Bóg kolejnych szans
Dopóki żyjemy, jest czas łaski, czas nawracania się. Ale nawet cierpliwość króla z przypowieści się skończyła. Nasze życie także kiedyś dobiegnie końca. Dlatego nie zostawiajmy nawrócenia na ostatnią chwilę. Jedno jest pewne: zawsze Pan Bóg będzie walczył o nas do końca.
2022-08-18
Rozważanie do fragmentu Ewangelii Mt 22,1-14
XX tydzień zwykły
Czasem zadaję sobie pytanie, dlaczego to, co proponuje nam Bóg, jest niezauważone, a czasem wręcz przechodzi bez echa? Co jeszcze Bóg musi zrobić, by zatrzymać nas przy bogato zastawionym stole, wspaniale przygotowanej uczcie? Jednak nie tylko to, co nam daje jest cudowne, wysokiej jakości, z „najwyższej półki” („woły”, „tuczne zwierzęta”, „uczta weselna”, nie byle jakie). Spójrzmy z jakim zaangażowaniem nas zaprasza. Bóg nie przychodzi osobiście, ale posyła swoje sługi, szanuje naszą wolność. Posyła nie jeden, ale drugi raz, ze szczególnym zaproszeniem: „powiedzcie zaproszonym”; „wszystko jest gotowe”. A gdy to nie wystarcza, szuka gości weselnych jeszcze usilniej: „idźcie na rozstajne drogi”, „zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie”.
Chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć, że przypowieść ta jest odniesieniem do najcudowniejszej uczty, jaką jest Eucharystia. To w niej jesteśmy szczególnie usynowieni. To pokarm o wiele cenniejszy niż jakakolwiek uczta weselna, bankiet, studniówka, wieczór panieński czy kawalerski, arcyważne spotkanie biznesowe albo nawet towarzyskie.
Eucharystia to przecież uobecnienie męki i śmierci Jezusa, czyli największego przymierza, jakie Bóg zawarł między nami a Nim samym. Ofiarował przecież własnego Syna za nasze zbawienie, a teraz Syn składa ją w każdej Mszy świętej mimo, że raz na zawsze została złożona na krzyżu. Jednak ta uczta to coś więcej. W niej stajemy się przemienieni na wzór Chrystusa, a ona staje się dla nas źródłem sił witalnych. Czy można więc nie przyjąć na nią zaproszenia? Okazuje się, że można. Niewdzięczność i zatwardziałość ludzkiego serca jest tak ogromna, że można nie przyjąć zaproszenia, znajdując tysiące powodów ważniejszych. Można też przyzwyczaić się do uczty, przyjmować pokarm z grzechem ciężkim, albo nie mieć świadomości, że na niej naprawdę jest obecny Bóg, który nas karmi.
A teraz życie. Niedzielny poranek. Godzina 6.30, poranna Eucharystia, a po niej obchód dziesięciu pięter w szpitalu wieloprofilowym. Kolejne sale i wypowiadane słowa: „Ciało Chrystusa”. W jednej z takich sal byli mężczyźni, z których nikt nie miał ochoty przyjąć Eucharystii, a wizytę księdza traktowali rutynowo. Za każdym razem słyszałem: „nie, nie, nie” i tak samo było tego dnia. Jednak okoliczności sprawiły, że na koniec obchodu całego szpitala poszedłem do nich jeszcze jeden raz, proponując, by może jednak… I nic. O godzinie 17.00 odprawiałem Eucharystię w kościele parafialnym. Po mszy zorientowałem się, że w tym czasie dzwonił telefon od rodziny jednego z tych chorych, bo nagle krwotok… Mężczyzna zmarł. Na początku miałem poczucie winy. Ja, kapelan, nie zdążyłem. Myślałem: „Tyle razy chodziłem i jeden jedyny raz, kiedy akurat w czasie Eucharystii nie mogę odebrać telefonu, chory nagle odszedł”. Później przyszła chwila refleksji. Najwidoczniej tak musiało być. Przy okazji mojej kolejnej wizyty, kiedy wszedłem do tej sali, panowie powiedzieli mi o śmierci ich sąsiada. Zaproponowałem więc, że odprawię za niego Eucharystię i zaprosiłem ich na nią. Zgodzili się, a potem zmobilizowali innych, by pomodlić się duszę zmarłego mężczyzny.
Ta sytuacja była lekcją pokory dla wszystkich. Dla mnie, że nie można być zawsze i wszędzie. Dla tych mężczyzn i innych chorych, że wcale nie będzie tak, że przed śmiercią się nawrócą, że zdążą się wyspowiadać, bo ona przychodzi nieoczekiwanie, a czasem z zaskoczenia. I trzeba wykorzystywać okazje do przemiany, które napotykamy codziennie, a które Pan Bóg aranżuje.
Dopóki żyjemy, jest czas łaski, czas nawracania się. Ale nawet cierpliwość króla z przypowieści się skończyła. Nasze życie także kiedyś dobiegnie końca. Dlatego nie zostawiajmy nawrócenia na ostatnią chwilę. Jedno jest pewne: zawsze Pan Bóg będzie walczył o nas do końca. Ale ta nasza wolna wola, wolność, którą Pan Bóg nam podarował, jest dla nas sprawdzianem. Można przecież Panu Bogu powiedzieć „nie”.
Panie Jezu, na moim klęczniku w pokoju znajduje się modlitewnik apostolstwa dobrej śmierci. Lata korzystania z niego odbiły się już na jego wyglądzie. Każdego dnia kiedy rano wstaję, zaczynam dzień od modlitwy do Ducha Świętego i modlitwy o dobrą śmierć: „Udziel mi łaski, bym żył i umierał w Twojej świętej miłości i nigdy Cię nie obraził”. Proszę dopomóż, bym nigdy nie zaprzepaścił szans, które mi stawiasz na drodze mego życia. Przecież sam zapewniasz: „Oto stoję u drzwi i kołaczę, kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy z nim będę wieczerzał, a on ze Mną”.