Pełnosprawne pasje

Zofia Fick opowiada o swojej miłości do rękodzieła oraz o tym, że niepełnosprawność nie jest dla niej przeszkodą w rozwijaniu pasji i zainteresowań.

Technika quillingu jest bardzo wymagająca, z uwagi na pracę z małymi elementami. Pani Zofia mimo niepełnosprawności potrafi z precyzją wykonać mistrerne projekty. Niektóre z papierowych elementów, które trzeba połączyć w całość, mają zaledwie kilka milimetrów.

zdjęcie: archiwum prywatne

2022-01-04

Redakcja: – Jesteś osobą niepełnosprawną od urodzenia?

Zofia Fick: – Tak, urodziłam się z dziecięcym porażeniem mózgowym. Gdy byłam w łonie mamy, mój mózg nie był odpowiednio dotleniony, a przy narodzinach pojawiły się jeszcze inne komplikacje. W konsekwencji doszło do wielu groźnych powikłań neurologicznych, w wyniku których mam niedowład kończyn, zaburzenia mowy i padaczkę. Intelektualnie rozwijałam się prawidłowo, choć z powodu moich fizycznych ograniczeń miałam pewne trudności w nauce, bo zawsze byłam wolniejsza niż moi rówieśnicy. Do dzisiaj bywa, że mam kłopoty z koncentracją lub rozumieniem złożonych poleceń. Ogólnie dobrze radzę sobie ze wszystkimi intelektualnymi wyzwaniami, ale zajmuje mi to dużo więcej czasu.

– Niepełnosprawność nie przeszkodziła Ci jednak w rozwijaniu Twoich pasji. Opowiedz o nich, proszę.

– Mam wiele zainteresowań, ale moją największą pasją jest szeroko rozumiane rękodzieło. Dla przykładu mogę wymienić: haft krzyżykowy i cieniowany, decupage, quilling, robienie na drutach, szydełkowanie czy wyrób biżuterii. Sezonowo wykonuję kartki świąteczne albo zaproszenia na ślub. Czasem realizuję także indywidualne zamówienia na exploding boxy i personalizowane albumy.

– Sporo tego. A którą z tych wymienionych technik lubisz najbardziej?

– Moje artystyczne upodobania zmieniają się co jakiś czas. Raz na topie jest biżuteria, innym razem haftowanie. Obecnie najwięcej czasu i uwagi poświęcam quillingowi. Ta technika od kilku miesięcy wciągnęła mnie na dobre i każdą wolną chwilę poświęcam właśnie jej.

– Czym jest quilling?

– Quilling (z języka angielskiego: „nawijać na pióro lub rurkę”) to technika z rodzaju papieroplastyki. Polega ona na zwijaniu wąskich pasków papieru (3-10 mm), ich odpowiednim formowaniu i łączeniu. Do zwijania papierowych pasków służą specjalne nawijaki i igły. Zwinięte elementy można formować, by uzyskać wymagany zewnętrzny kształt. Łącząc poszczególne fragmenty, otrzymuje się płaską bądź przestrzenną pracę.

– Quilling to czasochłonne zajęcie?

– Nawet bardzo, a w moim przypadku trwa to jeszcze dłużej. Dzieje się tak dlatego, że moje dłonie nie są tak sprawne, jak u zdrowych osób, a quilling to technika wymagająca dużej precyzji.  W tworzeniu tą metodą dopasowuje się małe elementy, co wymaga sprawnego uchwytu i dokładności. Jak już wspomniałam, mam niedowład kończyn, a ponadto cierpię na przykurcze. To sprawia, że trudno utrzymać mi w dłoniach małe przedmioty (np. igłę, wąski pasek papieru) i sprawnie nimi operować. Czasem  zamierzony efekt udaje się osiągnąć dopiero po kilkunastu lub kilkudziesięciu próbach. Często zdarza się też, że przez moją niezręczność popsuję jakiś gotowy już projekt, nad którym pracowałam kilka dni. Wystarczy jeden niekontrolowany skurcz ręki, by uszkodzić misternie sklejoną konstrukcję lub zagnieść papier nie tam, gdzie trzeba. Wtedy całą pracę muszę zaczynać od nowa.

– Nie zniechęcają Cię takie „wypadki przy pracy”? To musi być frustrujące doświadczenie, gdy zupełnie przypadkiem niszczysz swoją kilkudniową pracę i uświadamiasz sobie, że cały włożony w to wysiłek poszedł na marne.

– Z jednej strony – rzeczywiście – to dosyć trudne przeżycie, bo chyba nikt nie lubi, gdy coś, nad czym pracował, zostaje zniszczone. Ale z drugiej strony takie doświadczenia mogą być źródłem czegoś dobrego. Uczą na przykład cierpliwości i nieprzywiązywania się do przedmiotów. Pomagają też w osiągnięciu zdrowego dystansu do owoców swojej pracy. Oczywiście, nie jestem zadowolona, gdy coś zepsuję, ale po wielu takich „przygodach” nauczyłam się już reagować na to z większym spokojem.

– Rękodzieło, którym się pasjonujesz, jest dla Ciebie jednocześnie jakąś formą rehabilitacji?

– Tak, moja rękodzielnicza działalność pomaga mi łączyć przyjemne z pożytecznym. Od dziecka uczę swoje dłonie sprawności. Mozolnie, dzień po dniu. Myślę, że gdyby nie to, że ciągle zmuszam moje ręce do wykonywania precyzyjnych ruchów, byłabym dzisiaj o wiele mniej sprawna. Od urodzenia mam tzw. małpi chwyt. Oznacza to, że chwytam przedmioty głównie w ruchu poziomym, z płasko ułożoną dłonią. Ale dzięki rękodziełu udało mi się przez lata na tyle zrehabilitować moje ręce, że potrafią udźwignąć większy ciężar i mogą wykonywać bardziej skomplikowane ruchy. Kilku moich znajomych z dziecięcym porażeniem mózgowym, którzy nie mają okazji ćwiczyć swoich dłoni tak jak ja, jest o wiele mniej sprawnych i mobilnych ode mnie.

– Gdy patrzę na wykonane przez Ciebie prace, nie umiem się nadziwić, jak to możliwe, że spod rąk, które nie są przecież w pełni sprawne, wychodzą takie cudeńka. Masz prawdziwy talent!

– Dziękuję, choć więcej w tym jest ciężkiej pracy aniżeli talentu. Mówiąc obrazowo: pot, krew i łzy. Naprawdę wkładam w to bardzo wiele wysiłku i czasem mam ochotę się poddać. Ale w chwilach kryzysu zawsze przypominam sobie, jak dużo już osiągnęłam i jak ogromną daje mi to satysfakcję. Ja to po prostu lubię. Poza tym cieszę się, gdy moimi pracami mogę kogoś obdarować, sprawiając mu przyjemność. Dzięki temu czuję się potrzebna i twórcza.

– Każdy człowiek – pełnosprawny czy niepełnosprawny – chce czuć się potrzebny, doceniony. To całkowicie naturalne.

– Myślę, że dotyczy to szczególnie osób z niepełnosprawnościami. One często nie są w stanie wykazać się osiągnięciami w dziedzinach dostępnych ludziom zdrowym i muszą szukać innych sposobów, by pokazać światu, że też wiele potrafią. Dla mnie największą nagrodą za wysiłek włożony w jakiś projekt jest to, gdy ktoś wyeksponuje moją pracę w swoim domu, na widocznym miejscu – powiesi na ścianie albo postawi na półce. Czuję wtedy dumę i wielką radość. Kiedyś wykonałam techniką haftu cieniowanego duży obraz przedstawiający Świętą Rodzinę. Podarowałam go moim bliskim znajomym z okazji ślubu. Jakież było moje zaskoczenie, gdy któregoś dnia zobaczyłam tę pracę powieszoną w centralnym miejscu ich domu. Powiedzieli mi, że obraz został poświęcony, a oni często gromadzą się przed nim, by wspólnie się modlić. To było dla mnie niesamowite i wzruszające przeżycie. Wówczas poczułam się w pełni doceniona i zrozumiałam, że to, co robię ma dla kogoś wartość.

– Skąd czerpiesz pomysły na kolejne projekty?

– Część pomysłów czerpię z wyobraźni. Najpierw więc praca powstaje w mojej głowie, a dopiero potem w naturze. Inspiruję się także dziełami sztuki i grafiką, które odnajduję w Internecie. Mam ponadto kontakt z różnymi osobami, niepełnosprawnymi i zdrowymi, które, podobnie jak ja, swój wolny czas poświęcają rękodziełu. Przy dzisiejszej dostępności mediów społecznościowych, możliwości dzielenia się pomysłami z innymi twórcami są praktycznie nieograniczone. Wirtualnie odwiedzam grupy hobbistyczne oraz strony internetowe, na których mogę znaleźć ciekawe inspiracje dla swoich kolejnych projektów. To niesamowite, jakie w ludziach drzemią pokłady kreatywności i twórczej inwencji! Chętnie też udostępniam innym własne prace i dzielę się zdobytym przez lata rękodzielniczym doświadczeniem. Bo pasje nie znają podziałów. Wszystkie pasje i talenty są pełnosprawne i w cudowny sposób potrafią łączyć ludzi.

– Wspomniałaś na początku, że swoje prace wykonujesz wieloma technikami. Która jest dla Ciebie najtrudniejsza?

– Najtrudniej jest mi wykorzystywać techniki, w których operuje się igłą (np. haft). Igła nie dosyć, że jest maleńka, to jeszcze można się nią boleśnie pokłuć. Stosuję specjalne ochraniacze na palce, ale nie jest to zbyt wygodne. Haft interesował mnie od dzieciństwa. Musiało jednak upłynąć sporo czasu, zanim nauczyłam się w odpowiedni sposób trzymać igłę między palcami. Stąd, tą techniką pracuję dopiero od kilku lat. Oprócz haftu, dosyć trudnymi technikami są wspomniany już quilling oraz robienie biżuterii. Jeśli chodzi o biżuterię, to zrobienie na przykład drewnianego wisiorka na rzemyku nie stanowi większego problemu, natomiast wykonanie wkręcanych kolczyków jest już dla mnie nie lada wyzwaniem. Do ich wyrobu muszę bowiem używać specjalnych maleńkich kombinerek, by w odpowiedni sposób uformować delikatny drucik, stanowiący bazę kolczyka. Ponadto kolczyki ozdabia się bardzo drobnymi elementami – koralikami, perełkami czy kamyczkami – które należy przyklejać we właściwe miejsce przy pomocy pęsety. Jako ciekawostkę wspomnę, że właściwego używania (trzymania) pęsety i operowania nią uczyłam się prawie miesiąc. Z nauką tego wszystkiego nie było łatwo, ale z pewnością było warto!

– Twoje artystyczne wyroby nie są na sprzedaż. Zwykle obdzielasz nimi innych.

– Tak. Większość z moich prac znalazło nowych właścicieli. Jak już wspomniałam, obdarowywanie innych daje mi wiele radości. Zanim jednak podaruję komuś którąś z prac, najpierw fotografuję ją, dodaję krótki opis i kataloguję na pamiątkę. Chcę, by po każdej z nich został jakiś mały ślad. Ponadto dzięki temu, że nie sprzedaję swoich wyrobów tylko daję je w prezencie, uczę się odróżniać cenę od wartości. Nie potrafiłabym chyba wycenić żadnej z prac. Bo czy da się wycenić długie godziny spędzone na nauce trzymania igły albo łzy bezradności, gdy coś nie udaje mi się kolejny raz? Albo czy można podać cenę radosnej chwili, w której pierwszy raz udało mi się wykonać na hafcie trudny ścieg gobelinowy lub gdy mimo bólu rąk zdołałam przygotować prezent na konkretną datę? Prawdziwą wartość swoich prac znam tylko ja, bo w każdą z nich wkładam serce, zaangażowanie, radość, wysiłek. Kiedy którąś z nich daję w prezencie, wiem, że nie daję byle czego, ale daję coś z głębi serca, od siebie. To wspaniałe uczucie i wielka satysfakcja.

– Jestem pewna, że osoby przez Ciebie obdarowane czują, iż nie dostają w prezencie tylko jakiegoś produktu, ale dużo więcej. Dajesz im cząstkę siebie. Czy jest coś, czego w dziedzinie Twojego rękodzieła mogłabym Ci życzyć?

– Marzę o wykonaniu pewnego hafciarskiego projektu. Póki co kompletuję materiały i narzędzia do jego wykonania. Przygotowuję się do tego już od dwóch lat, bo to dosyć kosztowne przedsięwzięcie. Haft będzie przedstawiał zachód słońca nad brzegiem morza. Wymiary pracy to 150x100 cm. Mam nadzieję, że już wkrótce będę mogła rozpocząć pracę nad nim. Nie mogę się doczekać!

– Życzę Ci więc, abyś jak najprędzej mogła zrealizować swoje kolejne artystyczne marzenie i nigdy nie przestała cieszyć się tym, co tworzysz.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, Cogiel Renata Katarzyna, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2021nr12, Z cyklu:, W cztery oczy

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024