Z Matką Bolesną kroczymy za Jezusem
Tajemnic związanych z cierpieniem Maryi jest bardzo wiele. W Syrakuzach, w La Salette Matka Boża płakała. Także w Lourdes miała smutne oblicze, gdy mówiła, że ludzie nie chcą się nawracać, że potrzeba czynić za nich pokutę.
2022-09-14
Komentarz na wspomnienie liturgiczne Najświętszej Maryi Panny Bolesnej
Na początku anegdota: U początków działalności Apostolstwa Chorych, założyciel – ks. Michał Rękas, przybył z pielgrzymką do Lourdes. Dokładnie było to 20 lipca 1933 r. Istniał kiedyś zwyczaj – może nadal obowiązuje (nie wiem) – że można było odprawić Mszę świętą w Grocie jedynie wraz pielgrzymami – osobami chorymi, które organizujący (odprawiający Mszę świętą) przyprowadził do tego miejsca. Gdy ks. Michał przygotowywał się do Mszy świętej w zakrystii, zwrócono mu uwagę i przypomniano o tym zwyczaju. Ze stoickim spokojem odpowiedział, że właśnie przybył do Groty z 13-tysiącami członków Apostolstwa Chorych z Polski. Zakrystianin jeszcze raz wyszedł – no i nie zobaczył tak sporej grupy osób. Wówczas założyciel Apostolstwa Chorych wytłumaczył, że Apostolstwo to wspólnota kilkunastu-tysięczna, że wszyscy teraz łączą się z nim duchowo w Grocie (nie było wówczas jeszcze łączy internetowych!), że nic nie naciąga, że właśnie tak jest. I odprawił Mszę świętą w Grocie.
Czasy się zmieniły. Z Polski możemy przybyć fizycznie do Lourdes. Nas tutaj – przywołując dawną historię ks. Rękasa – również jest nie tylko 260 osób. Jest z nami Sylwia z Nowej Rudy, obecnie rehabilitowana w szpitalu w Bystrzycy Kłodzkiej, Anna z Mizerowa, która była na pierwszej pielgrzymce z Katowic, jest z nami Anna z Katowic zmagająca się z samotnością, Drogomiła z Katowic, chora na dystonię, od kilku lat zamknięta w swoim mieszkaniu z racji choroby i … kilkaset, o ile nie tysięcy chorych, którzy polecali się naszym modlitwom. I znowu nie naciągam. Przed wyjazdem pani Katarzyna z Apostolstwa Chorych zorganizowała akcję w mediach społecznościowych, przekazując informację o pielgrzymce i o tym, że kto chce, może przesłać intencje modlitewne, a my je przywieziemy tutaj – do Lourdes, do Matki Bożej. Tych intencji jest ponad… 700. Przez cały czas pielgrzymki modliliśmy się w tych intencjach, także Eucharystie ofiarowałem w przysłanych intencjach.
Gdy piszę Jesteśmy w Lourdes, u Matki Bożej, by prosić o łaskę zdrowia. Prosimy Jej Syna o uzdrowienie najpierw naszego serca, z wszelkich form niepełnosprawności. One są znaczenie trudniejsze w wyleczeniu, niż choroby somatyczne. Chorzy często uczą mnie, że na „zewnątrz” można mieć różne dolegliwości, ale „wewnątrz”, w sercu, być bardzo zdrowym. Wspomniana Drogomiła chora na dystonię [dystonia to choroba powodująca występowanie ruchów mimowolnych, skręcania i wyginania różnych części ciała w nienaturalny sposób] często mówi, że jej cierpienie jest łaską, że rozmawia z Panem Jezusem Ukrzyżowanym, że jedynie co pragnie, to Komunii świętej, że „co my byśmy robili bez księży, którzy przynoszą nam Chrystusa” – przywołując jej słowa. Jej serce – mówię o sercu w sensie duchowym – jest absolutnie pełnosprawne i zdrowe. Ofiaruje się za dusze czyśćcowe. Jest naprawdę szczęśliwą osobą.
Matko Najświętsza, proszę Cię pokornie, przekaż Twojemu Synowi, by uzdrowił moje serce, by stało się choć trochę podobne do serca Drogomiły, do serca św. Bernadetty, do Twojego Niepokalanego Serca. Proszę Cię niech Twój Syn uzdrowi nasze serca. On – wierzymy w to głęboko – kocha nas.
W postawie pełnej prostoty i miłości Maryja objawiła się Bernadetcie. Bernadetta najpierw doświadczyła „na własnej skórze”, że Pani [Piękna Pani] jest dla niej dobra, że zwraca się do niej z wielkim szacunkiem i godnością. To nie przez przypadek, że u wejścia do farmy-gospodarstwa nieopodal Groty Massabielskiej, gdzie mieszkają (uczą się na powrót życia, są na odwyku), młodzi ze wspólnoty z Cinaccolo, wyryto napis – słowa Maryi skierowane do Bernadetty. Były najpierw dla Bernadetty, prostej góralki, nieraz pomiatanej przez innych, niezwykłe. Są one niezwykłe, uzdrowieńcze dla tych, którzy kiedyś przez grzech utracili swoją godność. Są one niezwykłe i uzdrowieńcze także dla nas.
Szczególnie akcentuję doświadczenie miłości, Bożej Miłości, bo bez niej trudno zrozumieć kolejne etapy duchowej formacji, które daje nam Maryja, Bernadetta, obecne również w duchowości Apostolstwa Chorych; drogi również pełnej miłości. Kolejnym etapem z miłości (tylko z miłości i w miłości) odkrywane to powołanie do naszej (konkretnie: mojej i Twojej) obecności przy Jezusie Opuszczonym w Ogrójcu i Jezusie ukrzyżowanym. To nasza jedność z Nim, Chrystusem cierpiącym. Jedność z Chrystusem obecnym w drugim cierpiącym na duszy i ciele człowieku.
Szczególnie przypomina nam o tym dzisiejsze wspomnienie, Matki Bożej Bolesnej. Miecz, który został zapowiedziany przez proroka Symeona, który miał przeniknąć Serce Maryi – przekazuje to Tradycja – związany był z tajemnicami życia Matki Bożej: proroctwem Symeona, ucieczką do Egiptu, szukaniem Pana Jezusa w świątyni, spotkaniem z Panem Jezusem dźwigającym krzyż, Jego śmiercią na krzyżu, zdjęciem z krzyża Jego Ciała i złożeniem Pana Jezusa do Grobu.
Tych tajemnic związanych z cierpieniem Maryi było zapewne znacznie więcej, w Jej życiu doczesnym i później. W Syrakuzach, w La Salette Matka Boża płakała. Także w Lourdes miała smutne oblicze, gdy mówiła, że ludzie nie chcą się nawracać, że potrzeba czynić za nich pokutę. Smutny wyraz twarzy obecny był na obliczu Bernadetty, gdy słyszała te słowa Maryi.
Prowokacyjnie – być może – brzmią w naszych uszach słowa autora Listu do Hebrajczyków. Mówię, „prowokacyjnie”, bo może trudno nam dzisiaj, współcześnie, przyjąć je: „Chociaż [Chrystus] był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał”. Każdy mądry rodzic wie, że z wychowaniem dziecka związany jest wielki wysiłek, okupiony nieraz – cierpieniem. Ostatecznie – życie to pokazuje – autentyczna miłość krystalizuje się w cierpieniu. Jezus kochając nas do końca, podjął mękę i śmierć dla naszego zbawienia. Maryja kochając do końca swojego Syna i nas, stanęła pod krzyżem; jako współcierpiąca, jako Bolesna. Kochając „do końca” naszych bliskich, Kościół, kapłanów, grzeszników, również my możemy stanąć pod krzyżem. By różańcem, ofiarowanym cierpieniem (o czym tutaj wyraźnie Maryja mówiła), przyczynić się do swojego i bliźnich zbawienia. By jednocząc się z Jej Synem, stawiać duchowe fundamenty Kościoła, by wspierać kapłanów i misjonarzy, by ratować grzeszników. Wszystko z miłości do Boga, Maryi i Kościoła.