Dobro wraca
Rozmowa z Moniką Poznańską, terapeutą kryzysowym i duszpasterzem świeckim, dyrektorem operacyjnym ds. wolontariatu szpitalnego i dyrektorem oddziału w Krakowie.
2022-12-06
Redakcja: – Jest Pani dyrektorem ds. wolontariatu szpitalnego na teren całej Polski. Czym ów wolontariat szpitalny się zajmuje?
Monika Poznańska: – Działamy w ramach Fundacji „Dobrze, że jesteś”. To jedyna w Polsce organizacja, której wolontariusze każdego dnia niosą stałą pomoc (40 tysięcy godzin rocznie) pacjentom przebywającym na onkologicznych i hematologicznych oddziałach szpitalnych. Fundacja działa w szpitalach w Warszawie, Krakowie, Gdańsku, Wrocławiu i Poznaniu – w sumie na 28 oddziałach. Organizujemy wolontariat stały, który nie sprowadza się tylko do pojedynczych akcji, ale zapewnia pomoc i obecność wolontariuszy w szpitalach w systemie ciągłym, dzień w dzień, od 14 lat. Jest to wolontariat wysoko wyspecjalizowany, zakrojony na bardzo dużą skalę. Wymaga to stałej rekrutacji, szkoleń, koordynacji i monitorowania dyżurów oraz współpracy ze szpitalami.
– W jakich konkretnie placówkach działa Wasz wolontariat?
– Są to: w Warszawie: Centrum Onkologii, Instytut im. Marii Skłodowskiej-Curie, Instytut Hematologii i Transfuzjologii, Samodzielny Publiczny Centralny Szpital Kliniczny, Klinika Hematologii; we Wrocławiu: Dolnośląskie Centrum Onkologiczne, Klinika Hematologii Akademii Medycznej; w Krakowie: Szpital Specjalistyczny im. Ludwika Rydygiera, Szpital Uniwersytecki; w Poznaniu: Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej MSWiA, Szpital Kliniczny Przemienienia Pańskiego, Szpital Uniwersytetu Medycznego im. H. Święcickiego; w Gdańsku: Uniwersyteckie Centrum Kliniczne.
– Oprócz koordynacji działań wolontariatu w tych miejscach, sama również jest Pani wolontariuszką.
– Tak, z jednej strony jako dyrektor koordynuję całość naszych działań i z racji swojego wykształcenia psychologicznego służę wsparciem merytorycznym w zakresie wolontariatu (np. szkolenia), z drugiej strony, z racji wykształcenia teologicznego, w Szpitalu Specjalistycznym im. Ludwika Rydygiera w Krakowie pełnię funkcję świeckiego duszpasterza.
– Jakie są Pani zadania jako świeckiego duszpasterza?
– Pomagam księdzu kapelanowi w posłudze, podejmując rozmowy z pacjentami znajdującymi się w kryzysie duchowym. Ksiądz kapelan skupia się przede wszystkim na posłudze sakramentalnej względem chorych, bo w tym nikt nie może go zastąpić, ma również czas na rozmowy. Ponieważ jednak Szpital im. Rydygiera jest dosyć duży i kapelan nie zawsze jest w stanie dotrzeć od razu do wszystkich chorych, wspieram go w posłudze rozmów z pacjentami. Na oddziałach onkologicznych i hematologicznych pacjenci szczególnie potrzebują takiej pomocy, bo oprócz głównego kryzysu, z jakim się zmagają, czyli samej choroby, często doświadczają także głębokiego kryzysu egzystencjalno-duchowego. Nasze doświadczenie pokazuje, że zapotrzebowanie na rozmowy związane z duchowością jest bardzo duże, a personel medyczny nie zawsze jest w stanie odpowiedzieć na takie potrzeby chorych.
– Jakie posługi na oddziałach podejmują wolontariusze?
– Wolontariusze służą chorym przede wszystkim obecnością i rozmową. Zgodnie z nazwą naszej Fundacji „Dobrze, że jesteś”, jako główne zadanie stawiamy sobie towarzyszenie pacjentom i ofiarowanie im swojego czasu. Gdy jest taka potrzeba, robimy dla chorych także drobne zakupy, zwłaszcza, gdy są z daleka i rodzina ich nie odwiedza. Ponadto pomagamy i towarzyszymy chorym w ich szpitalnej codzienności – czasem zaprowadzimy do kaplicy, pomodlimy się wspólnie, podamy kubek wody. Nasi wolontariusze nie włączają się w zabiegi medyczne, jak to bywa czasem w hospicjach. Na prośbę pacjentów pomagamy im jednak w pielęgnacji, np. w myciu włosów lub zrobieniu makijażu po chemioterapii.
– Kto może zostać wolontariuszem?
– Wolontariuszem powinna być osoba pełnoletnia, bo wolontariat na oddziałach onkologicznych i hematologicznych jest obciążający psychicznie. Poza tym nie ma innych ograniczeń wiekowych. Gdy tylko ktoś ma pragnienie służenia chorym z otwartym sercem i życzliwością, jest zaproszony, by do nas dołączyć. Nabór na wolontariat prowadzimy przez cały rok, natomiast wiosną i jesienią organizujemy w tym celu działania zakrojone na szerszą skalę. Prowadzimy działania promocyjne i marketingowe, organizujemy spotkania informacyjne itd. Oczywiście, zanim kandydat zostanie wolontariuszem, musi przejść niezbędną weryfikację i odpowiednie szkolenia przygotowujące go do pracy na oddziale szpitalnym. Wolontariat to odpowiedzialne zadanie, dlatego też dbamy o to, aby do służby chorym trafiały osoby do tego odpowiednio przygotowane. Naszymi wolontariuszami są osoby w różnym wieku i różnych profesji. Często są to np. studenci psychologii, dla których taka posługa jest bardzo dobrą formą nauki warsztatu terapeutycznego.
– Jak liczne jest grono wolontariuszy?
– Przed pandemią wolontariuszy było bardzo wielu, niestety era Covidu-19 mocno przerzedziła nasze szeregi. Na szczęście udało nam się odbudować wolontariat i obecnie we wszystkich placówkach, w których działamy, jest nas ok. 300 osób.
– Jak pacjenci przyjmują obecność na oddziale wolontariuszy, a więc osób spoza personelu medycznego?
– Najczęściej spotykamy się z ogromną życzliwością zarówno ze strony pacjentów, jaki i personelu medycznego. Personel medyczny nieraz mówi nam, że chorzy na nas czekają. Pacjenci szybko oswajają się z naszą obecnością na oddziale i w zdecydowanej większości przypadków jesteśmy przyjmowani życzliwie, a także ze zdziwieniem, że jest aż tyle osób, które chcą bezinteresownie służyć innym. Oczywiście spotykamy również pacjentów zamkniętych w sobie, niechętnych do kontaktu i współpracy. Są to najczęściej ci chorzy, którzy albo czekają na diagnozę albo są krótko po jej usłyszeniu. Jest to dla nich moment największego kryzysu, bo wówczas ich zorganizowany świat rozpada się na kawałki i stają przed wielką niewiadomą. Bywa, że są wtedy niemili i nieprzyjemni, nie chcą rozmawiać, nie można do nich dotrzeć. Wiemy, co się za tym kryje i podchodzimy do tego z otwartością serca. Rozumiemy, że złoszczą się tak naprawdę nie na nas, ale na sytuację, w której się znaleźli, a której nie akceptują. Każdy pacjent przeżywa chorobę na swój, indywidualny sposób i wolontariusze muszą być przygotowani na różne reakcje z ich strony. Warto pamiętać, że wolontariat szpitalny ma nieco inną specyfikę niż chociażby wolontariat hospicyjny. Pacjenci w szpitalu są bowiem na innym etapie choroby niż ci w hospicjum. To ma zasadnicze znaczenie dla rodzaju wsparcia, jakiego trzeba udzielić chorym.
– Wspomina Pani o pewnych trudnościach związanych z posługą wolontariuszy w szpitalu. A co jest dla Was radością w tej służbie?
– Radość daje nam każdy uśmiech chorego, każda rozmowa. Nasi pacjenci mają wielkie bogactwo życiowych doświadczeń, którym często dzielą się z nami. Spotkałam na oddziale wielu fantastycznych ludzi, z piękną historią życia, pełnych pasji. Osoby te głęboko zapisały się w mojej pamięci i sercu. Jedna z pacjentek, która już wyzdrowiała – pani Helena – sama była wolontariuszką w hospicjum. Opowiadała mi o swoim doświadczeniu wolontariatu i o tym, że czymś pięknym jest dla niej możliwość bezinteresownego pomagania innym. Z kolei inna pacjentka zajmowała się aktywizacją seniorów w swoim środowisku i nieraz mówiła mi, że nie ma czasu chorować, bo musi wracać do swoich podopiecznych.
– To przykłady, które pokazują, że dobro wraca. Kiedyś te pacjentki okazały serce innym, a teraz same doświadczyły bezinteresownego wsparcia.
– Tak. To, co one kiedyś dały, teraz otrzymują z powrotem. Choćby dlatego warto to dobro po prostu dawać. Abyśmy mieli siłę, by to dobro nieść innym, inspirujemy się słowami z Listu św. Pawła do Galatów: „Jedni drugich brzemiona noście” (Ga 6, 2). Bo mówiąc obrazowo: kiedy jeden człowiek będzie miał sam udźwignąć 50 kilogramową belkę, od razu się załamie, ale jeśli tych osób do dźwigania znajdzie się więcej, to nawet tak duży ciężar nie będzie stanowił żadnego problemu. Osobiście inspiruję się także jednym z dzieł św. Edyty Stein „O zagadnieniu wczucia”. Napisała je na podstawie własnego doświadczenia wolontaryjnego, gdy była wolontariuszką podczas I wojny światowej w szpitalu jako pielęgniarka. Święta Edyta Stein napisała, że służba potrzebującemu człowiekowi kształtuje w nas postawę współodczuwania, poszerza nasze serca i empatię. Dlatego wczucie się w położenie drugiego człowieka rodzi w nas pragnienie zaopiekowania się nim, usłużenia mu.
– Z jednej strony w dzisiejszych czasach obserwujemy kryzys służby i brak zainteresowania problemami innych osób, z drugiej strony – pokazują to chociażby Wasze działania – na naszych oczach dokonuje się ogromnie wiele dobra wyrażającego się właśnie w służbie drugiemu człowiekowi.
– Myślę, że pojęcie służby zwykle kojarzy się z czymś trudnym, bo wymaga odpowiedzi na głos, który niegdyś usłyszało się w sercu. Każda prawdziwa służba jest powołaniem i ów kryzys służby, o którym mówimy, związany jest z lękiem, by najpierw odkryć miejsce swojej posługi, a potem się w tę posługę zaangażować. Słusznie pani zauważyła, że dzisiaj jako całe społeczeństwa bardziej skupiamy się na własnych sprawach i problemach, a mniej chętnie spieszymy z pomocą innym. Tak jest wygodniej. Ale taka postawa ma swoje określone konsekwencje. Bo jeśli będziemy skupiać się tylko na sobie, w końcu dojdziemy do momentu, w którym nie będziemy już pytać „dla kogo?”, a jedynie „dlaczego?”. To może doprowadzić do głębokich kryzysów duchowych i egzystencjalnych i do pytań o sens życia w ogóle. A sens życia – jak mówił Wiktor Frankl – musi być odkryty, a nie wymyślony. Na marginesie warto wspomnieć, że on sam odkrył sens życia, będąc w Auschwitz. Okazuje się wiec, że swoje powołanie i sens życia można odkrywać także w trudnych chwilach, w niesprzyjających okolicznościach. I dopóki człowiek nie dojdzie do momentu, w którym zada sobie pytanie: „do czego zmierzam i jakie jest moje miejsce w tym świecie?”, dopóty będzie uciekał przed każdą formą służby i poświęcenia się dla dobra drugiego człowieka.
– Dziękuję Pani za rozmowę.
Zobacz całą zawartość numeru ►