Iść ku Bogu drogą zawierzenia
Aby na to wszystko co znane, przewidywalne - lub przeciwnie - nieznane i niespodziewane, odpowiedzieć całym sercem „tak”, nie wystarczy sama odwaga. Trzeba jeszcze nauczyć się ufać – bezgranicznie i bezwarunkowo.
2023-03-25
Rozważanie do fragmentu Ewangelii Łk 1,26-38
4. Tydzień Wielkiego Postu
Przeżywamy właśnie ostatnie tygodnie Wielkiego Postu a tu przypadło nam dziś w darze Słowo Boże opisujące wydarzenie pozornie nie mające wiele wspólnego z misterium męki, śmierci i zmartwychwstania Pańskiego. Jednak czy aby na pewno?
To przecież tamto wielkoduszne i odważne „tak” młodziutkiej dziewczyny z Nazaretu dało początek wielkiemu dziełu zbawienia, które dokonało się na ołtarzu Krzyża a uwieńczone zostało ostatecznym zwycięstwem Jezusa nad śmiercią i szatanem.
Kiedy ten sam fragment czytałam przed wielu laty, jeszcze jako młoda dziewczyna, później kobieta, nie potrafiłam do końca ocenić wagi tego Maryjnego „fiat”. Zresztą, czy sama Maryja wiedziała na co wyraża swą zgodę wobec dziwnego Posłańca, przynoszącego jeszcze bardziej dziwne, niepojęte i po ludzku niemożliwe wieści?
Czy poza tym „tak” i jedynym wypowiedzianym pytaniem „Jakże się to stanie…” nie targały Nią także inne obawy i wątpliwości? A przecież mogło ich być naprawdę bardzo wiele: „Jak mam o swej prawdomówności przekonać moich rodziców i Józefa, który mnie kocha i pewnie pragnie być ojcem moich dzieci?, Co pomyślą nasi sąsiedzi i krewni. A może wraz z innymi, którzy mnie nie znają, zechcą mnie ukamieniować? A gdy nawet ujdę z życiem, to jak sobie poradzę, jeśli Józef odwróci się ode mnie lub mnie opuści? A nawet jeśli nie, to jak ułożą się moje i jego relacje z Synem, który będzie przede wszystkim Synem Najwyższego i Jedynego Boga?
Maryja była młoda i niewinna, ale z pewnością nie była naiwna. Jeśli nawet nie dokładnie takie, to domyślam się, że bardzo podobne pytania, mogły zaprzątać jej myśli.
A to tylko wierzchołek wielkiej góry. Czy gdy Anioł mówił "znalazłaś łaske u Boga" zdawała sobie sprawę, jak niełatwe życie przypadnie Matce Bożego Syna? Pełna trudów wędrówka do Betlejem, uboga, brudna stajnia zamiast czystej izdebki należnej położnicy, ucieczka przed zabójcami czyhającymi na maleńkiego synka, los wygnańców w obcej, nieznanej ziemi. A potem? Wczesne wdowieństwo, nieraz zgoda na samotność w imię zbawiania świata, oszczerstwa na temat własnego dziecka, których z pewnością niemało się nasłuchała. A jeszcze póxniej? Złowieszcze żądanie: „ukrzyżuj go, ukrzyżuj” wydobywające się z tłumu, który dopiero co słał gałązki palmowe pod stopy oślęcia niosącego na swym grzbiecie Jej Syna. No i zdrada i zaparcie się tych, których miłował nad życie, tych, którzy 3 lata łamali chleb z Nią i Jej Synem, którzy słuchali Jego nauk i widzieli Jego cuda…
A potem? Spojrzenie spod opuchniętych, skatowanych powiek, w którym z trudem rozpoznać mogła oczy swego Syna, stuk niemiłosiernych młotów wbijających gwoździe w dłonie, które nigdy i nikomu nie uczyniły nic złego. I krew… tyle krwi!
Aby na to wszystko co znane, przewidywalne - lub przeciwnie - nieznane i niespodziewane, odpowiedzieć całym sercem „tak”, nie wystarczy sama odwaga. Trzeba jeszcze nauczyć się ufać – bezgranicznie i bezwarunkowo – Temu, który jest naszą jedyną Drogą, Prawdą i Życiem. Maryjne „niech mi się stanie według słowa Twego” może nas nauczyć takiej postawy wobec przeciwności, cierpień i utrapień, których każdy z nas doświadcza na co dzień. Obyśmy pod wieczór każdego naszego dnia, także tego ostatniego - umieli z pełnym przekonaniem powiedzieć: Jezu, ufam Tobie.