Walka ku dobru

Rozmowa z ks. prof. dr. hab. Markiem Chmielewskim, pracownikiem Katedry Duchowości Systematycznej i Praktycznej w Instytucie Nauk Teologicznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II w Lublinie.

zdjęcie: www.freechristimages.org

2022-05-02

Ks. Wojciech Bartoszek: – Czy można powiedzieć, że trwająca na Ukrainie wojna jest walką duchową?

Ks. prof. Marek Chmielewski: – Zacznijmy od samego pojęcia walki duchowej. To pojęcie pochodzi od św. Pawła z Listu do Efezjan (por. 6, 10-20), gdzie posługuje się on zestawem pojęć ze świata militarnego. Apostoł, mówiąc o walce duchowej, ma na myśli przede wszystkim pokonywanie skłonności do zła, które są w człowieku. Walka duchowa jest pojęciem z zakresu ascetyki i dotyczy życia duchowego. Można ją też pośrednio odnieść do takiej rzeczywistości jak wojna. Mamy tutaj bowiem do czynienia ze ścieraniem się nie tylko wojsk najeźdźców rosyjskich z wojskami ukraińskimi, ale również ze zderzeniem się dwóch cywilizacji, dwóch wizji rzeczywistości i świata. Na terenie Ukrainy ścierają się w tej chwili cywilizacja wschodnia, nazywana przez Feliksa Konecznego cywilizacją turańską, z cywilizacją chrześcijańską – zachodnio-europejską. To, co obserwujemy, jest walką przede wszystkim o priorytet dobra nad złem, prawdy nad kłamstwem, wolności nad zniewoleniem. W tym sensie można mówić, że wojna na Ukrainie jest walką duchową. I ma ona wymiar nie tylko indywidualny, ale strukturalny i społeczny.

– Co my, jako Polacy – oprócz wielkiego poruszenia serc, pomocy materialnej i przyjęcia uchodźców pod dach – możemy zrobić, by pomóc mieszkańcom Ukrainy w tej duchowej walce?

– Zauważmy, że tam, gdzie wyraźnie manifestuje się zło, tam też zwykle obserwuje się potężną eksplozję dobra zgodnie z tym, czego uczy św. Paweł: „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5, 20). Dotyczy to zarówno życia ascetycznego, duchowego, jak i przestrzeni życia społecznego. Gdy na ziemi ukraińskiej leje się krew, giną ludzie, niszczone są miasta i świątynie, jednocześnie obserwujemy wielką ludzką solidarność, jaka się wyzwala, by pomóc ofiarom wojny.

Co jeszcze możemy zrobić oprócz już świadczonych czynów miłosierdzia? Ten rodzaj demonicznego zła, jakim bez wątpienia jest wojna, wypędza się nie inaczej jak modlitwą i postem (por. Mt 17, 21). Po pierwsze więc, módlmy się stale o zwycięstwo dobra nad złem i wzywajmy Bożego miłosierdzia dla tych, którzy wszczęli wojnę, bo w tym przejawia się chrześcijańska miłość do nieprzyjaciół. Po drugie, ofiarujmy w tej intencji nasze posty i umartwienia. Pamiętajmy, że walczymy ze złem w imię Boga. Oczywiście, nie chodzi tutaj o wojnę religijną, jaką – na przykład – głosi islam, ale o świadomość, że toczymy bój duchowy, w którym zwycięża nie człowiek, lecz Bóg. W tym boju walczymy nie własną mocą, ale mocą Boga, mocą Chrystusa, którego wzywamy jako Księcia Pokoju (por. Iz 9, 5). Podobnie jak Dawid walczył przeciwko Goliatowi w imię Boga i odniósł zwycięstwo, choć jego środki orężne były znikome (por. 1 Sm 17, 41-49), tak i my walczymy duchowym orężem w imię Boga. I po trzecie, choć pozostaje pamięć historyczna, to trzeba wybaczyć krzywdy, których Polacy doświadczyli między innymi wskutek rzezi wołyńskiej (1943-1944) czy innych konfliktów.

To nie są łatwe kwestie, ale Chrystus uczy w Ewangelii: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Okazywanie miłosierdzia jest przecież znamieniem chrześcijan.

– Na drodze duchowej walki członkowie Apostolstwa Chorych oprócz modlitwy, postu i uczynków miłosierdzia mogą również podjąć ofiarę cierpienia – szczególny charyzmat wspólnoty. W warunkach przynależności do wspólnoty podane są intencje: za Kościół, za Ojca świętego, za Ojczyznę… Wydaje się, że w obecnej sytuacji ważną intencją, którą można dodać jest właśnie wołanie o pokój na świecie.

– Oczywiście. Któż lepiej niż chorzy potrafi zrozumieć cierpiących, czy to fizycznie czy psychicznie. Już sama duchowa solidarność z tymi, którzy cierpią wskutek odniesionych ran, utraty najbliższych, dobytku, wygnania i trudu wędrówki w nieznane, jest czymś bardzo ważnym i potrzebnym. Taki rodzaj solidarności jest mniej widoczny, bo nie da się jej zmierzyć i policzyć, ale w oczach Bożych i w wymiarze eschatologicznym ma ogromne znaczenie. Zapewne nie od razu zobaczymy owoce naszych duchowych wysiłków na rzecz pokoju, ale w niebie będzie nam dane poznać ich wartość i przekonamy się, jak bardzo te duchowe ofiary są w stanie oczyszczać atmosferę świata ze zła, nienawiści i agresji. Sądzę, że ludzie chorzy i cierpiący są takimi filtrami czy katalizatorami współczesnego świata, dzięki którym czynione dobro jest nie tylko efektowne (nagłośnione medialnie), ale przede wszystkim efektywne, czyli przynoszące wielkie duchowe owoce. Często jest ono bardzo dyskretne i ciche, ale podtrzymuje świat w istnieniu, skutecznie oczyszczając go ze zła.

– Na myśl przychodzi mi życie wielu świętych m.in. św. Faustyny Kowalskiej, która przez modlitwę i ofiarę cierpienia wyprosiła u Boga wiele łask dla świata. To namacalny dowód, na to, że modlitwa choćby jednej tylko osoby – a przecież mówimy tutaj o wiele szerszej wspólnocie chorych – ma naprawdę wpływ na losy świata.

– Tak. Bardzo podoba mi się wiersz Czesława Miłosza z „Traktatu moralnego”, w którym noblista pisze: „Lawina bieg od tego zmienia, po jakich toczy się kamieniach, i jak powiedział już ktoś inny: możesz, więc wpłyń na bieg lawiny”. Jeżeli więc święci są takimi kamieniami milowymi w dziejach ludzkości, to istotnie wpływają na jej bieg. Historia duchowości nie zna świętego, dla którego sprawy doczesne czy polityka byłyby obce. Wręcz przeciwnie.

Przychodzi mi na myśl postać bł. Marceliny Darowskiej, założycielki Zgromadzenia Sióstr Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny, która urodziła się w 1827 r. w okolicach Białej Cerkwi (dzisiejsza Ukraina), gdzie obecnie toczą się zacięte walki. Jako małe dziecko usłyszała, że jeżeli w noc sylwestrową, zanim zegar wybije północ, wyrazi się swoje pragnienie, napisze je na kartce i potem często będzie się modlić w tej intencji, to takie pragnienie się spełni. Na kawałku papieru napisała więc: „…żebym Ojczyźnie pożyteczną się stała”. Wiele lat nosiła przy sobie tę karteczkę i codziennie w tej intencji odmawiała modlitwę św. Bernarda: „Pomnij, o Najświętsza Panno Maryjo…”. Jak bardzo bł. Marcelina Darowska pożyteczną stała się dla Polski, świadczą niezliczone zastępy dziewcząt, które ona osobiście oraz jej duchowe córki – siostry niepokalanki nieprzerwanie od 1863 r. wychowują do roli świadomych obywatelek. Jeśli po ponad 120 latach możliwą stała się niepodległość Polski, to jest to także wielka zasługa bł. Marceliny i sióstr niepokalanek, które prowadziły swoje zakłady wychowawcze najpierw w Jazłowcu na południu Ukrainy, potem w Jarosławiu, Niżniowie, Nowym Sączu, Słonimie, Maciejowie i w końcu w Szymanowie. Na przykładzie założycielki niepokalanek widać, jak nawet jedna osoba może wywierać znaczący wpływ na historię i na losy świata.

Przy tej okazji warto jeszcze wspomnieć o dopełnieniu jej życia. W nocy z 22 na 23 października 1909 r. dokonano na Jasnej Górze zuchwałej kradzieży papieskich koron i wotów z Cudownego Obrazu. Niespełna rok później w lipcu 1910 r. jeden z zakonników, prawdopodobnie ten sam sprawca, który był agentem tajnych służb carskich, dopuścił się w klasztorze morderstwa na swoim krewnym. Poruszona do głębi tymi strasznymi wiadomościami bł. Marcelina wezwała siostry do ekspiacji, a sama w duchu wynagrodzenia ofiarowała Bogu resztę swego życia. Niebawem zapadła na ciężką chorobę i w wielkich cierpieniach lecz z pogodą ducha odeszła do wieczności 5 stycznia 1911 r. Sprawca został ujęty, osadzony w więzieniu w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie po swoim nawróceniu niebawem zmarł.

To jeden z wielu przykładów świętych, którzy nigdy nie pozostają obojętni na to, co się dzieje wokół nich – w przestrzeni życia doczesnego. Pokazuje on, jak duchowa ofiara może wiele zdziałać i wyprosić łaskę nawrócenia nawet dla zbrodniarzy. Nie jesteśmy bowiem w stanie przewidzieć, jakie mogą być owoce ofiary duchowej. I na ogół za życia rzadko możemy je zobaczyć. Wierzymy jednak, że w niebie dane będzie nam je oglądać i to będzie naszym szczęściem na całą wieczność.

– Rozpoczęliśmy rozmowę od globalnego spojrzenia na walkę duchową, a teraz wchodzimy w bardziej osobiste doświadczenie tej walki, która dokonuje się w sercu każdego człowieka. Jakie przestrzenie w naszym życiu podlegają walce duchowej?

– Teologia duchowości mówi o czterech frontach walki duchowej. Przede wszystkim jest to walka z grzechem. Dokonuje się ona poprzez jego rozpoznawanie. Zło zdemaskowane przestaje być bowiem tak groźne, jak wtedy gdy jest zakamuflowane. Walkę z grzechem toczymy podejmując rachunek sumienia, przystępując do sakramentu pokuty i pojednania, pielęgnując stan łaski uświęcającej, jak również unikając wszelkich okazji do grzechu.

Drugi front walki duchowej to walka z ciałem. Nie chodzi tutaj o wyrządzanie sobie krzywdy, ale o przezwyciężanie dwóch tendencji naszej cielesności: pragnienia przyjemności i unikania cierpienia. O ile unikanie cierpienia może znacznie osłabić rozwój duchowy, o tyle poddawanie się przyjemnościom może całkowicie ten rozwój duchowy zniszczyć. Walka na tym froncie polega więc na umartwianiu i ascezie, aby włączyć nasz wymiar cielesny w sferę życia duchowego.

Trzeci front walki duchowej to walka ze światem, przez który rozumiemy to wszystko, co jest odejściem od Ewangelii, sprzeciwem wobec dobra, prawdy i piękna. Mamy obowiązek nie poddawać się zgubnym wpływom świata, takim, jak: propaganda, kłamstwo, korupcja, przyzwolenie na grzech, zwłaszcza nieczystość, i wszystko, co zniewala człowieka i depcze jego godność dziecka Bożego.

I czwarty front walki duchowej, o którym mówi się najczęściej, a który wzbudza najwięcej niezdrowej ciekawości, to walka z szatanem. Nawiasem mówiąc, niepokojące jest zjawisko nadmiernej fascynacji demonizmem i egzorcyzmami, zwłaszcza w Internecie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Chrystus i sprawy królestwa Bożego nie są dość atrakcyjne. Natomiast misterium zła zdaje się bardziej pociągać współczesnego człowieka.

Wiadomo, że każda walka – także ta duchowa – wymaga determinacji i odpowiedniej strategii. By skutecznie walczyć, potrzeba odpowiednich środków, roztropności i wytrwałości, a nade wszystko nadprzyrodzonej pomocy łaski Bożej, Niepokalanej Dziewicy, aniołów i świętych. Bardzo ważne jest również rozpoznanie taktyki przeciwnika.

– Mówi o tym m.in. św. Ignacy Loyola.

– Tak. Założyciel jezuitów na bazie własnych doświadczeń, podaje w „Ćwiczeniach duchowych” gotowe zestawy kryteriów rozeznawania duchowego, czyli de facto rozpoznawania strategii przeciwnika – złego ducha. Przywołując sytuacje wzięte z życia, w barwny sposób tłumaczy na przykład, że ów przeciwnik jest jak wódz szykujący się do wojny, który zanim uderzy na twierdzę, najpierw bada teren i szuka słabych, niezabezpieczonych miejsc, pęknięć i szczelin w murach obronnych, w które następnie uderza w najmniej spodziewanym momencie.

– Co może być takim pęknięciem w życiu duchowym człowieka?

– Mogą to być różne sprawy, na przykład niezdrowe przywiązania do osób czy rzeczy, własne ambicje, poglądy czy przyzwyczajenia, a nade wszystko skłonności zmysłowe chociażby w sferze erotyki, bezczynność i lenistwo, wygodnictwo czy obżarstwo. Szatan zawsze wykorzysta te szczeliny, czyli słabe punkty, by zawładnąć człowiekiem i uczynić go swoim niewolnikiem. Pokusy to właśnie przejawy tego sprawdzającego działania szatana. Można je podzielić na trzy grupy: pożądliwość oczu, pożądliwość ciała i pycha żywota.

– Jakie są środki zaradcze przeciwko zakusom szatana?

– Trzeba rozpoznawać i demaskować często subtelne i podstępne strategie złego ducha, bo to sprawia, że pokusy przestają nas pociągać. Święty Bazyli Wielki polecał, aby wyznawać mądremu spowiednikowi nie tylko swoje grzechy, ale również pokusy i skłonności do zła. W ten sposób łatwiej można zdemaskować i zneutralizować podstępne zamiary szatana. Skutecznym antidotum na pułapki złego ducha jest wspomniany rachunek sumienia, trwanie w stanie łaski uświęcającej, a także zabezpieczanie się orędownictwem świętych: zwłaszcza Najświętszej Maryi Panny, Anioła Stróża, św. Michała Archanioła.

Cenną z punktu widzenia duchowego praktyką, którą zaleca św. Ignacy Loyola i wielu świętych, jest rozważanie zbawczej męki Chrystusa oraz pamiętanie, że poniósł On ofiarę na krzyżu jako zapłatę za mój osobisty grzech. Uświadomienie sobie, że to moje grzechy przybijają Chrystusa do krzyża, ranią Go w Jego mistycznym Ciele, jakim jest Kościół, znacząco przytępia ostrość pokus płynących ze strony szatana, ciała i świata.

– Walka duchowa trwa do ostatnich chwil życia człowieka. Jak w czasie choroby, cierpienia i umierania, gdy wola człowieka jest często osłabiona, zaradzać podszeptom złego?

– Spotkałem się z powiedzeniem, że wychowanie dziecka zaczyna się 20 lat przed jego urodzeniem. Podobnie jest z naszym przygotowaniem się do odchodzenia z tego świata. Modlimy się o dobrą śmierć, śpiewając w suplikacjach: „…od nagłej i niespodziewanej śmierci zachowaj nas, Panie”. Nie chcemy, aby śmierć nas zaskoczyła, lecz żebyśmy na tę nieuchronną konieczność rozstania ze światem byli dobrze przygotowani. Nie wystarczy jednak tylko modlić się o dobrą śmierć, ale podjąć wysiłek przygotowania się do niej poprzez dobre życie na co dzień.

W średniowieczu, kiedy wskutek epidemii, licznych wojen, kataklizmów itp. śmierć była na porządku dziennym, tworzono dzieła z gatunku ars moriendi (tzn. o sztuce umierania). Z niemałym zdziwieniem odkrywamy, że ich treść nie dotyczy tego, jak prawidłowo należy ułożyć ciało w trumnie albo pobożnie zamknąć oczy lub złożyć dłonie, aby owinięto je różańcem. W istocie są to traktaty w rodzaju ars vivendi (tzn. o sztuce życia). Chcę przez to powiedzieć, że to, jak przeżywamy w końcówce życia różnego rodzaju pokusy, w dużej mierze zależy od tego, na ile potrafiliśmy w ciągu swego życia podejmować i toczyć walkę duchową. Krótko mówiąc, dobrego umierania uczymy się całe życie.

– W tej walce duchowej, szczególnie na ostatnim etapie życia, mogą pomóc człowiekowi inne osoby, które będą mu towarzyszyły. Mam tutaj na myśli zwłaszcza kapłanów, którzy pełnią wobec chorych posługę sakramentalną.

– Wielkie znaczenie ma obecność kapłana przy chorym i sprawowana wobec niego posługa sakramentalna. W tym miejscu należy szczególnie docenić namaszczenie chorych, w którym Chrystus chorego – jak mówi formuła sakramentu – „podźwiga i wybawia” (por. Jk 5, 15). Ważną rolą kapłanów, ale także personelu medycznego i innych opiekunów chorego jest jego ewangelizowanie. Osoby, które zbliżają się do kresu swojego życia, wbrew pozorom są bardzo otwarte na Ewangelię i Chrystusa przychodzącego w swoim Słowie. Osoba chora czy umierająca musi mieć poczucie, że jest otoczona wspólnotą, która ją kocha i jej towarzyszy, pomagając także przezwyciężać pokusy.

O ile łatwo złamać pojedynczy, wątły patyczek, o tyle złamanie całej ich wiązki nie jest już takie proste. To jest właśnie siła Kościoła i siła wspólnoty. Stąd tak ważne jest budowanie więzi eklezjalnych wobec chorego i wiązanie go z Kościołem, by miał świadomość, że nie jest pozostawiony sam sobie na pożarcie zła, ale że trwa we wspólnocie, która go wspiera, umacnia i uświęca. Wszakże Kościół z istoty swej jest święty, wyznajemy bowiem w Credo: „wierzę w Kościół święty”.

– Wielką siłę i poczucie jedności daje chorym także wspólnota Apostolstwa Chorych. Czasem może trudno wyobrazić im sobie tę wspólnotę, gdy przebywają samotni w domu, ale dzięki wierze, mogą czerpać duchową siłę od tych, którzy – podobnie jak oni – modlą się i ofiarują Bogu swoje cierpienia w wielu intencjach. 

– Tak. Święty Jan Paweł II często zwracał się do osób chorych, mówiąc, że jest „mocny ich słabością”. Dlatego wielokrotnie prosił chorych o modlitwę i duchowe wsparcie, gdy stawał przed jakimś trudnym zadaniem lub niebezpieczną podróżą apostolską. To pokazuje, że chorzy stanowią prawdziwą siłę Kościoła, tworząc jego duchowe zaplecze.

– Powróćmy jeszcze do walki duchowej. Mówiliśmy o walce przeciw złemu duchowi, przeciw jego pokusom. Jednak ostatecznym celem tej walki jest zbawienie, a więc jest to walka nie tylko „przeciw” szatanowi, ale przede wszystkim „ku” Chrystusowi, który zbawia.

– Tak. Podobnie jest z nawróceniem. Najczęściej mówimy o nawróceniu „od” zła i „od” grzechu. W Piśmie Świętym jednak o wiele częściej jest mowa o nawróceniu „do” Boga. I tylko takie nawrócenie ku Bogu ma sens. Odwracanie się od zła, jeżeli wpierw nie jest skierowaniem się ku dobru, właściwie prowadzi donikąd. Może nawet oznaczać sytuację dalece gorszą, o czym zresztą mówi Ewangelia. Zły duch wyrzucony z człowieka błąka się i szuka możliwości powrotu i jeżeli zastanie jego wnętrze (serce) uporządkowane, oczyszczone, ale puste, wówczas wchodzi tam z siedmioma gorszymi duchami i stan człowieka jest gorszy niż poprzednio (por. Łk 11, 24-26). Dlatego tak ważne jest napełnienie się dobrem, a nie pozostawianie w sobie egzystencjalnej i emocjonalnej pustki.

Walka duchowa jest właśnie walką o dobro, o zwycięstwo dobra w człowieku, o zwycięstwo Chrystusa w człowieku. Usuwamy zło po to, aby zrobić przestrzeń dla dobra. My, uczniowie Chrystusa, mamy przede wszystkim powiększać przestrzeń dobra. Im bardziej będziemy widzieć dobro w sobie i wokół siebie, tym boleśniej będzie nas ranić świadomość zła. Ale niech nas to nie zniechęca, lecz – przeciwnie – bardziej jeszcze mobilizuje.

– Na koniec proszę Księdza Profesora o przesłanie dla chorych.

– Zachęcam wszystkich, którzy cierpią, aby nie poddawali się zwątpieniu i nie tracili nadziei w obliczu zarówno wojny w Ukrainie, jak i całego tego zła współczesnego świata. Święty Jan Paweł II w adhortacji Ecclesia in Europa mówi o horyzontalizmie, który jest chorobą niszczącą współczesne społeczeństwa. Horyzontalizm polega na sprowadzaniu wszystkiego do wymiaru doczesnego, do tego, by za istotne uważać tylko to, co jest „tu i teraz”. W istocie choroba horyzontalizmu polega na utracie nadziei. Dlatego nie poddawajmy się jej, ale przeciwnie, miejmy nadzieję w Bogu. Nadzieja jest zakotwiczeniem w Nim jako Dobru Najwyższym i każdym dobru, które już tu jest obecne, choć w całej pełni stanie się osiągalne w życiu przyszłym, w samym Bogu.

Nie ulegajmy zatem pokusie zwątpienia, lecz miejmy głębokie przeświadczenie, że nawet najmniejsze dobro nie idzie na marne, jest trwałe i wartościowe. Jeśli Pan Jezus mówi, że nawet nasze włosy na głowie wszystkie są policzone (por. Łk 12, 4-7), to o ileż bardziej każdy dobry czyn, każda nawet najmniejsza modlitwa i duchowa ofiara jest zapisana w niebie na zwycięstwo dobra nad złem.

– Bardzo dziękuję Księdzu Profesorowi za rozmowę.


Zobacz wszystkie teksty numeru 

Autorzy tekstów, Bartoszek Wojciech, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2022nr05, Z cyklu:, W cztery oczy

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024