Lourdes jest jak magnes
Rozmowa z Marią Kołodziej z Mikołowa, uczestniczką II, III i IV Archidiecezjalnej Pielgrzymki Osób Chorych i Niepełnosprawnych do Lourdes.
2022-12-06
Redakcja: – Jest Pani osobą niepełnosprawną od urodzenia?
Maria Kołodziej: – Zachorowałam jako 6-miesięczne niemowlę na paraliż dziecięcy, zwany chorobą Heinego-Medina. Po przebyciu tej choroby pozostał mi niedowład nogi. Ponieważ choroba ta powoduje zniekształcenia i przykurcze, w wieku 21 lat przeszłam konieczną operację polegającą na wydłużeniu ścięgna Achillesa oraz przeszczepy mięśni. Operacja ta znacznie poprawiła jakość mojego chodzenia i sprawiła, że przez długie lata mogłam poruszać się bez kul. Z wiekiem niestety choroba ta postępuje i od 2016 r. chodzę już o kulach.
– Mieszka Pani sama, jak zatem radzi Pani sobie na co dzień?
– Od dziecka byłam uczona samodzielności i wychowywana w taki sposób, by umieć sobie w życiu poradzić. Nigdy w niczym mnie nie wyręczano i dzięki temu w wielu sytuacjach dawałam sobie radę. Również przez lata prowadzona rehabilitacja – wytrwale i regularnie – przyczyniła się do tego, że wciąż jestem w miarę sprawna i samodzielna. Od czasu pandemii nie wychodzę już z domu sama, bo moja niesprawność się pogłębiła i pokonywanie dłuższych odległości jest dla mnie dużym problemem. Jeśli chcę wyjść z domu np. do kościoła lub gdzieś wyjechać, korzystam z uprzejmości i pomocy innych.
– O Pani samodzielności świadczy także to, że przez wiele lat była Pani aktywna zawodowo.
– Tak. Po maturze przez 30 lat pracowałam na etacie w Fabryce Palenisk Mechanicznych w Mikołowie, w dziale technologicznym. Dzięki temu wypracowałam emeryturę, co teraz – w starszym wieku – daje mi pewną finansową niezależność, a przez to poczucie bezpieczeństwa.
– W tym roku już po raz trzeci pielgrzymowała Pani do światowej stolicy chorych. Jak zaczęła się ta lourdzka przygoda?
– Właściwie wszystko zaczęło się już w dzieciństwie. W moim rodzinnym domu, odkąd tylko pamiętam, stała kapliczka przedstawiająca Matkę Bożą w Grocie. Prawdopodobnie była to kapliczka należąca do mojej babci, która mieszkała razem z nami. Wówczas słowo „Lourdes”, które słyszałam w domu, było dla mnie raczej dalekie i niezrozumiałe, ale pamiętam, że dbałam o tę kapliczkę, bo wiedziałam, że Matka Boża jest kimś ważnym. Chyba już wtedy w moim sercu zaczęło kiełkować pragnienie, by kiedyś odwiedzić Matkę Bożą w prawdziwej Grocie Massabielskiej.
– To pragnienie spełniło się po raz pierwszy w 2017 r.
– Tak, a niewiele brakowało, że spełniłoby się już 2 lata wcześniej, czyli w 2015 r., kiedy z archidiecezji katowickiej wyruszała I Pielgrzymka Osób Chorych i Niepełnosprawnych do Lourdes. Wtedy jednak trochę się wystraszyłam, bo nic nie wiedziałam o Lourdes i bałam się, że jednak sobie nie poradzę. Byłam już zapisana, ale ostatecznie zrezygnowałam z wyjazdu. W 2017 r. odważyłam się pojechać i nie żałuję tej decyzji. Też towarzyszyły mi obawy, ale zaufałam Bogu i Maryi i pojechałam. Po tej pierwszej pielgrzymce, którą przeżyłam bardzo głęboko, postanowiłam, że jeszcze wrócę do Lourdes. Modliłam się o to gorąco. Dzięki Bożej pomocy i życzliwości dobrych ludzi udało mi się pojechać do Lourdes także w 2019 r. Po powrocie z mojej drugiej pielgrzymki znów modliłam się, abym mogła pojechać kolejny raz. I tak, kiedy po przerwie spowodowanej ogólnoświatową pandemią znowu pojawiła się możliwość wyjazdu do Lourdes, nie wahałam się ani chwili. Tym sposobem było mi dane pielgrzymować do światowej stolicy chorych już trzykrotnie. Teraz będę się modlić dalej, abym mogła tam jeszcze wrócić. Lourdes jest jak magnes, który przyciąga mnie i nie pozwala o sobie zapomnieć.
– Dwie pierwsze pielgrzymki przeżyła Pani, podróżując do Lourdes pociągiem. Tegoroczna pielgrzymka dotarła na miejsce samolotem.
– Dla mnie najważniejsze było to, aby dostać się do Lourdes. Środek transportu był sprawą drugorzędną. Podróżując pociągiem prawie 40 godzin w jedną stronę, mieliśmy czas na poznanie się i na wspólną modlitwę, przeżywając piękne rekolekcje w drodze. Podróż samolotem natomiast była dużo krótsza i przez to wygodniejsza, a poza tym nie dłużyło mi się tak do spotkania z Matką Bożą. Jak widać, we wszystkim można znaleźć dobre strony.
– Co najbardziej urzekło Panią w Lourdes?
– Wszystko! Klimat ciszy i modlitwy panujący w tym miejscu jest niesamowity. Wielkim przeżyciem są dla mnie zawsze procesje eucharystyczna i światła, kiedy doświadczam piękna wspólnoty tworzonej wraz z innymi chorymi i ich opiekunami. Oczywiście Msza święta w Grocie w języku polskim również sprawia, że czuję się szczególnie przygarnięta przez Maryję i Jej Syna. Lourdes urzeka mnie także piękną architekturą. Szczególnie podoba mi się potężna podziemna bazylika Piusa X i bazylika różańcowa. Na terenie sanktuarium w Lourdes wszystko jest tak zorganizowane, aby przede wszystkim osobom chorym stworzyć najlepsze warunki do modlitwy: ważne miejsca kultu są usytuowane blisko siebie, nie ma barier architektonicznych, a osoby na wózkach inwalidzkich wszędzie mają pierwszeństwo.
– Może Pani podzielić się tym, jakie szczególne intencje wiozła Pani w tym roku do Matki Bożej?
– Moją najważniejszą intencją jest za każdym razem dziękczynienie za życie i za wszystko, co mnie w nim spotkało. Dziękuję za najbliższych, za dobrych ludzi, którzy mi na co dzień bezinteresownie pomagają, za wszelkie otrzymane łaski. Co do próśb, zawsze modlę się o to, abym jak najdłużej była samodzielna i nie sprawiała innym kłopotu swoją niepełnosprawnością. Ufam Panu Bogu i Maryi i wiem, że zatroszczą się o mnie.
– Mimo niepełnosprawności jest Pani osobą pogodną i pełną energii. Jaka jest Pani recepta na to, aby mimo niepełnosprawności i trudów z nią związanych wciąż cieszyć się życiem?
– Siłę daje mi wiara i dobrzy ludzie wokół. Staram się nie zamykać przed kontaktami z innymi ludźmi. Na ile to możliwe rozwijam swoje zainteresowania. Kiedyś np. przez dłuższy czas uczestniczyłam w zajęciach malarskich, bo bardzo lubię prace plastyczne. Jestem także członkiem Stowarzyszenia „Siloe”, które zrzesza m.in. osoby samotne i starsze. Stowarzyszenie organizuje wiele ciekawych wyjazdów, pielgrzymek i spotkań. Jeśli tylko mam taką możliwość i znajdzie się dla mnie opiekun, chętnie uczestniczę w tych wydarzeniach. Są one dla mnie nie tylko okazją do poznawania nowych, ciekawych miejsc, ale przede wszystkim do spotkań z drugim człowiekiem, dzięki czemu nie czuję się samotna. Dobry człowiek obok to skuteczne lekarstwo na wiele kłopotów i bolączek.
– Bardzo dziękuję Pani za rozmowę.