Iść „po dwóch”
Dzisiejsze słowa Ewangelii nie tylko zachęcają do jedności i wspólnoty w głoszeniu Słowa Bożego, ale także do pełnego zaangażowania duszpasterskiego.
2022-02-03
Rozważanie do fragmentu Ewangelii Mk 6, 7-13
IV tydzień zwykły
To był piękny czas – listopad 2020 roku. Razem z ks. Wojciechem Bartoszkiem, pełni emocji rozpoczynaliśmy posługę w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach, w którym został utworzony tymczasowy szpital dla chorych na COVID-19. Wiele razy wspominaliśmy wówczas, że czujemy się jak apostołowie, posłani po dwóch na oddział covidowy. Wcześniej nie za bardzo rozumiałem fragmentu dzisiejszej Ewangelii – dlaczego „po dwóch”? W seminarium duchownym, na pierwszych latach formacji, także wychodziliśmy na miasto dwójkami, co było dla nas nieco dziwne. Wtedy tłumaczono nam, że jest tak, by było bezpieczniej. Po wielu latach, w zupełnie innych okolicznościach, wróciła ta sama Ewangelia, tym razem spełniając się w naszym życiu. To tam, w MCK, dwóch kapelanów posłanych przez biskupa razem stawiało czoła trudnościom i obawom. Wspólnie ubieraliśmy kombinezony, razem patrzyliśmy na siebie czy wszystkie elementy zabezpieczenia są poprawnie założone. We dwóch planowaliśmy, ile zabieramy komunii świętej i zanurzonych wacików w oleju chorych. Relacjonowaliśmy sobie nawzajem każdy kolejny obchód wśród zakażonych. Dzieliliśmy się owocami posługi, przeżyciami, radościami, czasem smutkami, wymienialiśmy doświadczeniem. Wspólnie wpisywaliśmy pacjentów do covidowej księgi chorych. Zdarzało się nam w tej wielkiej hali szpitalnej razem spotkać przy chorym, pocieszać go, dodawać otuchy, dyskutować. Towarzyszyła nam w tym głoszeniu Ewangelii jakaś ogromna siła.
Czy dziś czasem nie przegrywamy z głoszeniem Ewangelii na wielu polach duszpasterskich właśnie dlatego, że brakuje nam głoszenia „po dwóch”? Że nie głosimy razem, że brakuje nam siły wspólnoty, autorytetu? Wysyłanie uczniów „po dwóch” zapewne ma uchronić głoszącego albo posłanego przed zniechęceniem, niebezpieczeństwem pokusy. Głoszenie zaś w dwójkę jest okazją do wspólnej modlitwy, dodawania sobie otuchy i wspierania siebie nawzajem. Pomaga dostrzegać popełniane błędy i wybierać najlepszy sposób rozwiązywania trudności.
Dzisiejsze słowa Ewangelii nie tylko zachęcają do jedności i wspólnoty w głoszeniu Słowa Bożego, ale także do pełnego zaangażowania duszpasterskiego. „Gdy do jakiego domu wejdziecie zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie”. Przyznajmy, o wiele bardziej są nam na rękę jednorazowe akcje i to najlepiej takie, gdy od razu widzimy efekty. Nie znaczy to, że są one niepotrzebne. Chodzi jednak o zachowanie proporcji! Przypomnijmy słowa świętego Pawła: „Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost. Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost – Bóg” (1 Kor 3, 6-7). Chodzi więc o ciche, pełne pokory, niewidoczne głoszenie Ewangelii, o cierpliwość i wytrwałość.
„Przykazał im, żeby nic ze sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie…”. Oddziały covidowe, sale z chorymi zakażonymi bakterią Clostridium, wirusem HCV, izolatki z pacjentami po przeszczepie – wszystkie te miejsca o szczególnym rygorze sanitarnym ogołacają kapelana z tego, co zazwyczaj niesie ze sobą. Może zabrać tylko niezbędne minimum – jedynie (i aż) słowo Boże oraz Jezusa w Najświętszym Sakramencie schowanego w sterylnym woreczku foliowym. Zamiast sutanny – kombinezon czy barierowy fartuch… Jest jeszcze jednak bardzo istotna uwaga: „Gdy do jakiego domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie”. W mojej perspektywie kapelańskiej chodzi o wejście na oddział „całym sobą”: regularny obchód chorych, pochylenie się nad każdym, nawet tym, który w pierwszej chwili odraża z powodu przykrych objawów, trudnego charakteru lub też przeklina na początku na Kościół, księży. Dotknąć jego ran, dotknąć jego ręki, zatrzymać się, zapytać i wysłuchać, pochylić nad łóżkiem, okazać trochę czułości i uwagi innej niż w czasie zwykłego obchodu chorych. Prawdziwy uczeń nie zawsze będzie podziwiany, więc czasem i ja spotykam się z odrzuceniem. A jednak posługa ta może i dziś sprawiać radość i zaskakiwać. Bo jednym z podstawowych zadań uczniów Jezusa, jest… wyrzucanie złych duchów, namaszczanie chorych olejem i uzdrawianie. Jakże bardzo jest to potrzebne dzisiaj, w dobie tak ogromnej zachorowalności z powodu koronawirusa. Tymczasem – nie czarujmy się – jest odwrotnie: pandemia bardzo ograniczyła posługę kapelanów wobec chorych. A przecież Ewangelia wyraźnie wspomina o namaszczaniu olejem w nawiązaniu do uzdrawiania. To później stało się praktyką starożytnego Kościoła, a dziś to nic innego jak sakrament namaszczenia chorych. „Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone” (Jk 5,14-15).
Panie Jezu, dziękuję Ci, że jestem kapelanem szpitalnym. Zawsze wydawało mi się, że to posługa dla tych, którzy są ostatni, nieprzydatni do niczego. Dziś pokazujesz mi, że areną, na której dokonują się prawdziwe cuda wiary, są oddziały szpitalne i łóżka chorych. Dziś kolejny raz spoglądam na moje obrazki dla chorych, których mi znowu zaczyna brakować. Patrzę na prawie już pusty pojemnik oleju chorych i cieszę się, że moje ręce zamiast perfumami są przesiąknięte zapachem oleju infirmorum, który wnika w popękaną skórę palców i dłoni z płynów dezynfekcyjnych. Przypominają mi, kim tak naprawdę jestem i dokąd mnie nieustannie posyłasz.