Cuda się zdarzają
Rozmowa z rehabilitantkami: Ewą Muc, Moniką Wójcik i Joanną Maroń, pracującymi na Oddziale Neurologii z Pododdziałem Udarowym Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach.
2022-04-01
Ks. Wojciech Bartoszek: – Jesteśmy na IX piętrze Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach, na oddziale neurologii. Pracują tutaj rehabilitantki, które pomagają pacjentom w powrocie do sprawności po przebytych chorobach neurologicznych. Proszę powiedzieć, jak przebiega i jak długo trwa rehabilitacja pacjenta neurologicznego, np. po udarze (z niedowładami)?
Ewa Muc (EM): – Rehabilitację i usprawnianie pacjenta neurologicznego można podzielić na kilka etapów. Najpierw jest pobyt w szpitalu na oddziale neurologicznym, który trwa 9 dni. Po czasie leczenia szpitalnego pacjent kierowany jest na oddział rehabilitacyjny lub do specjalistycznego ośrodka rehabilitacyjnego, gdzie przebywa od 2 tygodni do miesiąca. Następnie przychodzi etap rehabilitacji domowej, która niejednokrotnie trwa do końca życia.
Monika Wójcik (MW): – Na naszym oddziale przebywają pacjenci w ostrym okresie choroby, czyli wtedy, gdy ich stan jest najcięższy. Często towarzyszą im zaburzenia świadomości i porażenie kończyn. Prowadzimy wówczas rehabilitację przyłóżkową. Z chorym ćwiczymy głównie biernie lub metodami neurousprawniania (np. metoda PNF), by przywrócić mu sprawność funkcjonalną, czyli możliwość ruchów wykonywanych w codziennym życiu. Jako rehabilitantki zajmujemy się również pionizacją pacjentów. Pionizacja – jak podpowiada nazwa – to droga pacjenta od leżenia do chodzenia, która podobnie jak cała rehabilitacja dokonuje się etapami. Najpierw usprawniamy pacjenta od leżenia do siadu, później do siadu ze spuszczonymi nogami, następnie do wstawania i wreszcie do chodzenia. Po udarze krwotocznym chory musi leżeć dłużej, po udarze niedokrwiennym zwykle szybciej można go pionizować. Kiedyś pacjenci po udarze przebywali na oddziale neurologicznym nawet do dwóch miesięcy, co skutkowało tym, że efekty rehabilitacji były dla nas bardziej widoczne. Warto w tym miejscu podkreślić, że najlepsze efekty rehabilitacja przynosi do roku po udarze, później postępy są już mniej dostrzegalne. Obecnie niestety nie mamy na oddziale wystarczającej bazy materialno-technicznej tzn. salki gimnastycznej, w której moglibyśmy ćwiczyć z pacjentami. Jednak mimo tych ograniczonych możliwości, robimy wszystko, co w naszej mocy, by rehabilitacja była skuteczna.
– Czy w procesie rehabilitacji potrzebna jest współpraca z rodziną chorego?
MW: – Pomoc rodziny chorego w jego rehabilitacji nie tylko jest potrzebna, ale wręcz niezbędna, by mógł on wrócić do sprawności. Niestety, w obecnych warunkach pandemii ta współpraca z rodzinami chorych jest utrudniona, bo obowiązuje zakaz odwiedzin. Na naszym oddziale, mimo pandemii, zdarzają się jednak sytuacje, że lekarz pozwala na odwiedziny i rodzina może włączyć się w rehabilitację chorego. Inna sprawa, bardzo smutna, jest taka, że wiele rodzin w ogóle nie jest zainteresowanych swoimi bliskimi i ich leczeniem.
Joanna Maroń (JM): – Ważne jest, żeby rodzina – o ile to tylko możliwe – chociaż raz w trakcie pobytu chorego na oddziale odwiedziła go, a przy tej okazji skonsultowała się z lekarzem i z rehabilitantami. Jeśli mamy okazję spotkać się z rodziną, wówczas możemy wiele rzeczy podpowiedzieć, wyjaśnić wątpliwości, pokazać proste ćwiczenia. To istotne, bo rodzina często jest przerażona stanem chorego i nie wie, jak się nim prawidłowo zajmować. Zamiast mobilizować go do aktywności i do ćwiczeń, wyręcza go we wszystkim. W ten sposób nie pomaga mu, ale szkodzi. Po powrocie chorego do domu trzeba kontynuować jego rehabilitację i ten obowiązek spoczywa głównie na rodzinie. To bliscy chorego mogą pomóc mu, by był w stanie samodzielnie podjąć czynności życia codziennego takie jak jedzenie, mycie się, czesanie, ubieranie, a także przesiadanie się na wózek, jeśli jego stan tego wymaga. W pracy z pacjentem trzeba zastosować pewną stopniowalność. Chory nie wszystko od razu będzie w stanie zrobić sam, ale dla jego dobra nie można go we wszystkim wyręczać, by nie zaprzepaścić efektów wypracowanych przez dotychczasową rehabilitację.
– Oprócz pomocy w rehabilitacji ruchowej, chory często potrzebuje także wsparcia psychicznego.
JM: – Tak, pacjenci neurologiczni borykają się nie tylko z problemami ruchowymi, ale często – również na skutek choroby – mają problemy osobowościowe i psychiczne (np. depresja). Bywają płaczliwi i załamani swoją sytuacją. Wtedy obecność i wsparcie bliskich osób jest bezcenne. Na naszym oddziale do dyspozycji chorych i ich rodzin są psycholog i logopeda, którzy – podobnie jak rehabilitanci – chętnie udzielają fachowej pomocy.
– Sygnalizują Panie problem, że rodziny nie zawsze podejmują opiekę nad chorym.
JM: – To się niestety zdarza. Apeluję do rodzin, aby nie bały się wziąć odpowiedzialności za swoich bliskich chorych, którzy bardzo potrzebują ich obecności i pomocy. Rodziny czasem boją się wyzwań związanych z opieką, obawiają się, że sobie nie poradzą. Myślę jednak, że nie należy się bać, ale próbować tę opiekę podejmować. Warto radzić się innych, prosić o pomoc, pytać. My, w naszym zespole, również uczymy się od siebie nawzajem, konsultujemy podejmowane decyzje, pomagamy sobie, pytamy o radę bardziej doświadczonych rehabilitantów. Bo każdy – nawet specjalista – ma przecież prawo czegoś nie wiedzieć lub mieć wątpliwości.
EM: – Podejmując opiekę nad chorym w rodzinie, warto pamiętać, że najważniejsze, by być przy nim i zapewniać go, że mimo jego trudnego stanu nadal jest kochany i ważny dla nas. Cierpliwa i pełna zrozumienia obecność przy chorym jest najlepszą – choć oczywiście nie jedyną – formą jego rehabilitacji. Poczucie bliskości i miłości ze strony rodziny daje choremu motywację do ćwiczeń, wyzwala w nim nadzieję i siłę do walki o sprawność.
MW: – Bliscy chorego znają go najlepiej i wiedzą, co zrobić, by czuł się bezpiecznie. Wiemy z doświadczenia, że obecność i wsparcie kogoś bliskiego ma kluczowe znaczenie w procesie leczenia i rehabilitacji chorego.
– Czy zdarza się, że pacjent dzięki rehabilitacji wraca do pełnej sprawności np. sprzed udaru?
MW: – Zdarza się, choć jest to rzadkość. To, w jakim stopniu pacjent wróci do sprawności, zależy od wielu czynników – od rodzaju schorzenia (np. rozległości udaru), od wieku, od chorób współistniejących. Jak już wspomniano, ogromne znaczenie ma też motywacja pacjenta do ćwiczeń i mądra współpraca rodziny. Mieliśmy przypadki chorych, u których obraz kliniczny był tragiczny, nierokujący, a oni wrócili do sprawności. Czasem pozostajemy w kontakcie z byłymi pacjentami lub ich rodzinami i zdarzało się, że po długim czasie ktoś dzwonił do nas i mówił, że chory chodzi o własnych siłach, a funkcja ręki powróciła do pełnej sprawności.
– Co w pracy z pacjentem neurologicznym jest najtrudniejsze?
MW: – Z moich doświadczeń najtrudniejszym zadaniem jest zachęcić pacjenta do współpracy. Niestety, jeśli chodzi o ćwiczenia, motywacja w naszym społeczeństwie jest mizerna. Widać to po osobach zdrowych, które często nie są chętne do ćwiczeń, a co dopiero, gdy dotknie ich tak poważna choroba jak udar i mają często niedowłady kończyn. Wtedy jest im jeszcze trudniej zmobilizować się do rehabilitacji, do aktywności. Trzeba pamiętać, że rehabilitacja jest procesem długotrwałym. Wielu chorych zniechęca się już na samą myśl, że potrwa ona wiele miesięcy czy nawet lat. Czasem trudno jest przekonać pacjentów do żmudnych ćwiczeń, bo tutaj nie widać spektakularnych efektów z dnia na dzień. To zrozumiałe, że każdy chciałby widzieć efekty swojej pracy od razu, ale w rehabilitacji potrzebne są cierpliwość i wytrwałość.
EM: – Rehabilitanci muszą być nieraz dobrymi psychologami. Ponieważ – jak wspomniała koleżanka – nie jest łatwo zachęcić pacjenta do ćwiczeń, czasem trzeba to zrobić sposobem. Na jednych działa prośba, na innych nieco ostrzejsza zachęta. Pracując z pacjentem, musimy poznać jego osobowość, nastroje. Każdy wymaga indywidualnego podejścia, ale jedną potrzebę chorzy mają wspólną: trzeba ich chwalić za najdrobniejsze nawet osiągnięcie, za każde wykonane ćwiczenie. To ich motywuje do dalszej pracy.
– Z relacji Pań wynika, że praca rehabilitanta nie jest łatwa. Dlaczego więc wybrały Panie właśnie taką drogę zawodową?
EM: – My po prostu lubimy tę pracę. Znalazłyśmy swoje miejsce i ufamy, że jesteśmy odpowiednimi osobami na odpowiednim miejscu. Chociaż bywają chwile zwątpienia, wielką radość i satysfakcję przynosi nam bezpośredni kontakt z chorym człowiekiem. Naprawdę cieszymy się, że dzięki naszej wiedzy i umiejętnościom pomagamy pacjentom wrócić do sprawności.
MW: – Ja już podczas studiów, na drugim roku fizjoterapii, wiedziałam, że chcę pracować na oddziale neurologii. Dzięki Bogu moje losy tak się potoczyły, że dostałam pracę w tym szpitalu, choć obiektywnie nie było na to żadnych szans. Jestem zadowolona, że mogę pracować w takim miejscu i z takimi osobami, choć nie brakuje chwil zwątpienia, trudności. Najtrudniejszym aspektem pracy jest dla mnie to, że nie zawsze mogę pomóc pacjentowi tak, jakbym chciała, bo jego stan jest krytyczny. Często jedyne, co mogę zrobić dla takiego chorego to zatroszczyć się, by nie miał odleżyn. Wiadomo, że łatwiej pracuje się z pacjentem, który rokuje, bo wówczas widoczne są efekty naszej wspólnej pracy i obie strony – pacjent i rehabilitant – są zmotywowane do dalszego wysiłku i ćwiczeń.
JM: – Moja praca choć jest ciężka, przynosi mi wiele radości i pięknych chwil. Dla zobrazowania, podzielę się ważnym dla mnie doświadczeniem sprzed kilku lat. Pracuję na sali OIOM-owej, gdzie przebywają pacjenci w najtrudniejszym stanie. Prowadziłam kiedyś rehabilitację chorego w bardzo ciężkim stanie, w śpiączce farmakologicznej. Ilekroć do niego przychodziłam, mówiłam do niego tak, jakby był w pełnym kontakcie. Pytałam go o jego życie i rodzinę, opowiadając mu o swoich bliskich. Po jakimś czasie pacjent ten niespodziewanie wybudził się w dobrym stanie. Gdy przy jakiejś okazji ponownie zapytałam go o jego rodzinę, w odpowiedzi usłyszałam: „Mam córkę, a pani ma trzech synów. Opowiadała mi pani o nich, kiedy wcześniej przychodziła pani do mnie”. To było dla mnie niesamowite i wzruszające doświadczenie. Umocniło we mnie przekonanie, że to, co robię, ma sens.
– To piękna historia. Jest dowodem na to, że w swojej trudnej pracy doświadczacie niezwykłych chwil niosących nadzieję i siłę.
MW: – Tak. Jesteśmy świadkami cudów nie tylko medycznych. Chcę dać świadectwo działania Boga na oddziale neurologii. O oddziale tym mówi się, że jest jednym z najtrudniejszych, że jest dołujący i nie ma na nim sensu życia. Otóż nie, jest sens życia! Nieraz tak w życiu układają się sprawy, żeby człowiek mógł wrócić do Boga. Dwa lata temu miałam pacjenta, który miał bardzo obszerny udar niedokrwienny, obraz kliniczny był nierokujący i wszystko wskazywało na to, że będzie osobą niepełnosprawną. Któregoś dnia przyszedł do niego ksiądz z Komunią świętą, ale on nie przyjął, tylko się rozpłakał. Rozmawiałyśmy z nim potem, tłumacząc, że warto skorzystać z obecności kapłana i przyjąć Pana Jezusa. Kolejnego dnia kapelan znowu przyszedł z Komunią świętą. Chory przełamał się, tym razem przyjął Jezusa i rozpłakał się, mówiąc, że czuje, iż będzie uzdrowiony. Dziękował Bogu, że znalazł się na tym oddziale w tak ciężkiej chorobie, bo mimo, że wcześniej był osobą wierzącą, przez kilkanaście lat nie pamiętał o Bogu ze względu na swoje dobrze układające się życie. To był czas jego nawrócenia. Widziałam, jaki był szczęśliwy mimo swojego trudnego stanu. Po roku zadzwonił do nas z informacją, że wrócił do całkowitej sprawności, że jeździ na rowerze i gra na gitarze. W jego życiu miał miejsce cud uzdrowienia i teraz Bóg jest dla niego najważniejszy. Można powiedzieć, że w przypadku tego pacjenta dokonał się podwójny cud – cud uzdrowienia i cud nawrócenia. Słowem: cuda się zdarzają!
– Bardzo dziękuję Paniom za pracę z chorymi, za służbę i świadectwo.
Zobacz wszystkie teksty numeru ►