Boża zwyczajność
Chrystus czeka. On jest. On cię pragnie. Chce przebywać z tobą nieustannie. W monotonii twojego szarego dnia także.
2022-03-31
Rozważanie do fragmentu Ewangelii J 5, 31-47
IV tydzień Wielkiego Postu
Jezusowa dobra nowina natrafia na odrzucenie. Miejscem zderzania się Ewangelii i świata jest między innymi szpital i codzienność odwiedzin chorych. Jest to „soczewka” społeczeństwa. To tam – w salach szpitalnych – można natrafić na przeróżne obrazy: od tych budzących we mnie radość i zachwyt, do tych kierowanych zatwardziałością serca, wynikającą z braku wiary. Zastanawiam się, jak zareagowaliby chorzy, gdyby naprawdę uwierzyli w treść modlitwy przed przyjęciem Komunii świętej: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”. To słowa, u jednych budzące wzruszenie („czekaliśmy na Pana Jezusa, proszę księdza”, „myśleliśmy, że ksiądz już nie przyjdzie”); u innych politowanie lub sprzeciw („niech ksiądz nie zaświeca tego światła”, „nie życzę sobie, by ksiądz tu wchodził”).
Zatwardziałość serca ma swoje źródło w ludzkiej naturze skażonej grzechem – człowiek nie umie dojrzeć, że za konkretnym znakiem stoi rzeczywistość duchowa! A przecież Jezus mówi: „dzieła, które czynię, świadczą o Mnie, że Ojciec Mnie posłał”. Lecz to także brak refleksji nad sobą oraz pozostawanie na płyciźnie życia duchowego, wynikające z lenistwa albo letniości i z braku szukania odpowiedzi o sens życia. Towarzyszy temu jakiś brak wiary w to, że tu na ziemi Bóg przemawia także i dzisiaj.
Zagraża nam jeszcze jedno niebezpieczeństwo. O nim też mówi Jezus. Żyjąc w pośpiechu, przesyceni wydarzeniami i natłokiem spraw (jeszcze pandemia się nie skończyła, a już zaczęła się wojna przy granicach naszego kraju), jesteśmy otwarci już tylko na silne bodźce, mocne przeżycia. Łatwiej nam angażować się w działania, które są potrzebą chwili, a nie wynikiem trwałej postawy. Stąd też wydarzenia religijne. Najbardziej chwytliwe to te, które zanurzone są w emocjach, nie wymagają długiej uwagi ani powtórzenia. Jezus mówi w tym kontekście o świadectwie Jana: „On był lampą, co płonie i świeci, wy zaś chcieliście radować się krótki czas jego światłem”. Nie mam nic do ekstremalnych dróg krzyżowych, nocy konfesjonałów, adoracji 24-godzinnej, ale czy nie gubimy tego, co jest najprostsze i co jest najbliżej? Czy stać nas na głębię czy tylko na chwilowy zryw serca pod wpływem emocji? Czy doceniasz jeszcze codzienną, „zwyczajną” Mszę świętą, albo duchową strawę w postaci lektury Pisma świętego, albo chwilę oddechu na adoracji? A czy w ogóle wiesz, że tam, w kaplicy szpitalnej, codziennie serce Jezusa bije dla ciebie? Chrystus czeka. On jest. On cię pragnie. Chce przebywać z tobą nieustannie. W monotonii twojego szarego dnia także. A czy ty – lekarzu, pielęgniarko – wierzysz w to, że po przyjęciu Komunii świętej na porannej Eucharystii możesz być monstrancją dla chorego? Tak – bo On przyjmowany do twojego serca, dalej żyje w tobie, zanosisz Go do twoich chorych.
Mam przed oczyma kilkunastoletniego chłopaka przebywającego na oddziale neurologii. Ma na imię Daniel. Przebywał w szpitalu GCM kilkanaście dni. Mistrz kickboxingu, uczestnik olimpiady w Atlancie. Zaangażowany w prowadzenie modlitwy wstawienniczej w jednej ze znanych śląskich parafii archidiecezji. Przebywając w pokoju z rówieśnikami, wzbudza szacunek. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się być szaleńcem. Pochylony nad innymi chorymi z różańcem w ręku, modli się za nich, nie boi się głośno mówić o Bogu, poprosić o spowiedź. Na profilu Facebook umieszcza świadectwo wiary jednej z rehabilitantek: „Pracuję od 15 lat na oddziale neurologii. Chciałabym dać świadectwo istnienia Boga, istnienia Maryi [...]. Wiem teraz, że muszę korzystać z sakramentów, czytać Pismo Święte, nikogo nie przekreślać, nie wywyższać się, każdego traktować z miłością, żyć tą wiarą…”. Na innym zdjęciu młody chłopak pociąga za sobą kilkunastu medyków, robiąc z nimi na pożegnanie zdjęcie. Znajduję tam także swój obrazek podarowany mu po udzieleniu sakramentu namaszczenia chorych.
W świecie deficytu wiary, czy jest na nią zapotrzebowanie? Chyba dziś problem nie polega na kryzysie wiary, ale na kryzysie wierzących. Wiara ciągle ma się dobrze. Nawet ta w dogmaty, Kościół… Chyba zbyt często odwracamy optykę Ewangelii. Jezus dawał świadectwo swoim życiem o Ojcu. A ja? Czasem mam wrażenie, że zasłaniam Go sobą. A przecież recepta jest prosta. Nic nie zmienia świata poza Bogiem. Panie, przymnóż mi wiary.