Nadzieja przeciw rozpaczy
Nadzieja, rozumiana w sensie religijnym, jest – obok wiary i miłości – podstawowym darem Bożym otrzymanym w zaczątkowej postaci w sakramencie chrztu świętego. Dzięki temu darowi człowiek może pozytywnie spojrzeć nie tylko w przyszłość doczesną, ale także w przyszłość sięgającą poza śmierć.
2022-02-01
Mówiąc o depresji jako o stanie emocjonalno-psychicznym i jednostce chorobowej, nie sposób nie zatrzymać się nad tym, co nazywamy rozpaczą.
Człowiek to nie tylko psychika
Człowiek jako jedność cielesno-psychiczno-duchowa może przeżywać depresję, która zasadniczo objawia się w jego psychice, ale która może też rzutować na jego cielesność i występować na przykład w postaci braku sił fizycznych oraz bezsenności. Jednak ten sam człowiek może doświadczać rozpaczy, która zasadniczo dotyczy sfery jego ducha, ale może także dotykać jego psychiki. Przypomnijmy: podstawowymi przejawami duchowości są ludzka świadomość i związane z nią możliwości rozumowego poznawania świata, a także wolność, dzięki której funkcjonuje w człowieku wolna wola. Dzięki rozumowi i wolnej woli człowiek może przyjmować różne postawy i dokonywać świadomych wyborów. Szczególnie ważnym przejawem duchowości jest relacja człowieka do Boga. To właśnie w życiu duchowym człowieka, w jego relacji z Bogiem może zaistnieć rozpacz.
Depresja to nie grzech, rozpacz to grzech poważny
Rozpacz choć, jak wspomniano, ma swoje komponenty psychiczne, zasadniczo jednak oznacza określoną postawę duchowo-moralną i jest wręcz uznawana jako jeden z grzechów przeciw pierwszemu przykazaniu Bożemu, a dokładnie przeciw cnocie nadziei. Jeśli bowiem nadzieja to otwarcie serca na łaskę Bożą, uzdalniające do pozytywnego spojrzenia w przyszłość, związanego z możliwością osiągnięcia wiecznego zbawienia w Chrystusie, o tyle „wskutek rozpaczy – jako uczy Katechizm – człowiek przestaje oczekiwać od Boga, osobistego zbawienia, pomocy do jego osiągnięcia lub przebaczenia grzechów”. Rozpacz „sprzeciwia się dobroci Boga i Jego sprawiedliwości – gdyż Bóg jest wierny swoim obietnicom – oraz Jego miłosierdziu”.
Ten kto rozpacza, praktycznie wyraża postawę, że cel zbawienia w Bogu jest nieosiągalny, przynajmniej co do swojej osoby. Przestaje ufać, że będzie mógł dzięki łasce Bożej, przezwyciężyć wszelkie trudności. Każda rzeczywista rozpacz prowadzi do tego, że człowiek staje się duchowo stary (obumarły) i nie patrzy już więcej w przyszłość, ani też nie ma odwagi do dalszego życia.
Gdzie leży źródło rozpaczy? Czasami sądzi się, że jej przyczyną mogą stać się jakieś wielkie niepowodzenia, albo złudzenia czy rozczarowania. Jednakże same wydarzenia zewnętrzne są najczęściej tylko ciężką pokusą przeciw postawie nadziei i mogą powodować pomniejszenie fizycznych i duchowych energii człowieka. To tu może pojawić się depresja rozumiana jako stan emocjonalno-psychiczny. Sama depresja nie jest grzechem, ale może być miejscem, poprzez które może sączyć się pokusa zamknięcia się na nadzieję chrześcijańską.
Natomiast grzech rozpaczy – choć może być spowodowany jakimś nadzwyczajnym, trudnym wydarzeniem – ma najczęściej swoją dłuższą historię. Zaczyna się on stanem oziębłości duchowej, a nawet zatraceniem wiary, co objawia się w zaniedbaniach modlitwy. Często łączy się z niewłaściwym poszukiwaniem własnych upodobań, które są jakby namiastkami prawdziwego szczęścia płynącego ze zjednoczenia z Bogiem. Prędzej czy później w takiej sytuacji dochodzi do momentu, kiedy człowiek odkrywa całą pustkę życia. Zewnętrzne wydarzenia doprowadzają jedynie do ujawnienia tej pustki. Jeśli człowiek nie umie w takim stanie wrócić do Boga, popada w rozpacz. Tak więc właściwa wina w grzechu rozpaczy leży nie w ostatecznej decyzji braku zaufania względem Boga, ale w całej tej postawie życiowej pełnej namiastek, która doprowadziła do takiej sytuacji.
Konsekwencje rozpaczy są poważne. Rozpacz jako trwała i dobrowolna postawa zabija wszelkie życie duchowe. Ustaje życie w pełni ludzkie i chrześcijańskie. Następuje wegetacja. Tak jak nadzieja dodaje skrzydeł do dobrego działania i powstrzymuje od popełnienia zła, tak rozpacz jest jakby spętaniem dobrej woli, kiedy opadają wszelkie mechanizmy obronne przed złem. Ratunkiem jest nowe odkrycie wartości nadziei.
Nadzieje małe i nadzieja wielka
Krótko mówiąc, nadzieja to pozytywne spojrzenie w przyszłość. Na nadzieję można patrzeć dwojako: jako na czysto ludzką, naturalną postawę oraz jako na wielki dar Boga. Ludzka nadzieja może mieć jako cel różne dobra: zdobycie wykształcenia, założenie rodziny, życie w zdrowiu, a w kontekście choroby – rychły powrót do zdrowia, dobrą kondycję w podeszłych latach życia. To są nasze ludzkie nadzieje, które Benedykt XVI nazywa małymi nadziejami. Osiągnięcie wspomnianych celów związane jest z ludzkimi motywami, racjami, argumentami: gdy będę się pilnie uczył, zdobędę wykształcenie, gdy bardzo się postaram, założę piękną rodzinę, gdy będę prowadził zdrowy styl życia, zachowam dobrą kondycję przez wiele lat, aż do starości, gdy – jako chory – będę współpracował z dobrymi lekarzami, szybko powrócę do pełni sił. Oto uzasadnienia ludzkich nadziei. Ich wartość jest niezaprzeczalna. Warto bowiem i trzeba mieć cele w życiu, dążąc do ich realizacji poprzez rozumne zachowania i postawy. Taki dynamizm życia pozwala też przezwyciężyć niejedną życiową trudność i przeciwność losu.
Czymś innym jest jednak nadzieja rozumiana w sensie religijnym, teologicznym. Jest przede wszystkim – obok wiary i miłości – podstawowym darem Bożym otrzymanym w zaczątkowej postaci w sakramencie chrztu świętego. Dzięki temu darowi człowiek może pozytywnie spojrzeć nie tylko w przyszłość doczesną, ale także w przyszłość sięgającą poza śmierć. Nadzieje ludzkie pozostają zawsze nadziejami małymi, gdyż nie rozwiązują dramatu ludzkiej śmierci i nie przynoszą odpowiedzi na to, co będzie po niej. Nadzieja jako dar Boży przynosi odpowiedź na pytanie o wieczność. Przedmiotem tej nadziei jest zbawienie w Bogu, pełne z Nim zjednoczenie w wiecznej szczęśliwości. Dlatego Benedykt XVI nazywa ją nadzieją wielką. Podstawowym uzasadnieniem tej nadziei nie jest przede wszystkim ludzki wysiłek, ale zbawienie dokonane na krzyżu przez Jezusa Chrystusa. Spojrzenie na krzyż rodzi wielką nadzieję. Dlatego mówimy: „Ave crux, spes unica” – „Bądź pozdrowiony krzyżu, jedyna nadziejo”. Oczywiście, nie jest tak, że dar wiecznego szczęścia spada na człowieka automatycznie. Kiedyś nadzieję nazywano cnotą Boską (dziś raczej mówi się o cnocie teologalnej). Jeśli nadzieja jest Boska (teologalna), to znaczy, że jest wielkim darem Bożym, udzielonym człowiekowi w sposób całkowicie niezasłużony. Jeśli jednak nadzieja jest równocześnie cnotą, to znaczy, że pozostaje postawą człowieka, polegającą na dobrowolnym przyjęciu wielkiego daru Bożej nadziei. Dzieje się to w oparciu o argumenty rozumu oświeconego wiarą. Jeśli bowiem głęboko wierzymy, że Jezus pokonał śmierć i zmartwychwstał, rodzi się w nas głębokie przekonanie, że zjednoczenie z Chrystusem przyniesie szczęśliwą wieczność. To przekonanie wyrażamy w wyznaniu wiary, gdy mówimy: „wierzę w zmartwychwstanie ciała i żywot wieczny”. Odwrotnością cnoty nadziei jest grzech rozpaczy, czyli stopniowe, dobrowolne zamykanie się na Boski (teologalny) dar nadziei.
Nadzieja leczy depresję oraz zabezpiecza przed rozpaczą
Budowanie ludzkiej nadziei jest elementem terapii w różnych stanach depresyjnych. Chodzi mianowicie o przezwyciężanie poczucia beznadziei. A kiedy taka beznadzieja w nas powstaje? Posłużmy się pewnym schematem. Otóż, aktualną sytuację, którą w danym momencie życia przeżywamy, nazwijmy stanem A, sytuację upragnioną zaś, którą chcielibyśmy osiągnąć, nazwijmy stanem B. Poczucie beznadziei rodzi się wówczas, gdy duchowo-psychiczna odległość między stanem A i stanem B wydaje się bardzo wielka, nie do pokonania. Na przykład przeżywam ciężką, nieuleczalną chorobę (stan A), pragnę powrotu do zdrowia (stan B) i to pragnienie jawi się jako nieosiągalne i dlatego rodzą się we mnie smutek, zwątpienie, depresja.
W nawiązaniu do wyżej przestawionego schematu można wskazać cztery sposoby budowania ludzkiej nadziei. Pierwsze dwa polegają na zmniejszeniu odległości między stanem A i stanem B. Po pierwsze, dzieje się to poprzez częściowe obniżenie stanu B, a zatem pewne zmodyfikowanie oczekiwań od życia. Może ktoś marzy o kupnie bardzo nowoczesnego samochodu, na który nigdy go nie będzie stać, co rodzi w nim frustrację. Może należy więc zmienić oczekiwania i pragnąć kupna zwykłego samochodu, którym będzie można zajechać do pracy, albo zawieźć bliską osobę do lekarza. Człowiek, który uległ wypadkowi i leży w łóżku (stan A), pragnie znów być sprawnym, jak przed wypadkiem (stan B). To jednak prawdopodobnie nigdy nie nastąpi. Można natomiast pragnąć uzyskać przynajmniej częściową sprawność, która umożliwi jakąś formę niezależności. Modyfikowanie oczekiwań jest przejawem realnego spojrzenia na życie i sprawia, że przyszłe dobro jawi się jako osiągalne. Po drugie, można spróbować poprawić (choć w pewnym stopniu) aktualny stan A. Osobie nieuleczalnie chorej prawdopodobnie nie da się przywrócić zdrowia, jednak możliwe będzie przynajmniej częściowe uśmierzenie bólu. To sprawi, że w człowieka wcześniej zniechęconego znów wstępują nowe energie. Trzecim sposobem budowania ludzkiej nadziei jest wypracowanie w sobie przekonania, że przejście ze stanu A do stanu B dzieje się nieraz powoli, stopniowo, krok po kroku. Niejednokrotnie bowiem zniechęcenia życiowe rodzą się z braku cierpliwości. Współczesny człowiek chciałby widzieć natychmiastowe skutki swoich działań. Bierze na przykład tabletkę przeciwbólową i oczekuje, że od razu poprawi się jego kondycja. Podobnie czasem oczekuje natychmiastowych skutków środków antydepresyjnych. Rzeczywiście, działania farmakologiczne są nieraz bardzo skuteczne. Jednak często oczekiwana poprawa zdrowia następuje po dłuższym czasie i wymaga wdrażania stopniowo określonego stylu życia (dieta, aktywność fizyczna). A do tego potrzebna jest cierpliwość i wytrwałość. Wreszcie czwartym sposobem budowania nadziei jest próba akceptacji stanu A, nie w sensie bierności i zniechęcenia, ale w sensie uznania własnych ograniczoności i słabości. Ten, kto potrafi zaakceptować na przykład swoją niepełnosprawność, jest człowiekiem bardziej pozytywnie nastawionym do życia, co daje mu więcej sił i energii do pokonywania przeciwności losu.
Te cztery sposoby budowania ludzkiej nadziei można przenieść na nadzieję teologalną. Bóg daje człowiekowi swój dar, ale człowiek czasem niewystarczająco na ten dar się otwiera. O ile zamykanie się na łaskę i miłosierdzie prowadzi do rozpaczy, o tyle większe otwarcie na Bożą łaskę umacnia teologalną cnotę nadziei. Stanem A jest aktualna sytuacja człowieka w życiu doczesnym, często naznaczona bólem i słabościami, stanem B – jest pełne zjednoczenie z Bogiem w niebie. Na czym polega obniżenie stanu B, czyli przybliżenie nieba? Na umocnieniu wiary, że Bóg z wysokiego nieba posłał na świat swojego Syna, że Bóg nie jest odległy, ale bliski człowiekowi, że Syn Boży wszedł w świat ludzkich cierpień i słabości, że niebo nie jest dalekie, ale że wraz przyjściem Syna Bożego na świat królestwo niebieskie już rozpoczęło swój wzrost. A na czym polega podwyższenie aktualnego stanu A? Na wzbudzeniu wiary, że człowiek został odkupiony Krwią Chrystusa, że otwarcie się na Niego daje człowiekowi status dziecka Bożego, że wcale nie jest się kimś przez Boga zapomnianym, ale kimś ciągle na nowo podnoszonym, ubogacanym. W otwieraniu się na Boży dar nadziei potrzebna jest też postawa cierpliwości i wytrwałości, wyrażająca się w regularnej modlitwie, przyjmowaniu sakramentów świętych i w wypełnianiu swoich życiowych obowiązków, krok po kroku. Zdobywanie chwały nieba nigdy nie oznaczało w chrześcijaństwie postawy bezczynności i lenistwa duchowego. I wreszcie: nadzieja chrześcijańska objawi moc, gdy człowiek zaakceptuje swoją ograniczoność i uzna prawdę, że ostateczne zbawienie jest tylko w Bogu. Paradoksalnie – frustracje, lęki i rozpacz będą się potęgować wtedy, gdy człowiek będzie sądził, że własnymi siłami zbawi siebie samego. Akceptacja stanu A to uznanie własnej skończoności i grzeszności oraz szerokie otwarcie swojego serca na zbawienie, które daje Bóg.
Św. Paweł – apostoł nadziei
Bardzo dużo o chrześcijańskiej nadziei pisał św. Paweł. Przywołajmy na koniec rozważań o nadziei tylko jedną jego myśl: „Chlubimy się także z ucisków, wiedząc, że ucisk wyrabia wytrwałość, a wytrwałość wypróbowaną cnotę, wypróbowana cnota zaś – nadzieję. A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5, 3-5). Tekst ten wyraźnie wskazuje na nadzieję – i jako dar i jako wypracowaną przez człowieka postawę, rezultat wytrwałości.
Zobacz wszystkie teksty numeru ►