Szkoda życia na depresję
Rozmowa z psychiatrą, dr. hab. Wiktorem Dróżdżem, profesorem Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
2022-02-01
Ks. Wojciech Bartoszek: – Depresja jako choroba znana jest od dawna. Ludzie chorowali na nią w przeszłości, chorują również dzisiaj. Wydaje się jednak, że trwający czas epidemii przyczynił się do nasilenia tej choroby, do wzrostu liczby jej przypadków. Proszę przybliżyć Czytelnikom, czym jest depresja i jak można ją rozpoznać?
prof. Wiktor Dróżdż: – Rzeczywiście, problem depresji jako choroby towarzyszy ludzkości od jej zarania. Depresja jest znana i opisywana właściwie odkąd tylko człowiek prowadzi działalność, którą można określić mianem medycznej. To prawda, że czas pandemii jakby zwielokrotnił liczbę przypadków tej choroby lub przyczynił się do nasilenia jej objawów u części osób. Należy pamiętać, że depresja to choroba, która rozpoznawana jest wyłącznie w oparciu o kryteria kliniczne, objawowe. Do dzisiaj nie ma badań laboratoryjnych, obrazowych, czy jakichkolwiek obiektywizujących to rozpoznanie. Kiedy mówimy o depresji jako chorobie, nie mamy na myśli banalnego, przejściowego obniżenia nastroju, smutku czy chwilowej chandry. Mówimy o złym samopoczuciu psychicznym, które utrzymuje się długo – wiele tygodni, miesięcy, a nawet lat. Choroba ta wiąże się ponadto z licznymi zmianami o charakterze wręcz biologicznym, które zachodzą w organizmie. Są to zmiany wielokierunkowe dotyczące zarówno mózgu, jak i układu hormonalnego czy odpornościowego.
Depresja to choroba, która zmienia funkcjonowanie całego organizmu w sposób wyraźny i głęboki, rodzi poważne konsekwencje, a co za tym idzie – powinna być starannie leczona. Z depresją trudno poradzić sobie przy pomocy li tylko oddziaływań psychoterapeutycznych czy duchowych. U wielu pacjentów niezbędne są leki przeciwdepresyjne stosowane pod nadzorem lekarza podstawowej opieki zdrowotnej lub lekarza psychiatry.
– Mówi Pan profesor o farmakologicznym leczeniu depresji. A można wyleczyć się z tej choroby bez stosowania farmakologii?
– Można, o ile jest to tzw. depresja łagodna, czyli depresja z niezbyt nasilonymi objawami, nie trwająca długo. W takim przypadku jedną z rekomendowanych metod leczenia jest psychoterapia, która może okazać się wystarczająca, zwłaszcza tzw. psychoterapia poznawczo-behawioralna. W łagodnym przebiegu depresji może pomagać także leczenie quasi farmakologiczne np. preparaty z dziurawca. U niektórych osób, zwłaszcza o tej porze roku, skuteczną terapią niefarmakologiczną może być terapia jasnym światłem. Nie zwykłym, sztucznym światłem, tylko światłem specjalnym, o bardzo dużej jasności. Terapia takimi lampami jest powszechnie stosowaną metodą leczenia tzw. depresji zimowej np. w krajach skandynawskich. Również w Polsce są pacjenci, którzy z takiej metody leczenia niefarmakologicznego korzystają z powodzeniem.
– Wizyta u lekarza psychiatry wciąż jest postrzegana w społeczeństwie jako coś wstydliwego. W przypadku depresji pomoc specjalisty może okazać się jednak koniecznością. Kiedy należy udać się do lekarza, by prosić go o pomoc?
– Trzeba sobie uświadomić, że depresja jest zjawiskiem niezwykle częstym. To jeden z najczęściej występujących problemów medycznych na świecie, nie tylko w Polsce. Częstość występowania depresji jest porównywalna z częstością rozpowszechnienia nadciśnienia tętniczego. Ponieważ jest to bardzo powszechna dolegliwość, nie wszyscy pacjenci mają szansę dostać się do psychiatry, bo lekarzy tej specjalności jest za mało. W łagodniejszych przebiegach depresji może wystarczyć pomoc lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. Potrafi on rozpoznać i leczyć mniej skomplikowane odmiany depresji i jest lekarzem najbardziej dostępnym. Natomiast na pewno do psychiatry powinny trafiać osoby, które cierpią na poważniejsze, nasilone objawy depresji, u których wiąże się to z niemożnością funkcjonowania i udźwignięcia codziennych obowiązków, pracy zawodowej. Takie osoby absolutnie powinny poszukiwać pomocy psychiatry. Kiedy zacząć podejrzewać u siebie depresję i jej znaczące objawy? Trzeba zwrócić uwagę na trzy kluczowe zjawiska utrzymujące się przynajmniej przez dwa tygodnie. Po pierwsze: przygnębienie, smutek, żal, poczucie rozgoryczenia, niezadowolenia. Po drugie: niezdolność cieszenia się z życia jako takiego, z prostych, zwyczajnych wydarzeń, brak poczucia satysfakcji, szczęścia. I wreszcie po trzecie: wyraźny spadek energii, problemy z mobilizacją do codziennego funkcjonowania, stałe zmęczenie, zniechęcenie, konieczność zmuszania się do wszelkich aktywności. Dwa z takich objawów, utrzymujące się stale, dłużej niż dwa tygodnie, powinny nasunąć skojarzenia z depresją. Jeżeli przy tym pojawiają się myśli rezygnacyjne i silne poczucie, że życie jest bezcelowe, to to już jest sygnał bardzo poważny i takie myśli, skojarzenia powinny skłaniać każdego do poszukiwania pomocy u psychiatry. Naprawdę szkoda marnować życie na cierpienia związane z depresją. W XXI wieku dysponujemy dobrymi strategiami – i farmakologicznymi i niefarmakologicznymi – radzenia sobie z tym bardzo powszechnym problemem.
– A myśli samobójcze?
– Takie myśli wskazują na bardzo nasiloną depresję i wówczas konieczne jest leczenie farmakologiczne, a także podjęcie psychoterapii. Takich sytuacji nie wolno lekceważyć, bo myśli samobójcze mogą w bardzo krótkim czasie doprowadzić do zamachu samobójczego. W tym miejscu warto podkreślić, że od myśli samobójczych nie są wolne również dzieci i młodzież. W ich przypadku od myśli samobójczych do czynu może upłynąć zaledwie kilka lub kilkanaście dni. Dlatego takich sygnałów ze strony ludzi młodych nigdy nie wolno lekceważyć. Obserwuje się także radykalny wzrost tendencji samobójczych w najstarszej grupie wiekowej, czyli u osób powyżej 65. roku życia. U nich te procesy nie przebiegają tak szybko i dramatycznie, ale też wiele osób prowadzą na skraj życia i śmierci.
– Czy depresja jest w jakiś sposób zależna od poziomu inteligencji człowieka, stopnia wykształcenia?
– Wydaje się, że poziom wykształcenia ma raczej znaczenie ochronne, ale może to wynikać z tego, że osoby lepiej funkcjonujące poznawczo, potrafią też łatwiej poszukiwać pomocy, są może bardziej operatywne, bardziej świadome, że taki problem należy leczyć.
– Jak długo może trwać ta choroba i czy można całkowicie się z niej wyleczyć?
– Depresja może trwać nawet latami i niestety zdarzają się osoby, które z chroniczną postacią tej choroby funkcjonują nawet dłużej niż 5 lat. Problem polega na tym, że człowiek przeżywający depresję nie do końca dobrze ją identyfikuje. Przyzwyczaja się do takiego stanu, do takiego spojrzenia na świat i na siebie. Trudno mu ocenić swoją sytuację z boku i stwierdzić, że jest to stan dalece nieprawidłowy. Bywa, że epizod depresji mija samoistnie np. wiosną czy latem, kiedy generalnie czujemy się lepiej, kiedy jest więcej słońca, okazji do spotkań towarzyskich, ale kolejnej jesieni czy zimy niestety znów może wracać. We wstępnym uchwyceniu jakichś niepokojących objawów ważną rolę może odegrać najbliższe otoczenie chorego. Rodzina, przyjaciele czy lekarz rodzinny mogą zwrócić uwagę na to, że dzieje się coś niepokojącego. Informacja zwrotna z otoczenia bywa bardzo pomocna, bo osoba cierpiąca na depresję może w ogóle nie zdawać sobie sprawy z tego, że jest chora.
– Czytelnikami „Apostolstwa Chorych” są w większości osoby starsze. Czy w tym wieku można mówić o depresji jako synonimie stanu otępiennego?
– Istnieje u starszych osób taka postać depresji, którą nazywamy rzekomo-otępienną. Jeżeli tzw. proces otępienny narasta w okresie kilku lub kilkunastu tygodni, to z bardzo dużym prawdopodobieństwem jest to depresja. Zatem prawdą jest, że u osób starszych epizod depresji może manifestować się w sposób niezwykle przypominający gwałtownie rozwijające się otępienie. Mamy wówczas do czynienia ze spadkiem sprawności pamięci, spadkiem zdolności funkcjonowania, rozwijaniem się niesamodzielności. Taka osoba sprawia wrażenie niezaradnej czy nawet wręcz bezradnej. Jeśli u takich chorych włącza się leki przeciwdepresyjne, zwykle objawy szybko ustępują, bo faktycznie były związane z depresją, a nie postępującym procesem otępiennym. Należy pamiętać, że depresja zarówno u osób młodych, jak i starszych jest stanem chorobowym wiążącym się z niższym metabolizmem mózgu, który powoduje wyraźny spadek sprawności funkcji poznawczych.
– Czy relacje rodzinne, międzyludzkie odgrywają jakąś rolę w procesie leczenia depresji?
– Odpowiedź jest jednoznaczna: relacje międzyludzkie – te wartościowe i dobre – mają charakter prewencyjny. Oczywiście, nie są w stanie zapobiec rozwojowi depresji u wszystkich, ale mają ogromne znaczenie terapeutyczne. Jeśli osoba zapadająca na depresję ma problemy w relacjach z bliskimi, trudniej jej wyzdrowieć. Ogólnie można powiedzieć, że niezależnie od wieku relacje problematyczne, traumatyczne, przemocowe, są z pewnością czynnikami stresogennymi i rzutującymi na wyraźnie zwiększone ryzyko zachorowania na depresję. Zatem dobre i budujące relacje międzyludzkie mają ogromne znaczenie dla zdrowia, dla dobrego samopoczucia każdego człowieka.
– Czy istnieją kryteria medyczne, umożliwiające kapelanowi czy spowiednikowi rozeznanie sytuacji psychiczno-duchowej penitenta, które pomogłyby mu w zaproponowaniu wizyty u psychiatry?
– Myślę, że istnieją sygnały, które z pewnością powinny zaniepokoić spowiednika w kontakcie z penitentem. Są to np.: daleko idące samooskarżanie się, syndrom wypalenia, brak zaangażowania w cokolwiek, także w sprawy religijne, nadmierna skrupulatność, demonstrowanie wygórowanego poczucia winy, rozgoryczenie, poczucie odrzucenia ze strony innych ludzi i Boga. Takie postawy wskazują na to, że człowiek bardzo pesymistycznie interpretuje rzeczywistość, co może być objawem rozwijającej się depresji. Również sygnały – nawet nie wypowiedziane wprost – o myślach samobójczych są podstawą, by czym prędzej takiej osobie sugerować zgłoszenie się do psychiatry. Z pewnością warto być wyczulonym na takie sygnały, bo czujność może wręcz komuś uratować życie.
– Myślę, że ważną rolą kapłana, spowiednika jest ukazywanie właściwego obrazu Pana Boga. Patrząc na zagadnienie depresji od strony duchowej, przychodzą mi na myśl dwie postawy ewangeliczne – postawa Piotra i Judasza po zdradzie Jezusa. Zgrzeszyli tak samo, ale jeden miał dobry obraz Boga, potrafił zapłakać i wrócić do Boga, a drugi – przeciwnie – nosił w sobie niewłaściwy obraz Boga, czuł odrzucenie z Jego strony i w konsekwencji popełnił samobójstwo.
– Myślę, że doświadczenie obecności Boga miłosiernego przychodzącego do człowieka poprzez posługę kapłana, może być doświadczeniem umacniającym i ratującym człowieka z ciemnej nocy duchowej, z ciężkiej nocy depresji.
– Od strony duchowej depresja często utożsamiana jest z acedią – duchowym lenistwem, które ogarnia człowieka.
– Określenie „lenistwo” nie jest złe, choć osobiście uważam, że lepszym określeniem opisującym acedię jest pojęcie duchowego wypalenia. Jest ono bliskie temu, co spotykamy u części osób z depresją. To stan wszechogarniającej niemocy, beznadziei, demotywacji i poczucia, że ta sytuacja już nigdy się nie zmieni.
– Wielu naszych Czytelników to osoby, które opiekują się chorymi – zarówno zawodowo, jak i w rodzinie. Im szczególnie grozi niebezpieczeństwo duchowego i zawodowego wypalenia. Czy można się w jakiś sposób przed nim uchronić?
– To zagadnienie bardzo obszerne. Najkrócej można powiedzieć, że osoba pomagająca innym, powinna dbać najpierw o siebie. To najlepszy sposób zapobiegający wypaleniu. To jest taka prawidłowość dotycząca każdej akcji ratowniczej – jeżeli ratownik nie zadba o siebie, to nikogo nie uratuje. Zatem, osoba, która pomaga innym, powinna rozsądnie dbać o siebie, zachowując równowagę między życiem zawodowym i życiem pozazawodowym. Powinna zadbać o wypoczynek, właściwą ilość snu, zdrową dietę czy aktywność fizyczną. Oprócz tej równowagi między życiem zawodowym i pozazawodowym ważne są też pozytywne, dobre relacje międzyludzkie – te w rodzinie, w kręgu najbliższych przyjaciół, znajomych, we wspólnotach. Dbałość o wartościowe relacje międzyludzkie jest bardzo silnym kapitałem, zasobem terapeutycznym, z którego możemy potem korzystać i dzielić się z osobami potrzebującymi. Jeśli chcę być darem dla bliźniego, to z czegoś muszę czerpać. Szczególną uwagę chcę zwrócić na wartość aktywności ruchowej. Ma ona charakter przeciwstresowy, przeciwdepresyjny, a u starszych osób wręcz przeciwotępienny. Regularna aktywność fizyczna poza wszelką dyskusją ma ogromny pozytywny wpływ na nasze samopoczucie, zdrowie. Ruch jest niezastępowalny, i to w każdym wieku. W kwestii zapobiegania wypaleniu istotne są także cele życiowe i wartości. Warto zadać sobie pytanie: co wybieram, co jest moim skarbem, gdzie lokuję moje serce? Czy lokuję je w dobrach materialnych, czy bardziej zależy mi na tym, by być lepszym człowiekiem?
– Wchodzimy tutaj także na płaszczyznę moralną. O tym, by bardziej być niż mieć, mówił często św. Jan Paweł II.
– Tak. Warto stawiać sobie podobne pytania i określać, co w naszym życiu jest naprawdę ważne. Kwestia określonych priorytetów rodzi określone konsekwencje życiowe i funkcjonalne.
– Mówi Pan o celowości życia. Celem w Apostolstwie Chorych jest właściwe, chrześcijańskie zrozumienie cierpienia. W łączności z Chrystusem chory może odkryć wręcz powołanie do ofiarowania cierpienia w jakiejś konkretnej intencji. Z drugiej strony Apostolstwo Chorych mocno akcentuje, że ta droga nie jest cierpiętnictwem, skupieniem na sobie.
– Myślę, że osobie, która choruje na depresję może być bardzo ciężko ofiarować to cierpienie, połączyć je z cierpieniem Zbawiciela. Człowiek z depresją nie jest zdolny do tego, aby postrzegać to cierpienie jako potencjalnie konstruktywne, nawet w wymiarze duchowym. To wyróżnia depresję i cierpienie psychiczne od cierpienia fizycznego, w którym człowiek często zachowuje zdolność odniesienia go do wyższego wymiaru i wyższych wartości, nawet do ofiarowania go. U osób cierpiących na depresję jest z tym naprawdę duży problem.
– Bardzo dziękuję Panu za rozmowę i poświęcony czas.
Zobacz wszystkie teksty numeru ►