Płomień w Sercu Boga
Jej pragnienie cierpienia miało źródło w miłości do Chrystusa, w niezmierzonym pragnieniu zjednoczenia się z Nim. Nie pragnęła jednak cierpienia i bólu dla niego samego, ale chciała spożytkować go dla dobra innych.
2023-04-03
Nie można powiedzieć o św. Weronice Giuliani, że była osobą skłonną do kontemplacji, która kojarzy się z potrzebą cichości, spokoju, skupienia. Była bystra, szybka, reagowała impulsywnie. Ale Bóg od samego początku przygotowywał jej serce na wielkie rzeczy, które wobec niej zaplanował. Od jej urodzenia dzieli nas sporo czasu, przyszła bowiem na świat 27 grudnia 1660 r. w Mercatello we Włoszech. Kiedy konająca matka Benedykta powierzała swoich pięć córek Ranom Chrystusa, Urszuli (bo takie było jej imię chrzestne) przypadła Rana z przebitego boku Zbawiciela. I tam też ukryła się i pozostała przez całe swe życie. Stamtąd także obdarowywana była licznymi łaskami, które towarzyszyły jej od najwcześniejszego dzieciństwa.
W swoim dzienniczku notuje, że jeszcze będąc niemowlęciem, widziała postacie ze świętych obrazów, które stawały przed jej oczyma jakby żywe. Dzieciątko Jezus ochoczo wyciągało ku niej rączki, a Urszula domagała się od piastującej ją na ręku matki, by ta przybliżyła ją do obrazu. Gdy w końcu stało się zadość tej prośbie, dziewczynka ucałowawszy Dzieciątko, uspokajała się natychmiast. Z tych najwcześniejszych wspomnień św. Weronika przytacza też niesamowite spotkanie z Dzieciątkiem, kiedy to ujrzała Je przy swoim ulubionym zajęciu – zrywaniu kwiatów. „Ja jestem prawdziwym kwiatem” – powiedział Jezus i zniknął, ale to spotkanie zapoczątkowało dla Urszuli nowe spojrzenie na świat. Dostrzegała jego piękno lecz doskonale zrozumiała, że nie można zatrzymywać swojej uwagi – nawet w czystym podziwie – jedynie na rzeczach stworzonych. Są one bowiem przemijające i nigdy nie będą w stanie dać człowiekowi szczęścia, bo nie niosą w sobie wieczności, ale dążą nieuchronnie do swojego końca. Święta Weronika szukała odtąd we wszystkim i we wszystkich tylko Jezusa, biegając z jednego miejsca w drugie i sprawdzając czy czasami nie czeka tam na nią jej stęskniony Kwiat. Ta jej ruchliwość zjednywała sympatię wszystkich, którzy nadali jej przydomek „ogień” i choć patrzyli jedynie na cechy zewnętrzne dziewczynki, to trafnie określili to co już zaczynało się, a w przyszłości miało zapłonąć nieugaszonym płomieniem w jej duszy.
U stóp krzyża
Z utęsknieniem czekała na pierwszą Komunię świętą, a gdy nadszedł ten dzień postanowiła ofiarować Bogu całą siebie i prosić o Jego miłość, aby zawsze mogła spełniać Jego najświętszą wolę. Tak dojrzewało w niej powołanie do całkowitego oddania się na służbę Bogu w zakonie. Początkowo ojciec kategorycznie nie zgadzał się z decyzją Urszuli, próbował ją usilnie swatać z licznymi kawalerami. Piękna dziewczyna nie chciała nawet słyszeć o małżeństwie i powtarzała, że jej serce należy już tylko do Jezusa i dla nikogo innego nie ma w nim miejsca. Ojciec oddał ją pod opiekę wuja, od tej pory marniała w oczach, aż w końcu ojciec dowiedziawszy się o stanie jej zdrowia, wyraził zgodę na uprzednią decyzję.
Urszula wstąpiła do klasztoru klarysek kapucynek w Cittá di Castello, które były powszechnie szanowane ze względu na surowy tryb życia jaki prowadziły. 17-letnia Urszula przekroczyła progi klauzury, by zjednoczyć się ze swym Oblubieńcem. Przy obłóczynach otrzymała imię Weronika i tak jak jej święta Patronka, która towarzyszyła Jezusowi w drodze na śmierć, tak też Weronika Giuliani całe swe życie połączy z męką Zbawiciela, trwając wiernie u stóp krzyża.
W licznych wizjach i stanach ekstatycznych Chrystus udzielał jej niezliczonych łask i pociech. Miały one być siłą na czas doświadczeń i trudności. Kiedy więc te mistyczne spotkania kończyły się, św. Weronika płonęła jeszcze większą tęsknotą za Zbawicielem; tym silniej Go miłowała, pragnąc przyjąć z Jego ręki każdy krzyż, który miał ją uświęcić i przyczynić się do zbawienia bliźnich.
Już w nowicjacie okazywała wielką cierpliwość, kiedy jedna ze współsióstr upatrzyła ją sobie jako cel swych niesprawiedliwych oskarżeń. Weronika umocniona łaską Boga – dzielnie znosiła te niezasłużone upokorzenia, ale też bardzo cierpiała z tego powodu, nie pozwalając sobie na jakąkolwiek reakcję sprzeciwiającą się miłości bliźniego. A był to nie lada wyczyn dla jej mocnego i zdecydowanego charakteru.
Ofiarowane cierpienie
Zły duch nękał ją rozmaitymi wizjami, męczył pokusami, a nawet zadawał fizyczne cierpienia. Święta Weronika jednak pośród ciemności duchowych, czyli stanu, w którym wydawała się być całkowicie opuszczoną przez Boga, trwała wiernie pod krzyżem i oddawała się Temu, który przez te wszystkie doświadczenia kształtował ją na wzór drogocennego diamentu. Będąc tak blisko Boga, doskonale widziała, jak bardzo rani Go każdy grzech i jak straszny los sprowadza na dusze. W tych stanach kształtowało się jej powołanie w Kościele jako pośredniczki między Bogiem a grzesznikami i jako ofiary za nich. Łączyła ona swoje życie z Ofiarą Chrystusa, wynagradzając za grzechy bliźnich. Bóg dał jej poznać i zrozumieć cierpienie, którego tajemnica jest tak niezgłębiona. Święta Weronika doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że każda chwila cierpienia dobrowolnie ofiarowanego za ludzi tkwiących w grzechu jest bezcenna. Jej pragnienie cierpienia miało źródło w miłości do Chrystusa, w niezmierzonym pragnieniu zjednoczenia się z Nim. Nie pragnęła jednak cierpienia i bólu dla niego samego, ale chciała spożytkować je dla dobra innych. Spowiednicy uwrażliwiali ją, by miała się na baczności i nie żyła jak cierpiętnica, ale jak osoba przyjmująca i znosząca cierpienie jako ofiarę za innych. Jezus dawał jej niejednokrotnie uczestniczyć w momentach swej męki. Z jej serca nieraz wyrywała się gorąca prośba: „O mój Boże, o nic innego Cię nie proszę, jak tylko o zbawienie grzeszników. Ześlij mi więcej trudu, więcej utrapień, więcej krzyżów”. Przeżywała męki czyśćca a nawet piekło, a widząc jego potworność, chciała stanąć jako brama u jego wrót, by nie wpuścić do niego żadnej duszy i by żadna z nich nie utraciła na wieki Boga.
Naznaczona męką Pana
5 kwietnia 1697 r. św. Weronika będąc w swojej celi, otrzymała dar stygmatów. Tak opisała to wydarzenie: „W pewnym momencie zobaczyłam jak z Jego pięciu ran wyszło pięć jasnych promieni, które zbliżyły się do mnie. Widziałam je, jak stawały się małymi płomieniami. W czterech znajdowały się gwoździe, a w jednym była włócznia jakby ze złota, cała rozżarzona, która przebiła mi serce. Gwoździe natomiast przebiły moje ręce i nogi”.
Pragnąc doprowadzić do Boga grzeszników za zgodą przełożonych i spowiednika zadawała sobie wiele pokut – nakładała na siebie ciężki krzyż lub duży dębowy pień, odprawiała też drogę krzyżową w tunice, którą od wewnątrz obszyła ostrymi kolcami. Zakładała ją zawsze bezpośrednio na ciało. Pisała listy do Jezusa własną krwią, a na swych piersiach wypaliła rozżarzonymi obcęgami Imię Oblubieńca. Przez trzy lata na życzenie Chrystusa spożywała jedynie chleb i wodę. Wszystko po to, aby uczestniczyć w cierpieniach Zbawiciela i wraz z Nim prowadzić ludzi do Boga.
Święta Weronika dobrze poznała Miłość – to Ona doprowadziła ją do czynienia z każdej chwili życia ofiary. Umocniona łaską Jezusa spalała się w tym cierpieniu, pragnąc go jednocześnie jeszcze bardziej, bo rozumiała, że w cierpieniu tkwi źródło odkupienia i zadośćuczynienia. Jej życie stało się nieustannym cierpieniem, w którym spalała się jako ofiara miła Bogu. Można powiedzieć, że owo cierpienie przeniknęło całe jej wnętrze i na sercu również pozostawiło znaki, które – już po śmierci św. Weroniki – zostaną odkryte przez lekarzy. Owe symbole i znaki wyryte na sercu zgadzały się z rysunkiem jaki pozostawiła w swoim dzienniku. Przedstawiają one narzędzia męki Chrystusa: krzyż, włócznię, obcęgi, młotek, gwoździe, bicz, kolumnę biczowania, siedem mieczy Matki Bolesnej i niektóre litery symbolizujące cnoty. Spotykały ją także psychiczne cierpienia. Wielokrotnie była badana i upokarzana, gdyż nie chciano wierzyć w autentyczność stygmatów oraz objawień. W 1716 r. władze Zgromadzenia odwołały zakaz wybierania jej na przełożoną i od razu powołano ją na ten urząd. Pod jej zarządem klasztor prężnie się rozwijał, a Bóg wzbudzał w nim nowe powołania.
Przez zjednoczenie Jezus czyni św. Weronikę swoją oblubienicą – i to staje się celem jej życia. „Miłość bowiem pozwoliła się odnaleźć!” – tak w ostatnich słowach zwróciła się do swoich współsióstr. Miłość, której oddała się całkowicie i bez reszty, miłość, którą czuła już w swoim dziecięcym sercu, przyjmując pierwszą Komunię świętą. Miłość, którą płonęło jej serce, błagając o zjednoczenie z Chrystusem na krzyżu. Wszelkie łaski jakich doświadczyła były dziełem Boga, który przyciągając ją do Siebie kształtował i przemieniał jej wnętrze. Święta Weronika stała się również uczennicą Matki Bożej, przez którą ofiarowała się Jezusowi. Piła z dwóch kielichów: jednego z krwią Chrystusa i drugiego ze łzami Maryi. Na polecenie swojego spowiednika przeżyła na nowo mękę Pana Jezusa, odtworzoną w każdym najmniejszym szczególe. Podczas każdej Komunii świętej doświadczała trzech łask: zjednoczenia, przemienienia i zaślubin niebieskich; które to łaski miały na celu wlanie do jej duszy Bożego życia.
„Na wojnę, na wojnę!”
Niezwykle głęboka relacja łączyła św. Weronikę z Maryją, czyniąc z jej wędrówki drogę maryjną. To Matka Boża była jej wierną Przewodniczką oraz najczulszą Matką, przez co ich serca mogły pozostawać zjednoczone. Sama Maryja nazywała ją „serce mojego Serca” i udzielała jej swoich łask, szczególnie cnoty czystości. W ostatnich latach życia Matka Boża dyktowała jej dziennik odzwierciedlający stany jej duszy.
Na łożu śmierci cierpi ona dotkliwe męki fizyczne, moralne oraz doświadcza pokus diabelskich, lecz zawierzając Bogu do końca raz jeszcze zwycięża Jego mocą. 9 lipca 1727 r. o świcie pobiegła do swego wytęsknionego Oblubieńca po wieczną nagrodę – Miłość bez końca!
Bogactwo duchowych doświadczeń św. Weroniki zapisane jest na 22 tysiącach stron rękopisu jej dziennika, który jest niewyczerpaną kopalnią i świadectwem mistycznych przeżyć oraz niesamowitej drogi miłości.
Weronika Giuliani, klaryska kapucynka, została ogłoszona przez Kościół błogosławioną w 1804 r., natomiast w 1839 r. – świętą. Ta, która słysząc Chrystusowe wezwanie „na wojnę, na wojnę!” zabiera się za lekcje fechtunku, podobnie jak św. Franciszek odkrywa, że nie do takiego boju powołuje ją Bóg, lecz do walki o wiele cięższej i trudniejszej – walki o dusze ludzkie. Stając w Bożych szeregach św. Weronika pokonuje wrogów duszy, a tym samym pokazuje swym życiem, że chrześcijanin powołany jest do świętości, która jest odbiciem samego Boga.
Przykład życia św. Weroniki Giuliani pokazuje, że tylko bezwarunkowa wierność Bogu i Matce Najświętszej pozwala zrealizować Boży plan względem nas – plan, który jest zawsze planem miłości – także wtedy, gdy prowadzi przez liczne cierpienia i trudne doświadczenia.
Zobacz całą zawartość numeru ►