szalała śmierć, a on nie ustawał w modlitwie. – „I chociaż niekiedy artyleria grała w ciągu dnia, gdy nadchodziła szósta wieczorem, gdy odmawialiśmy tutaj różaniec, wszystko się uspokajało. Taki dziwny był harmonogram Opatrzności Bożej" – wspominał po latach.
Podczas spaceru znalazł w lesie zwęglone kartki przywiane przez wiatr ze zrujnowanej Warszawy. Na jednej z nich widniały niedopalone słowa: "Będziesz miłował”. Po powrocie oznajmił siostrom w Laskach, że wiatr nie mógł przynieść niczego droższego – „To jest apel i testament ginącego miasta” – stwierdził.
6. Ksiądz ppłk. Jan Zieja 1897–1991
W czasie wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku został kapelanem 8. Pułku Piechoty Legionów. Wygłaszał kazania do żołnierzy przepełnione duchem patriotycznym. Trafił za to do niewoli. Z końcem 1939 roku przyjechał do Lasek i został pierwszym kapelanem Zakładu dla Ociemniałych. Pod pseudonimem "Rybak" wstąpił w szeregi Armii Krajowej. W sierpniu 1942 roku objął opieką duszpasterską harcerzy z Szarych Szeregów. Odprawiał dla nich msze święte.
W czasie Powstania Warszawskiego pełnił funkcję kapelana Pułku "Baszta". Został postrzelony w nogę i trafił do szpitala, gdzie ratował chorych przed rozstrzelaniem, wstawiając się za nimi u niemieckiego oficera.
Po wojnie wrócił do pracy duszpasterskiej i społecznej Przyczynił się do powstania Komitetu Obrony Robotników 1976 roku. „Ks. Zieja, to żywy dowód na istnienie Boga” – mówili o nim jego przyjaciele z KOR-u. Przed śmiercią poprosił, aby podczas mszy świętej pogrzebowej w jego intencji była „tylko sama modlitwa za mnie i o pokój między narodami całego świata”.
Obecnie, kiedy dostrzegamy poważny kryzys służby i spadek powołań kapłańskich, potrzeba wielkiej modlitwy i ofiary cierpienia w intencji nowych powołań.