Świat istnieje dzięki miłości – Sługa Boża Maria Cristina Cella Mocellin

Wszystkie decyzje podejmowali razem. Także tę, że po wycięciu guza Maria nie podda się chemioterapii, by ich syn mógł urodzić się zdrowy. Maria Cristina Cella Mocellin zmarła kilkanaście miesięcy po narodzinach swojego syna, Riccarda. Wkrótce zostanie błogosławioną.

zdjęcie: www.mariacristinacellamocellin.it

2021-12-01

Biskup Antonio Mattiazzo, który po przeczytaniu dziennika duchowego Marii Cristiny postanowił rozpocząć jej proces beatyfikacyjny, wyznał: „Ona nie była heroską, która w granicznej sytuacji podjęła dla jednych bohaterską, a dla innych niezrozumiałą decyzję. Ona całe życie pozwalała, by to Bóg był na pierwszym miejscu. Swemu mężowi często powtarzała, że to miłość sprawia, iż świat się kręci”. Ordynariusz Padwy podkreślił, że był poruszony głębią świadectwa jej autentycznej wiary.

Jednak w rodzinie

„Łatwiej jest powiedzieć, że moja żona była święta niż to oddać w konkrecie. Gotowała, nastawiała kolejne pralki, dbała o mieszkanie. I podcierała pupy naszych dzieci, które jedno za drugim przychodziły na świat. Była uparta, więc często się kłóciliśmy, ale równie szybko godziliśmy” – tak swoją żonę wspominał Carlo Mocellin w jednym z programów włoskiej telewizji na temat świętych z sąsiedztwa. Mąż Marii Cristiny wyznał, że bardzo chciała zostać zakonnicą, na wzór tych, które w dzieciństwie spotkała w parafialnym oratorium, gdzie była mocno zaangażowana. Pochodziła z głęboko wierzącej rodziny. Kościół był jej domem. Jej mąż wspominał także, że toczyła walkę z Bogiem, pytając dlaczego – gdy ona jest pewna swej drogi zakonnej – On stawia na jej drodze człowieka, który nie jest jej obojętny i budzi szybsze bicie serca?

Poznali się w czasie wakacji, które spędzała u dziadków i była to miłość od pierwszego wejrzenia. Maria Cristina miała wówczas 16 lat, a jej przyszły mąż – 17. Był rok 1985. Niełatwo było pokonywać dzielące ich 250 kilometrów między regionami Veneto i Lombardią, w których mieszkali. Przez to ich kontakt był utrudniony. W latach 80. nie było przecież telefonów komórkowych, mediów społecznościowych i Internetu. Zachowały się natomiast listy, które do siebie pisali. W jednym z nich Maria Cristina zanotowała: „Zrozumiałam, że moje życie może być całe dla Boga również w rodzinie”.

Pierwszy krzyż

Maria, kiedy przyjmuje oświadczyny Carla, ma 17 lat. Zaledwie rok później spada na nią pierwsza niepomyślna diagnoza: mięsak złośliwy. Diagnoza nowotworu u Marii wywraca ich młodzieńczy świat do góry nogami. Ból spowodowany złośliwym mięsakiem na lewym udzie staje się coraz dotkliwszy. Maria Cristina przechodzi trzy cykle chemioterapii. Carlo, na ile tylko pozwala mu szkoła, jest u jej boku. Młodzi w tym czasie utwierdzają się w przekonaniu, że chcą przez życie iść razem. Maria w jednym z listów do Carla z tamtego okresu pisze: „Moją miłością do Ciebie i tym wielkim darem, jakim jest życie, na swój mały sposób przyczyniam się do tego, aby świat stał się lepszy. Nie sądzisz, że to niezwykłe? Gdyby nie ty i ja, którzy się kochamy, światu zabrakłoby tego czegoś, czego nikt inny oprócz nas nie mógłby dać. Zdałam sobie sprawę, że wszystko jest darem, nawet choroba, bo jak najlepiej przeżyta, może naprawdę pomóc w rozwoju. Jesteśmy obrazem największej miłości, jaką jest Bóg! I będziemy dobrymi małżonkami i rodzicami, jeśli zawsze będziemy mieli przed sobą krzyż, jako znak do naśladowania i zasadę życia”.

Dla dobra dziecka

Chorobę udaje się pokonać. Mimo długiej przerwy w nauce, dzięki swej determinacji, Maria Cristina zdaje maturę. 2 lutego 1991 r. narzeczeni zawierają przed Bogiem sakramentalne małżeństwo. Dziewięć miesięcy później na świat przychodzi ich pierwszy syn, Francesco, a po kolejnym roku córka, Lucia. Są szczęśliwi. To czas spokoju i radości dla młodej rodziny, doświadczającej silnej i niezwykle twórczej miłości. To również czas ich wzajemnego wzrastania w wierze i zażyłości z Bogiem.

„Moja żona mnie wyprzedzała, jakby wytyczała drogę i nigdy do niczego nie zmuszała, szczególnie w wierze. Była przekonana, że wiarą należy żyć, a nie tylko o niej mówić. Ona była człowiekiem modlitwy. Jeszcze jako kilkuletnia dziewczynka zaczęła prowadzić dziennik duchowy. Modliła się za mnie. W jednym z listów napisała: «boli mnie to, że nie modlimy się razem, ale ja zawsze modlę się za ciebie»” – wspomina Carlo.

Jesienią 1993 r., zaledwie kilka miesięcy po urodzeniu Lucii, Cristina zachodzi w trzecią ciążę. Niestety, początek ciąży zbiega się z nawrotem nowotworowego guza w tej samej nodze, leczonej pięć lat wcześniej. Cristiną targają sprzeczne uczucia. Z jednej strony doświadcza wielkiej radości z kolejnego dziecka, którego oczekuje, z drugiej – niepewności i lęku o to, co przyniesie przyszłość.

Nawrót raka był trudnym doświadczeniem zarówno dla Marii jak i dla Carla, ale jednocześnie czymś, co jeszcze bardziej ich do siebie zbliżyło. Wszystkie decyzje podejmowali razem. Także tę, że po wycięciu guza Maria nie podda się chemioterapii, by ich syn mógł urodzić się zdrowy. Przed śmiercią napisała list do swego synka: „Nigdy nie myśl, że jesteś na świecie przypadkiem. Ze wszystkich sił opierałam się namowom lekarzy, aż w końcu zrozumieli, że nie zmienię decyzji. Riccardo, jesteś dla nas darem. Kiedy wieczorem wracaliśmy ze szpitala po podjęciu ostatecznej decyzji, po raz pierwszy poruszyłeś się pod moim sercem. Wydawało się, że mówisz: «Dziękuję mamo, że mnie kochasz!». Jakże moglibyśmy cię nie kochać? Jesteś cenny, a kiedy patrzę na ciebie i widzę cię tak pięknym i żywotnym, myślę, że nie ma na świecie cierpienia, którego nie warto znosić dla dziecka”.

Bądź wola Twoja

Riccardo przyszedł na świat zdrowy. Maria Cristina natychmiast zaczęła chemioterapię. Było już jednak za późno. Nowotwór zdążył rozsiać się po całym organizmie, szczególnie dotkliwie atakując płuca. Kobieta bardzo cierpiała, a lekarze bezradnie rozkładali ręce. Maria Cristina liczyła na cud i nigdy nie przestała ufać Bogu. Siłę znajdowała w Eucharystii: „Ojcze, ofiaruję Ci moje serce, jako dom, w którym możesz zamieszkać. Oddaję Ci moje życie, aby wypełniła się Twoja wola. Wierzę, że Bóg nie dopuściłby do bólu, gdyby nie chciał uzyskać tajemnego i niepojętego, ale rzeczywistego dobra. Wierzę, że nic większego nie mogłam uczynić, jak powiedzieć Panu: «Bądź wola Twoja». Wierzę, że pewnego dnia zrozumiem sens mojego cierpienia i podziękuję za nie Bogu, wierzę, że bez mojego bólu znoszonego z pogodą i godnością zabrakłoby czegoś w harmonii wszechświata” – zanotowała w swoim dzienniku. Maria Cristina odeszła do Wieczności 22 października 1995 r., mając zaledwie 26 lat. Przed śmiercią umówiła się z mężem na kolejną randkę… w Niebie.

Miłość w praktyce

„Jestem wdowcem od ćwierć wieku. Strata Marii Cristiny zostawiła pustkę, której nie da się wypełnić. Brakowało mi doświadczenia wspólnego życia, wspólnego wychowywania dzieci. Życie nauczyło mnie trzymać nogi mocno na ziemi. Moja żona pokazała mi jednak czym jest prawdziwe zaufanie Bogu. Moja żona pokazała, czym jest miłość w praktyce. Nie dokonała heroicznego czynu, tylko po prostu oddała swe życie Bogu, żyła w szkole Ewangelii. Jej życie i śmierć są przesłaniem miłości, są dowodem na to, że ufając Bogu, świętość jest dla nas na wyciągnięcie ręki” – wspomina dzisiaj Carlo.

8 listopada 2008 r. biskup Padwy, Antonio Mattiazzo, rozpoczął proces beatyfikacyjny Marii Cristiny, którego etap diecezjalny zakończył się 18 maja  2012 r. Kongregacja ds. Kanonizacyjnych wydała pozytywną opinię, podporządkowując się decyzji Ojca świętego, który 30 sierpnia br. uznał heroiczność jej cnót.

Owa heroiczność cnót to owoc życia przeżywanego w każdym momencie w nadzwyczajny sposób, co łączyło się ze świadectwem wiary chrześcijańskiej aż do złożenia ofiary z siebie, by mogło się zrodzić nowe życie. Przyjaciele z noszącej imię Marii Cristiny fundacji – która pomaga kobietom w ciężkiej sytuacji – podkreślają, że ona uczyła ich, że gdy się żyje Ewangelią, nic nie jest niemożliwe. „Była normalną żoną i matką, jakich wiele jest w naszych parafiach. Jej normalność stała się czytelnym świadectwem” – przekonuje ks. Massimo Valente, proboszcz parafii, gdzie została pochowana. Wyznaje, że na jej grób wciąż przychodzą ludzie, głównie młodzi. W przechowywanej w kościele księdze dzielą się doświadczeniem kontaktu z Marią Cristiną. Ktoś napisał: „Jej życie jest fascynujące, ponieważ zupełnie normalne. Pełne wątpliwości i poszukiwań charakterystycznych dla młodych ludzi. Cristina pociąga, bo była całkiem normalna, a jednak niezwykła. Była kobietą o ogromnym sercu, potrafiącą do końca zaufać Bogu i ofiarować Mu całe swoje życie i cierpienie. Jej świętość jest bliska zwyczajnym ludziom”.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, Cogiel Renata Katarzyna, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2021nr12, Z cyklu:, Nasi Orędownicy

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024