Czeka na nas Miłość
Już teraz, Panie, nie boję się śmierci i smutku… Bo za ich granicą są Twoje kochające ramiona, które przeprowadzą mnie do wieczności.
2022-05-26
Rozważanie do fragmentu Ewangelii J 16, 16-20
VI tydzień wielkanocny
Dziś w słowach Ewangelii jak refren wybrzmiewa siedem razy słowo: „chwila”. Nic na tym świecie nie trwa wiecznie! Nawet życie trwające 100 lat w perspektywie wieczności czymże jest? „Bo tysiąc lat w Twoich oczach jest jak wczorajszy dzień, który minął, niby straż nocna” (Ps 90, 4). „Jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień” (2 P 3, 8).
Czytając dziś słowa z Ewangelii: „Jeszcze chwila, a nie będziecie Mnie widzieć, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie”, mam przed oczyma zatroskaną mamę, która uspokaja dzieci, zaniepokojone perspektywą dłuższej nieobecności rodziców.
Jak ważna jest dla konkretnego człowieka „chwila”, uświadomiłem sobie niedawno na oddziale pneumonologii, siadając obok łóżka podpiętej pod aparaturę młodej kobiety, chorej na nowotwór płuc. Tego popołudnia na jej prośbę zaczęła się rozmowa o chwili życia: „Zostało mi niewiele” – zwraca się do mnie kobieta. „Nawet choroba mnie tak nie przeraża, jak pozostawienie dwójki małych dzieci, w wieku czterech i sześciu lat. A potem łzy w oczach i szloch. Tamtego popołudnia wróciły moje wspomnienia z hospicjum, w którym byłem kapelanem przez pięć lat. Wróciły refleksje nad życiem ludzkim. Ku mojemu zdziwieniu, kobieta nagle zaczęła mówić z ufnością w głosie: „ale jest nadzieja zmartwychwstania, prawda?”. Wypowiedziane były z takim przekonaniem, pewnością… Bo w obliczu śmierci – co nam zostało? „Albo wiara albo lęk” – przypomina mi się tytuł książki dominikanina Jana Andrzeja Kłoczowskiego OP. Jak wyglądałoby moje życie, gdyby nie pewność, że za tą granicą śmierci jest życie, Ojciec, który na mnie czeka, obietnica życia, zmartwychwstanie?
Czasem tęsknię za wiecznością. Uświadamiam sobie, że przybywa mi lat, że robię pewne rzeczy niezdarnie, niedoskonale. A przecież tam, w niebie, będzie inaczej. Tak do końca jak będzie – nie wiem. A może po przekroczeniu granicy wieczności, po konaniu – po tej chwili agonii i śmierci – dalej będę niezaradny? Ale będę mógł siebie takim ukochać, bo Pan Bóg uzdolni do tego moje serce i pokaże mi, że to czego w sobie teraz nie akceptuję, będzie tym, co jest najpiękniejsze? Z drugiej strony, przecież będę miał uwielbione ciało, wolne od chorób. A wszystko, co zrobię, nie będzie krótkotrwałe, jak dziś, każde dobro będzie trwało wiecznie. Już teraz, Panie, nie boję się śmierci i smutku… Bo za ich granicą są Twoje kochające ramiona, które przeprowadzą mnie do wieczności.